14 stycznia 2021 r. zapisze się złotymi zgłoskami w dziejach polskiego sądownictwa. Tego dnia bowiem Krajowa Rada Sądownictwa pozbyła się ze swojego prezydium dwóch sędziów, którzy w ostatnich tygodniach chcieli wprowadzić odrobinę transparentności w działaniach rady.
Krajowa Rada Sądownictwa odwołała Leszka Mazura z funkcji przewodniczącego rady oraz Macieja Miterę z prezydium oraz funkcji rzecznika prasowego. To wielki sukces, bo dzięki temu działaniu już wredni dziennikarze nie będą mogli wyzłośliwiać się w stosunku do elity polskiego sądownictwa.
A cała sprawa zaczęła się od tekstu mojej redakcyjnej koleżanki z DGP Małgorzaty Kryszkiewicz. W połowie grudnia 2020 r. ujawniła ona, że niektórzy członkowie Krajowej Rady Sądownictwa znaleźli sposób na pobieranie znacznie wyższego wynagrodzenia za swoją pracę. Jak pisała red. Kryszkiewicz, w ciągu ostatnich pięciu miesięcy udało im się dorobić łącznie ponad 120 tys. zł. Rekordzistą jest sędzia Maciej Nawacki, który wzbogacił się o prawie 17,5 tys. zł.
„Członkowie KRS otrzymują dietę za każdy dzień przepracowany na rzecz rady. Nowatorski mechanizm był prosty: niektórzy, zamiast jak do tej pory pracować w komisjach działających w radzie w tych dniach, kiedy wypadają posiedzenia plenarne, zaczęli spotykać się w innych terminach. Przy tym w większości przypadków ich udział miał formę zdalną. Dzięki temu zamiast jednej diety (blisko 1 tys. zł) były im wypłacane dwie – jedna za udział w posiedzeniu plenarnym, druga za udział w komisji” – opisywała Małgorzata Kryszkiewicz. A, jak wynikało z protokołów prac komisji, o przemęczaniu się nie było mowy.
O sprawie dowiedzieliśmy się oczywiście dzięki czujności mej redakcyjnej koleżanki, lecz także dzięki faktowi, że praktyka dorabiania nie podobała się przewodniczącemu KRS Leszkowi Mazurowi oraz rzecznikowi rady Maciejowi Miterze. Wskazywali oni publicznie i wprost, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. To zaś rozsierdziło innych członków rady. No bo jak tak może być, że członkowie prezydium utrudniają dorabianie do skromnych, ledwie kilkunastotysięcznych, pensyjek, a na dodatek rzucają na pożarcie mediom?
Ba, nawet na posiedzenie rady został przygotowany raport, z którego wynikało, że biuro KRS nie powinno było ujawniać protokołów z posiedzeń komisji. Podczas gdy w rzeczywistości odpowiedziano po prostu dziennikarzom na wnioski o udzielenie informacji publicznej, czyli postąpiono zgodnie z prawem.
Postępowanie zgodnie z prawem jednak w Krajowej Radzie Sądownictwa nie znalazło uznania. Leszek Mazur został odwołany przy 15 głosach za odwołaniem, dwóch przeciw oraz dwóch wstrzymujących się. Zdecydowany brak poparcia ogół członków rady okazał też Maciejowi Miterze. Kto jak głosował, się nie dowiemy, bowiem oburzeni przywiązaniem sędziów do jawności zawnioskowali o przeprowadzenie głosowania tajnego.
Zarówno Leszek Mazur, jak i Maciej Mitera zostali pozbawieni swoich funkcji. Żadnego z nich nie jest mi żal – zajęli stanowiska w radzie, którą powołano w niekonstytucyjnej procedurze; zdecydowali się zostać bohaterami historii o tym, jak politycy przejęli wymiar sądownictwa. Skoro zaś dołączyli do tej gry, musieli liczyć się z konsekwencjami. Mówiąc wprost, standardy w radzie już od chwili powołania partyjnych nominatów nie są najwyższe. Okrutnie przewrotne jest jednak to, że odwołano dwie osoby, które w ostatnich tygodniach zachowały się przyzwoicie. Ot, po prostu postępowały zgodnie z prawem i potępiały wyciąganie publicznych pieniędzy przez znakomicie zarabiające osoby.