Izraelczycy chcą zakładania specjalnych bransoletek osobom na kwarantannie. Chodzi o to, by osoby na kwarantannie nie mogły się – bez wiedzy organów sanitarnych – przemieszczać. Jak dalece posunąć się może władza w walce z epidemią?
Śledzenie obywateli na kwarantannie?
„The Jerusalem Post” pisze o nowych (choć już testowanych) rozwiązaniach mających na celu walkę z COVID-19. Chodzi o sposób, który pozwoli na dużo sprawniejsze kontrolowanie stosowania się do kwarantanny.
Mowa jest o specjalnych bransoletkach, które przez izraelskie organy sanitarne opisywane są jako wręcz kluczowy aspekt zapobiegania rozprzestrzenianiu się koronawirusa.
Co istotne, ich wprowadzenie zostało – mimo wcześniejszych, raczej jednoznacznych co do zamierzeń wypowiedzi – odłożone w czasie. Powodem takiego stanu rzeczy jest podobno wysoki koszt realizacji projektu.
Prezes przedsiębiorstwa odpowiadającego za produkcję specjalnych opasek w rozmowie ze źródłowym serwisem podkreślił, że bransoletki nie będą zbierać żadnych informacji poza tym, czy osoba przestrzega kwarantanny, tj. znajduje się w miejscu jej odbywania.
Chodzi tutaj o proste sprawdzenie, czy opaska znajduje się w odpowiednym obszarze – odbywania kwarantanny – czy też nie. Warto dodać, że, mimo iż wprowadzenie opasek zostało odłożone w czasie, to kilka tysięcy zestawów opasek jest już gotowych do wdrożenia.
Czy to zbyt restrykcyjne rozwiązanie?
Gotowych zestawów jest już około 5 tysięcy, a ich dystrybucja w zasadzie jedynie czeka na „zielone światło” od rządu. Co istotne, program pilotażowy zakończył się sukcesem.
Bransoletki były rozdawane obywatelom Izraela wracającym z zagranicy. Zestaw – w postaci bransoletki i montowanej w domu „centralki” – był najchętniej wybierają opcją kontroli przebywania na kwarantannie.
Jeżeli projekt jednak wejdzie w życie w szerszym zakresie, to z obowiązku noszenia opasek będą zwolnione z mocy prawa – osoby poniżej 14 roku życia, zaś osoby starsze – jedynie z ważnych przyczyn i na wniosek.
Mimo że powyższe dotyczy Izraela, a samo rozwiązanie jest pozytywnie odbierane przez społeczeństwo – a przynajmniej przez jego tak dużą część, że ich zdanie brane jest za uprawniające do wdrożenia specjalnych opasek – to powyższe nakazuje zastanowić się, gdzie jest granica.
Jak dalece można ingerować w wolność jednostki?
Powyższe pytanie jest oczywiście w pewnym sensie prowokacyjne, bo odnosi się do problemu, co do której nie ma jednoznacznego rozwiązania. Relacja pomiędzy dobrem ogółu a wolnością jednostki jest bardzo niejasna.
Trzeba dostrzec, że jeżeli pomysł wdrożenia tego typu opasek pojawiłby się w Polsce, to niemalże od raz spotkałby się z głośnymi protestami. Tym bardziej że opaski kojarzą się w pierwszej kolejności z systemem dozoru elektronicznego stosowanym w polityce penitencjarnej.
Zresztą sama aplikacja „STOP COVID” (dawne ProteGO Safe), mimo że od strony technologicznej bezpieczna, nie jest powszechnie w Polsce wykorzystywana. Dlaczego? Bo na początku pojawiły się teorie – ze sfery tych spiskowych – iż aplikacja służy do śledzenia lokalizacji. To samo donieść można do „Kwarantanny Domowej”, której instalacja jest przecież obowiązkiem, którego mało kto przestrzega.
Ingerencja państwa w wolność jednostki w celu ochrony ogółu powinna się jednak opierać na adekwatności, a także – koniecznie – celowości. Zagrożenie, które naruszaniem wolności jednostki państwo chce zwalczyć, musi być realne, zaś ograniczenie tejże wolności musi w sposób oczywisty – a nie hipotetyczny – zapobiegać jakieś większej szkodzie.
Tego rodzaju problematykę można odnieść do wszystkich wprowadzanych obostrzeń, czy ograniczeń. Niemniej „śledzenie” obywateli na kwarantannie – w świetle szczepień i ogólnego, zaawansowanego poziomu walki z pandemią – wydaje się po prostu nieadekwatne.