Polityka międzynarodowa w wykonaniu Prawa i Sprawiedliwości jest ciągiem porażek, a nowa nominacja napawa pesymizmem. Minister spraw zagranicznych ma być pierwszym dyplomatą, a tymczasem już nietrudno nazywać go radykałem.
Polityka kompromitacji, rujnowania wizerunku Polski i ośmieszania go niekompetentnymi wysłannikami sięga jeszcze pierwszej kadencji rządów PiS w latach 2005-2007, gdy twarzą polskiej dyplomacji była Anna Fotyga.
Jakże żywe jest określenie „dyplomatołki” autorstwa profesora Bartoszewskiego, które niczym klątwa zawisło nad polityką międzynarodową PiS-u. Obszerniej pisałem o tym zjawisku podsumowując m.in. pierwszą kadencję Andrzeja Dudy, gdzie oczywiście pan prezydent jest bardzo mądry, ale najwyraźniej ma złych doradców, gdyż polityka międzynarodowa słabo mu wychodzi. Partia i prezydent miewają dobre pomysły w polityce wewnętrznej (a także wiele złych), ale sprawy zagraniczne nie są ich domeną.
Pechowy jest również sam resort MSZ, ponieważ kolejne nominacje dalekie są od odgrywania znaczącej roli w polskiej, europejskiej czy światowej polityce. Witold Waszczykowski już do samego końca zostanie zapamiętany z niefortunnych wypowiedzi, wdawania się w skazane na porażkę spory z Komisją Wenecką oraz Unią Europejską. San Escobar to lapsus, który Waszczykowskiemu można by było wybaczyć, gdyby nie fakt, że idealnie oddaje jego podejście do wykonywanej funkcji. I skutki tego podejścia.
Minister Jacek Czaputowicz swój urząd piastował niecałe trzy lata. Przez ten czas dał się poznać w zasadzie z niczego. Jego najbardziej znanym osiągnięciem będzie podanie się do dymisji w chwili, gdy na naszej wschodniej granicy rozgrywa się rewolucja. Kiedy jest szansa obrócić Białoruś do roli państwa przychylnego Polsce, a jednocześnie dyktator Łukaszenka wymyśla farmazony o polskich wojskach ustawiających się na europejskiej granicy, Czaputowicz ze stanowiska ucieka.
Nowym ministrem spraw zagranicznych zostaje Zbigniew Rau
Minister spraw zagranicznych to pierwszy dyplomata kraju. Andrzej Olechowski, Władysław Bartoszewski, Bronisław Geremek, Włodzimierz Cimoszewicz, Adam Rotfeld, Stefan Meller czy Radosław Sikorski w przeszłości z powodzeniem sprawowali ten urząd działając – oczywiście nie bez zastrzeżeń – z korzyścią dla sytuacji międzynarodowej Polski. Ich umiejętne działania, ważone wypowiedzi, rozgrywanie własnej geopolitycznej gry pozwoliły na wprowadzenie nas do struktur NATO, Unii Europejskiej czy wreszcie umocnienie pozycji kraju w Unii Europejskiej. Wielu spośród byłych ministrów spraw zagranicznych było cenionych przez polską i międzynarodową opinię.
Zbigniew Rau jeszcze nie objął swojego urzędu, a już jest obciążeniem dla obozu rządzącego. No zobaczcie zresztą sami, taki klasyczny zbulwersowany wujek z dalekiej rodziny i jego zdemonizowane przemyślenia na Facebooku.
Przeciętnemu politykowi wstyd byłoby wrzucić taką „analizę” do mediów. Zbigniew Rau zostanie szefem dyplomacji
O ile kandydatura Czaputowicza była raczej przyjmowana z uznaniem, jako kojąca twarz polskiej dyplomacji, tak za Rauem ciągnie się bagaż kontrowersji. Owszem, może i jest profesorem prawa na Uniwersytecie Łódzkim, ale sam rektor UŁ odcinał się od jego internetowych wypowiedzi na temat LGBT. Ja też jestem przeciwny wykorzystywaniu homoseksualistów przez lewicę do robienia polityki, jednak posty Raua były zdecydowanie bardziej kontrowersyjne, atakujące wprost mniejszości. Nie uważam, że Rau stawiał w jednym rzędzie homoseksualizm z zoofilią, pedofilią czy kanibalizmem, a raczej wymienił go w gronie pewnych zjawisk. Natomiast jestem zdania, że tak infantylny post, który był rozsyłany po Facebooku w formie sponsorowanej reklamy… To ciężki obciach dla kogoś, kto teraz chce być głową polskiej dyplomacji.
Osobiście jestem zaskoczony, że ktoś z takim bagażem „na dzień dobry” dostaje stanowisko, którego kryterium powinna być pewnego rodzaju nieskazitelność opinii w oczach środowisk międzynarodowych, które – jak wiadomo – są w kwestii praw LGBT szczególnie wyczulone. To w ogóle nie jest sprawa ideologii, to sprawa skuteczności. Tymczasem Zbigniew Rau już na starcie jest spalony w oczach naszych partnerów.