Sejm przegłosował właśnie ustawę, która pozwoli osobom skazanym za przestępstwa przeciwko środowisku zdobywać kontrakty na roboty budowlane zlecane przez podmioty publiczne.
Cóż to była za błyskawiczna akcja! 26 listopada odbyło się pierwsze czytanie rządowego projektu nowelizacji ustawy o umowie koncesji na roboty budowlane lub usługi, obszernego aktu prawnego obejmującego wiele szczegółowych rozwiązań. Prace poszły sprawnie – 27 listopada odbyło się już drugie czytanie na posiedzeniu Sejmu. Tego samego dnia obyło się trzecie czytanie. No i pyk, w ciągu kilkudziesięciu godzin od rozpoczęcia prac w Sejmie nad projektem ustawy, mamy uchwaloną ustawę.
I nie byłoby w tym nic szokującego, gdyby nie fakt, że w jednym miejscu postanowiono poprawić los środowiskowych przestępców.
PiS wsparł środowiskowych bandytów
Gdy bowiem spojrzymy w obowiązujące jeszcze brzmienie art. 32 ustawy o umowie koncesji (pół żartem, pół serio – to młodsza i trochę upośledzona siostra przepisów o zamówieniach publicznych; generalnie choćby o zlecania robót do wykonania), zobaczymy, że podmiot publiczny, który chce zlecić wykonanie robót, musi wykluczyć z postępowania wszystkich przestępców środowiskowych. Mówiąc prościej: ktoś, kto popełnił przestępstwo przeciwko środowisku (np. jego zanieczyszczanie albo niewłaściwe składowanie odpadów), nie ma szans na zdobycie roboty za państwową kasę.
I to właśnie Prawo i Sprawiedliwość postanowiło zmienić. Po wejściu w życie ustawy podmioty publiczne będą mogły wykluczyć środowiskową bandyterkę z postępowań, ale nie będą musiały. Przykładowo jeśli jakiś urząd uzna, że przestępca wykona roboty taniej niż ktoś, kto nigdy nie miał pod górkę z prokuratorem, to będzie mógł temu przestępcy prace zlecić.
Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii, które opracowało projekt, przekonywało, że taki jest wymóg dyrektywy unijnej nr 2014/24/UE. Szkopuł w tym, że to kłamstwo. Unijna dyrektywa w art. 57 wskazuje, w jakich przypadkach kogoś bezwzględnie należy wykluczyć z możliwości ubiegania się o umowę koncesji. Nie oznacza to jednak przecież, że tego katalogu nie wolno rozszerzyć.
Drugi argument ministerstwa był taki, że chodzi o mniej formalności. Przedsiębiorcy bowiem ponoć się skarżą, że są uczciwi, a muszą przedstawiać oświadczenia i zaświadczenia, że nie są wielbłądami. I to uzasadnienie być może byłoby przekonujące, gdyby nie fakt, że nadal bycie skazanym za jedno z kilkudziesięciu różnych przestępstw będzie wykluczało z możliwości uzyskania robót. Tym samym pod względem biurokratycznym nie zmieni się zupełnie nic – przecież oświadczenia czy zaświadczenia składa się nie oddzielnie na każdą jednostkę redakcyjną w kodeksie karnym, lecz zazwyczaj na jednym papierze. Nadal będzie trzeba to robić.
I teraz najlepsze: wśród przestępstw, które nadal będą uniemożliwiały uzyskanie robót od podmiotów publicznych, będą tak haniebne czyny jak „przekręcenie” licznika w aucie bądź wyzysk (lichwa). Będziemy mieli zatem taką sytuację, że ktoś, kto zlecił mechanikowi cofnięcie licznika w swoim samochodzie, nie będzie mógł uzyskać koncesji na roboty budowlane od państwowych jednostek. A ktoś, kto przy poprzednich robotach składował niebezpieczne odpady na czyimś podwórku albo dopuścił się zanieczyszczenia środowiska, które spowodowało śmierć człowieka – będzie mógł.
Jak to możliwe, że ostrzej będzie się traktowało lichwiarza albo drobnego samochodowego przekręciarza niż środowiskowych bandytów? Ministerstwo rozwoju znów tłumaczy, że to efekt brzmienia art. 57 unijnej dyrektywy. Ta bowiem nakazuje obowiązkowo wykluczać z postępowań sprawców nadużyć finansowych w rozumieniu art. 1 Konwencji w sprawie ochrony interesów finansowych Wspólnot Europejskich. Konwencja ta – jak sama nazwa wskazuje – dotyczy najpoważniejszych czynów, które zagrażają bezpieczeństwu Unii Europejskiej. Czy „przekręcenie” licznika w aucie lub wykorzystanie staruszki mu zagraża – niech każdy sam oceni.
Jedno jest pewne: Prawo i Sprawiedliwość postanowiło poprawić los osób skazanych za przestępstwa przeciwko środowisku, które zajmują się wykonywaniem prac budowlanych lub świadczeniem usług dla sektora publicznego.
Niepewne za to jest to, czy posłowie po prostu się pomylili, czy też ktoś, z nieznanego mi powodu, postanowił bardzo nieczysto zagrać.