Główny doradca premiera ds. zwalczania Covid-19 wyjawił, dlaczego rząd nie planuje masowej akcji szczepienia nauczycieli zanim do szkół wrócą najmłodsze dzieci. Prof. Andrzej Horban przekonuje, że nauczyciele są młodzi i inteligentni, a państwo zapewni im narzędzia diagnostyczne. Czy to ma oznaczać, że seniorzy są nie tylko starzy, ale i głupi?
Przygotowania rządu do powrotu uczniów do szkoły nasuwają pytanie: czy nie lepiej byłoby po prostu najpierw zaszczepić nauczycieli?
Uczniów klas 1-3 już 18 stycznia czeka powrót do szkół po feriach. W międzyczasie trwa akcja testowania nauczycieli na obecność koronawirusa. Przygotowano także zaostrzone wymogi bezpieczeństwa sanitarnego, oparte o te obowiązujące jesienią. Jak zapewne wszyscy pamiętamy, parcie do przywrócenia nauczania stacjonarnego było prawdopodobnie jednym z czynników wzmagającym opłakane skutki jesiennej fali koronawirusa.
Wydaje się jednak, że nie mamy większego wyboru. Najmłodsi uczniowie niespecjalnie mogą zostać sami w domach, nie każdy rodzic może zapewnić im opiekę. Konieczność zajmowania się dziećmi oznacza tym samym poważne obciążenie – i dla rodziców i dla gospodarki. Przynajmniej z takiego założenia wychodzą rządzący.
Dość łatwo można dostrzec co może pójść nie tak. Nauczycieli, owszem, rząd zbada pod kątem zakażenia koronawirusem. Co jednak, jeśli pedagog złapie wirusa już po powrocie dzieci do szkoły? Nie da się ukryć, że o ile najmłodsi sami raczej nie chorują na Covid-19, o tyle całkiem nieźle roznoszą patogen w społeczeństwie. W warunkach szkolnych bardzo łatwo o transmisję wirusa. Być może więc zamiast testować nauczycieli, warto byłoby ich po prostu zaszczepić w pierwszej kolejności?
Nauczyciele są młodzi i inteligentni, rząd nie ma jak ich teraz zaszczepić, będą więc musieli sobie poradzić sami
Główny doradca premiera ds. zwalczania covid-19, prof. Andrzej Horban, wyjaśnił na antenie Poslat News dlaczego zdecydowano się na inne rozwiązanie. Otóż nauczyciele są młodzi i inteligentni. To oznacza, że skoro dostaną narzędzie diagnostyczne, to jeśli zachorują po prostu nie będą chodzić do pracy. Trzeba przyznać, że profesor Horban ma talent do dosadnych i kontrowersyjnych wypowiedzi.
Problem w tym, że akurat to niekoniecznie jest prawdziwe. Nie wszyscy nauczyciele są młodzi i zdrowi. Choć pandemia wielu starszych pedagogów skłoniła do rezygnacji z pracy, to wielu z nich wciąż bliżej ma do emerytury niż studiów. Założenie, że wszyscy będą zachowywać się absolutnie odpowiedzialnie i zgodnie z rządowymi założeniami jest dość naiwne. Przynajmniej w takim samym stopniu jak każde założenie opierające się w całości o zachowanie czynnika ludzkiego.
Istnieje jednak powód, dla którego masowe szczepienie nauczycieli nie jest w ogóle możliwe. Rząd postanowił w pierwszej kolejności zaszczepić najstarszych seniorów. Teoretycznie jest to posunięcie słuszne – bo to oni są najbardziej narażeni na ciężki przebieg choroby, powikłania i śmierć. Konsekwencją takiej decyzji – przy ograniczonej dostępności szczepionek i relatywnie powolnej akcji szczepień – jest jednak to, że państwo nie ma jak zaszczepić w tej chwili nauczycieli.
Rządzący stają przed dylematem rodem z antycznej tragedii – przy idącej zbyt wolno akcji szczepień zdecydowali skupić się na seniorach
Czy można było w ogóle postąpić inaczej? Nie sposób nie zauważyć, że rząd stanął przed dylematem rodem z antycznej tragedii. Jeżeli absolutnym priorytetem jest posłanie najmłodszych dzieci do szkół, to zaszczepienie nauczycieli wydaje się koniecznością. Jeśli to nie jest możliwe, to lepiej byłoby trzymać dzieci dalej na nauczaniu zdalnym.
To też jednak również nie jest możliwe – z uwagi na skutki dla gospodarki i rosnące rozdrażnienie rodziców, na których spada spora część ciężaru zdalnego nauczania. Jakby tego było mało, resztki dyscypliny społecznej podkopują kontrowersyjne decyzje rządzących, zachowanie polityków, czy nawet skrajnie nieodpowiedzialne działania Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Stąd właśnie założenie, że nauczyciele są młodzi i inteligentni – i jakoś będą musieli sobie na razie poradzić sami. Trzeba przyznać, że rządzący stanęli przed bardzo trudnym dylematem. Nie sposób zazdrościć im konieczności podjęcia takiej a nie innej decyzji. Pozostaje mieć nadzieję, że wybrali rzeczywiście najmniejsze zło spośród dostępnych rozwiązań.