Ministerstwo Sprawiedliwości chce walczyć z fake newsami i hejtem. Nowe przepisy dotyczyłyby m.in. wpisów w serwisach społecznościowych

Prawo Prywatność i bezpieczeństwo Technologie Dołącz do dyskusji (132)
Ministerstwo Sprawiedliwości chce walczyć z fake newsami i hejtem. Nowe przepisy dotyczyłyby m.in. wpisów w serwisach społecznościowych

Ustawa o ochronie wolności słowa. Ministerstwo Sprawiedliwości ma plan na walkę z m.in. fake news. Proponowane rozwiązania są częściowo innowacyjne, częściowo zaś iluzoryczne. Sama idea jest raczej dobra – popiera ją także Rzecznik Praw Obywatelskich.

Ustawa o ochronie wolności słowa

„Rzeczpospolita” donosi, że ustawa o ochronie wolności słowa jest już w fazie wstępnego projektu. Ministerstwo Sprawiedliwości chce zaproponować kompleksowe rozwiązania prawne, które pozwolą na eliminowanie z sieci fake news i obraźliwych treści.

Projekt zakłada kilka rozsądnych i innowacyjnych rozwiązań. Tak też zgodnie z jego treścią serwisy społecznościowe nie będą mogły usuwać treści i blokować kont użytkowników w sytuacji, gdy zamieszczone treści nie naruszają polskiego prawa. Ponadto w momencie usunięcia treści (analogicznie – zablokowania konta) każdy użytkownik zyska możliwość złożenia skargi. Na rozpatrzenie skargi serwis będzie miał 24 godziny. Jeżeli rozstrzygnięcie będzie dla użytkownika niezadowalające, to ten zyska możliwość skierowania sprawy do sądu.

Sytuacja wyglądać by miała podobnie w odniesieniu do obraźliwych treści. Jeżeli treść w ocenie użytkownika naruszałaby jego dobra osobiste, to także przysługiwałaby skarga, skutkiem której treści powinny zostać usunięte. W przeciwnym wypadku użytkownik miałby możliwość zaskarżenia decyzji do sądu. Ten zaś musiałby odpowiedzieć błyskawicznie – bo w ciągu siedmiu dni. Kompetencje orzecznicze w tym zakresie zyskałby powołany do tego celu sąd ochrony wolności słowa w jednym z sądów okręgowych.

Co ciekawe, takie postępowanie jurysdykcyjne miałoby formę jedynie elektroniczną. Serwis społecznościowy w momencie skierowania skargi do sądu przez użytkownika musiałby dostarczyć wymiarowi sprawiedliwości wszelką dokumentację związaną z rozpatrywanym przypadkiem. Same postanowienia sądów mają być prawomocne i wykonalne natychmiastowo. Jeżeli serwis nie wykona postanowienia, to będzie mógł otrzymać od Urzędu Komunikacji Elektronicznej karę w wysokości do 8 000 000 zł.

Dobre rozwiązanie?

Ponadto projekt ustawy zakłada wprowadzenie rozsądnego rozwiązania amerykańskiego, tj. ślepego pozwu – John Doe (taki nasz odpowiednik nn.) lawsuit. „Rzeczpospolita” wyjaśnia, że w sytuacji, gdy dobra osobiste naruszone zostaną przez nieznaną osobę (co w sieci ma miejsce w zasadzie zawsze), to użytkownik zyska prawo do złożenia pozwu w zw. z ochroną dóbr osobistych bez wskazania danych pozwanego wprost umożliwiających jego identyfikację.

Do złożenia pozwu wystarczyłby jedynie adres URL strony, na której znajdują się obraźliwe treści, data i godzina, a także nazwa profili, login lub nick użytkownika naruszającego dobra osobiste. Jeżeli sąd nie stwierdzi oczywistej bezzasadności roszczenia, to zobowiąże serwis społecznościowy do przekazania konkretnych danych.

Rozwiązania wydają się rozsądne, a samo wprowadzenie ślepego pozwu wielokrotnie proponował Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. Warto jednak – co wskazał RPO w tekście „Rz” – poczekać na pełną treść projektu ustawy o ochronie wolności słowa. Wtedy będzie można odnieść się do konkretów.

Idea wydaje się rewolucyjna, ale nie wolno zapominać o jednym „szczególe”. O ile mechanizm sprawdziłby się w kontekście – na przykład – Wykopu, to wątpię, że tak ochoczo z rodzimym wymiarem sprawiedliwości współpracować będzie Facebook, Instagram czy Twitter.