Na wczorajszej konferencji prasowej premier zapowiedział ograniczenia w sklepach w strefie czerwonej. To powrót do rozwiązań z początku pandemii. Od jutra obowiązuje nowy limit klientów w sklepach.
Nowy limit klientów w sklepach w strefie czerwonej – jedno z kilku nowych obostrzeń od 17 października
Premier Mateusz Morawiecki ogłosił wczoraj nowe obostrzenia na terenie Polski w związku z pogarszającą się sytuacją wywołaną pandemią koronawirusa. Część restrykcji jest wspólna dla strefy żółtej i czerwonej (w tej drugiej od soboty znajdą się aż 152 powiaty, na czele z największymi miastami – Warszawą, Krakowem, Gdańskiem, Łodzią czy Poznaniem). Część jednak będzie obowiązywać wyłącznie w strefie czerwonej. Tak jest m.in. w przypadku ograniczeń w sklepach – ustalony został nowy limit klientów w sklepach.
Na wczorajszej konferencji premier podał, że na jedną kasę w sklepie będzie przypadać 5 osób. Jak łatwo się jednak domyślić, to rozwiązanie wydaje się z góry bezsensowne, jeśli chodzi o sklepy wielkopowierzchniowe. Do tego samego wniosku rządzący doszli zresztą przecież już na początku pandemii, gdy później wprowadzili ograniczenia liczby klientów na metr kwadratowy, a nie na kasę.
Najwidoczniej ktoś sobie o tym przypomniał, bo dzisiaj już rzecznik rządu wyjaśnił, że nowy limit klientów w sklepach faktycznie będzie uzależniony od powierzchni. W sklepach o powierzchni mniejszej niż 100 m2 faktycznie będzie obowiązywać limit „5 osób na kasę”. Jeśli jednak sklep będzie miał ponad 100 m2, to obowiązywać będzie limit 1 osoby na 15 m2.
Niewykluczone, że jeśli liczba zakażeń nadal będzie rosnąć, rządzący zdecydują się na wprowadzenie podobnych ograniczeń w sklepach także w „strefie żółtej”, czyli de facto na terenie pozostałej części kraju. O ile oczywiście za tydzień lub dwa cały kraj nie stanie się strefą czerwoną, co wydaje się całkiem prawdopodobne.
Twitter znowu „źródłem prawa”
Niestety, wszystko wskazuje na to, że znowu powracamy do systemu, w którym o tym, jak interpretować nowe obostrzenia dowiadujemy się z Twittera, kolejnych konferencjach prasowych lub z wypowiedzi osób powiązanych z rządem. Taki chaos informacyjny i nagłe zmiany zdania udowadniają tylko, że rząd naprawdę nie przygotował żadnej strategii na jesień – a miał na to przecież sporo czasu. A można było już zawczasu opracować kolejne kroki na wypadek, gdyby ilość zakażeń zaczęła gwałtownie rosnąć – i nie chodzi tu już nawet o służbę zdrowia, ale właśnie o kolejne obostrzenia.