Właściciel bulteriera z Krakowa, który stał się bohaterem mediów społecznościowych, stanie przed sądem. Grozi mu kara pozbawienia wolności, chociaż on sam nie przyznaje się do winy. Ma do tego prawo.
Właściciel bulteriera z Krakowa stanie przed sądem
Na nagraniu, które swego czasu popularne było m.in. na Twitterze przedstawiono kontrowersyjną sytuację na wybiegu dla psów na Czyżynach (dzielnica/osiedle w Krakowie). Pies, bulterier, gryzł innego psa. Agresywny czworonóg nie był ani na smyczy, ani nie miał kagańca.
Jak wskazuje serwis „Kraków w Pigułce”, właściciel bulteriera zareagował, jednak według relacji świadków niezbyt szybko. Jeden z przechodniów nagrywał całe zajście, aż w pewnym momencie wywiązała się słowna sprzeczka pomiędzy właścicielem agresywnego psa, a nagrywającym zajście.
Film kończy się tak, że nagrywający do odchodzącego właściciela bulteriera wykrzyknął dosadne „spie**alaj”, na co ten, niczym rażony prądem, impulsywnie odwrócił się i podbiegł do świadka zajścia. Nie do końca widać co zaszło w ostatnich sekundach materiału, ale wiele na to wskazuje, że właściciel psa po prostu zaatakował nagrywającego.
Nagranie było jednak – co do samego faktu nieupilnowania swojego psa – zupełnie oczywiste. Reakcja internautów okazała się jednoznacznie negatywna i potępiająca takie zachowanie (i zaniechanie). Agresywnie zachował się – według nagrania – nie tylko pies, ale i jego właściciel. A w wypadku takich ras jest to mieszanka wybuchowa i groźna dla otoczenia.
Ciąg dalszy historii
Źródłowy portal donosi, że 46-letniemu właścicielowi bulteriera z Krakowa przedstawiono dwa zarzuty. Chodzi o przestępstwo z art. 157 §2 Kodeksu karnego
Kto powoduje naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia trwający nie dłużej niż 7 dni, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
A także czyn z art. 190 §1 Kodeksu karnego
Kto grozi innej osobie popełnieniem przestępstwa na jej szkodę lub szkodę osoby najbliższej, jeżeli groźba wzbudza w zagrożonym uzasadnioną obawę, że będzie spełniona, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Można zatem uznać, że nagrywający-pokrzywdzony mógł zostać co najmniej uderzony, a wobec niego pojawić się mogły groźby karalne. Czyn z art. 157 §2 kk ścigany jest z oskarżenia prywatnego, natomiast art. 190 §1 kk na wniosek pokrzywdzonego, więc to nagrywający zajście złożył stosowne zawiadomienia.
Warto wskazać, że 46-latek nie przyznał się do winy. Zastosowano wobec niego środek zapobiegawczy w postaci dozoru policyjnego, a także postanowiono o zakazie kontaktowania się z pokrzywdzonym.
Oczywiście nawet przy materiale wideo, a także żywiołowej reakcji opinii publicznej, nie wolno orzekać o winie, czy odpowiedzialności. Od tego są sądy, więc daleki jestem od medialnego rozstrzygania sprawy. Samo nagranie pokazywało jednak na tyle dużo, że odpowiednie organy nie powinny mieć problemu z ewentualnym ukaraniem sprawcy.