Przemysław Czarnek na antenie Polskiego Radia 24 przekonywał, że powrót do nauki stacjonarnej jest możliwy jeszcze w kwietniu. I to, być może, nawet dla wszystkich klas szkoły podstawowej. Ministerstwo Edukacji i Nauki najwyraźniej niczego się nie nauczyło z dwóch poprzednich fal koronawirusa. Na szczęście Ministerstwo Zdrowia jest nieco ostrożniejsze.
Powrót do nauki stacjonarnej dla najmłodszych roczników od dawna stanowił najwyższy priorytet dla rządzących
Do rzeczy pewnych w życiu, obok śmierci i podatków, możemy dopisać jeszcze jedną. Polskie ministerstwo edukacji planujące powrót do edukacji stacjonarnej jak tylko kolejna fala koronawirusa nieco osłabnie. Tym razem minister Przemysław Czarnek na antenie Polskiego Radia 24 taką właśnie optymistyczną wiadomość przekazał w czwartek słuchaczom.
Zapytany o to, czy uczniowie dokończą rok szkolny w formie stacjonarnej nie miał wątpliwości. „Dokończymy w szkołach, jestem o tym przekonany absolutnie„. Mało tego, minister stwierdził również: „Jestem przekonany, że od kwietnia wrócimy do nauki stacjonarnej i w przedszkolach i w szkołach (…) To zaszczepienie nauczycieli powoduje, że prawdopodobnie jeszcze w kwietniu uruchomimy nauczanie stacjonarne, być może całej podstawówki„.
Ministerswo Zdrowia ten entuzjazm nieco studzi. Dane tego resortu nie pozwalają na razie na wskazanie konkretnego terminu przywracania normalnego funkcjonowania polskiej edukacji. Równocześnie jednak przekonuje, że powrót do nauki stacjonarnej dla klas I-III szkoły podstawowej wciąż stanowi dla rządzących najwyższy priorytet. Tylko czy to aby na pewno dobry pomysł?
Dzieci być może rzadko chorują na covid-19, ale zarażają koronawirusem tak samo jak dorośli
Sam Przemysław Czarnek wprost przyznał dlaczego w ogóle zamknięto szkoły i zarządzono dla wszystkich roczników naukę zdalną. Chodziło oczywiście o to „by ograniczyć skok zakażeń koronawirusa i wspomóc w ten sposób system ochrony zdrowia„. Szczepienia nauczycieli rozpoczęły się już 12 lutego. Nauka zdalna także w klasach I-III szkoły podstawowej obowiązuje od 29 marca. Według obowiązującego rozporządzenia taki stan rzeczy utrzyma się co najmniej do 18 kwietnia.
Czy rzeczywiście zaszczepienie nauczycieli robi nam aż taką różnicę? To zależy. Z jednej strony szczepienie pedagogów zmniejsza ryzyko, że zachorują na covid-19. Biorąc pod uwagę, że kadra nauczycielska niekoniecznie składa się wyłącznie z młodych i zdrowych osób, to słuszne posunięcie. Skądinąd przyspieszenie szczepień nauczycieli wynika wprost z wagi, jaką w kalkulacjach rządzących ma każdorazowo szybki powrót do nauczania stacjonarnego.
Tyle tylko, że wirusa przenosić mogą również dzieci. O ile one same raczej nie chorują, o tyle zarażają tak samo jak dorośli. Pomimo zachowania wszelkich zasad ostrożności, uczniowie w klasach spotykają się codziennie. Realia polskiej szkoły raczej sprzyjają transmisji wirusa, niż ją utrudniają. Potem uczniowie wracają do domów, gdzie mogą zarazić pozostałych domowników.
Być może warto byłoby uznać rok szkolny 2020/2021 za stracony i po prostu czekać na zaszczepienie populacji do końca wakacji?
Czy to oznacza, że rządzący powinni zwlekać z powrotem uczniów do szkół? Niekoniecznie. O ile z medycznego punktu widzenia byłoby to może rozsądne posunięcie, o tyle w grę wchodzą także kwestie gospodarcze i społeczne. Najmłodszych dzieci nie sposób zostawić bez opieki. Co niekiedy oznacza poważny problem dla rodziców. Do tego nauka zdalna nie jest tak samo efektywna jak ta w szkole.
Problem w tym, że pospieszny powrót do nauki stacjonarnej również nie jest wskazany. Dokończenie roku szkolnego w budynku szkoły wcale nie wydaje się wartością samą w sobie. Być może lepszym rozwiązaniem byłoby uznać rok szkolny 2020/2021 za stracony i liczyć na skuteczność polskiej akcji szczepień. Przypomnijmy: Ministerstwo Zdrowia zakłada, że do końca sierpnia uda się zaszczepić wszystkich chętnych. Dopiero to może przynieść trwałą poprawę sytuacji epidemiologicznej kraju.
Warto także zauważyć, że szybki powrót do nauki stacjonarnej we wrześniu mógł sprzyjać eskalacji drugiej fali koronawirusa na przełomie października i listopada. Podobnie zresztą jak kolejny dyżurny błąd rządzących w postaci promowania ruchu turystycznego wewnątrz kraju. Na początku lutego ponownie zdecydowano się na powrót uczniów do szkół. I znowu: po nieco ponad miesiącu mieliśmy trzecią falę. Ponownie: kolejnym wartym uwzględnienia czynnikiem sprzyjającym rozwojowi epidemii była niewątpliwie turystyka.
Należałoby w końcu wyciągnąć wnioski. W przeciwnym wypadku czeka nas wakacyjna czwarta fala koronawirusa. Początek lata będzie w końcu sprzyjać także wszelkiej maści nieodpowiedzialnemu zachowaniu, a także przemieszczaniu się po kraju i za granicą. W tym kontekście powrót do szkół w kwietniu wydaje się raczej proszeniem o kłopoty.