Obecnie koronawirus hamuje prawidłowe działanie sortowni. Coraz więcej pracowników składowisk i punktów przetwarzania śmieci przerywa pracę z powodu zakażania COVID-19, a przedsiębiorstwa porządkowe choć muszą, nie mogą skorzystać z żadnych państwowych ulg, wobec wymogów ekologicznych.
Jeszcze do niedawna państwo miało plan
Jak wskazuje Dziennik Gazeta Prawna, przez 180 dni obowiązywały wprowadzone 1 kwietnia ulgi dla przedsiębiorstw porządkowych, związanych z postępowaniem wobec odpadów w sytuacji niewystarczającej ilości pracowników, którzy musieliby odejść na kwarantannę. Przypomnijmy, że wówczas tarcza antykryzysowa zakładała w tym względzie decyzje wojewodów, którzy mogliby zezwolić podległym na swoim terenie instytucjom na składowanie i spalanie odpadów bez konieczności ich przetwarzania, czy na zmniejszenie ilości kategorii śmieci nawet do jednej i zaklasyfikowanie wszystkich jako odpadów komunalnych.
Na początku pandemii i na wiosnę dodatkowe przepisy nie były jednak aż tak bardzo potrzebne i w rezultacie nie zostały wykorzystane, czy to dlatego, że wojewodowie nie wydawali pozwoleń, czy też z braku zasygnalizowania przez urzędy miast i przedsiębiorstwa konieczności wprowadzenia ulg. Dzisiaj jednak sytuacja sortowni znacznie się zmieniła. Zresztą jak wszyscy widzimy, nie można porównywać pandemii sprzed wakacji ze stanem dziennych zakażeń, jaki panuje obecnie.
Koronawirus hamuje działanie sortowni i nie „podporządkowuje się” rozporządzeniom rządu
Dla sortowni i innych przedsiębiorstw zajmujących się odpadami należy dzisiaj wprowadzić ulgi, związane z przetwarzaniem i klasyfikowaniem śmieci. Jak sygnalizuje DGP na składowiskach czy przy instalacjach, które służą do recyklingu, pracuje bardzo niewiele osób, które obsługują maszyny, wymagające specjalistycznego przygotowania. Dziś niemal codziennie któryś z nich musi poddać się kwarantannie. Jeszcze w kwietniu, kiedy rządowy program obowiązywał, testy wskazywały pozytywny wynik tylko w pojedynczych przypadkach.
Wszystko wskazuje na to, że bez dodatkowych rozporządzeń wobec składowisk odpadów polskie miasta mogą utonąć w śmieciach. Zabraknie po prostu mocy przerobowych, które byłby w stanie poradzić sobie z zagospodarowaniem kilku frakcji odpadów i poddaniem ich recyklingowi. Rada Programowa Związku Pracodawców Gospodarki Odpadami już podjęła kroki w tej kwestii. Przewodniczący zapowiadają, że w gronie zrzeszonych firm, każda, której zabraknie pracowników, będzie mogła liczyć na „pożyczkę” kadry od związkowców.
Nowe rozporządzenie rządu powinno być poszerzone
Wstrzymanie prac przede wszystkim instalacji i zniesienie rygorów sortowania śmieci może być przykrym w skutkach rozwiązaniem. Odpady będzie trzeba składować przez długi czas lub spalić i razem z dymem wysłać w powietrze. Ucierpi na tym również przemysł recyklingowy, którego produkty z racji braku surowca będą musiały zdrożeć i tym samym odstraszyć klientów.
Nowe rozporządzenie, które nie wiadomo, czy się pojawi, powinno więc zająć stanowisko wobec tych trzech głównych problemów. Po pierwsze społeczeństwo nie może tonąć w śmieciach. Po drugie rząd musi się liczyć z tym, że słono zapłacić UE, jeżeli pozwoli na spalanie przetwarzanych dotąd odpadów np. plastiku. I po trzecie trzeba przecież ratować gospodarkę, a wydaje się, że branża recyklingowa może stracić najwięcej na zmianach, dotyczących składowisk.
Może warto byłoby uruchomić państwowe szkolenia dla kandydatów do pracy, którzy przejęliby obsługę specjalistycznych maszyn w sortowniach. Wydaje się, że tylko zasób nowych pracowników, którzy zastąpiliby pozostających na kwarantannie, może przynieść wymierny rezultat. Nie wiem jednak, skąd rząd mógłby wziąć na ten cel dodatkowe środki.