Jaś Kapela w Hejt Parku chyba nieco nieoczekiwanie stał się jednym z najważniejszych wydarzeń w polskim internecie w maju 2021 roku.
Jest to lewicowy publicysta, który sam siebie określa mianem „poety”. Myślę, że nie będzie grubą przesadą, jeśli przyznam, że jest z niego taki poeta, jak ze mnie piłkarz. Czyli ja się za takowego uważam, mój pies i trzyletni syn sąsiada w to wierzą, a społeczeństwo jeszcze nie zrozumiało. Ale dziś nie o tym.
Jaś Kapela w Hejt Parku
W programie prowadzonym przez dziennikarza sportowego Krzysztofa Stanowskiego dał taki popis lewicowości, że nawet inne znane twarzy lewicy stanowczo odżegnywały się od Kapeli i jego poglądów. Mam teorię, że pierwszy raz mieli okazję usłyszeć te głupoty z boku i skonfrontować je z rzeczywistością. Chętnie rozwinę ten temat w przyszłości.
Ja również oglądałem ten program i przyznam szczerze, że nie czerpałem z tego przesadnie dużej przyjemności. Zapewne znacie to uczucie, gdy patrzycie na coś, co odbywa się wbrew naturze i wiecie, że to nie jest dobre. Na przykład na cyborga idealnie odwzorowującego człowieka, ale… nie będącego człowiekiem. Cały czas w podobnym tonie coś mi nie grało podczas oglądania pamiętnego odcinka. Nie zdarza mi się to często, więc z tym większym zdziwieniem odkrywałem, że seansowi programu de facto rozrywkowego towarzyszy mi tak daleko idące poczucie dyskomfortu.
Jaś Kapela w Hejt Parku miał bronić opłaty reprograficznej
Zalążkiem do spotkania Kapeli ze Stanowskim miała być opłata reprograficzna. Szybko jednak stało się jasne, że „poeta”, podobnie jak większość polskich artystów zabierających zdanie w tym temacie, ma bardzo pokrętne rozumienie tego, czym jest opłata reprograficzna. Otóż koncepcja rekompensaty z tytułu dozwolonego użytku jest im obca, a sami artyści rozumieją opłatę raczej jako coś w postaci socjalu. Ogólnonarodowego stypendium, by mogli realizować swoje artystyczne pasje. W tej formie opłata jest nie do obrony i wcale nie trzeba być wcale butnym dziennikarzem z 25-letnim stażem, by rozsmarowywać po ścianie tych wszystkich tancerzy i innych odklejeńców, którzy chcą by rekompensować im ich hobby pretensjonalnie nazywane przez nich samych „sztuką”.
Skoro więc dyskusja polskiego środowiska „artystycznego” nie jest tak naprawdę dyskusją o istocie prawa autorskiego, a raczej sprowadza się do „są do wyrwania jakieś pieniążki, które nam się należą, bo w naszym własnym mniemaniu jesteśmy ważni”, Jasiowi Kapeli pewnie nie przyszło do głowy, że sam w świetle tego prawa autorskiego… być może stał się bestsellerem.
Jaś Kapela w Hejt Parku zarobił 700 złotych brutto
Kiedy mówiłem o uczuciu dyskomfortu podczas oglądania pamiętnego odcinka, miałem na myśli nie tylko postać Jasia Kapeli, który sprawiał wrażenie, jakby powinien się tam pojawić z prawnym opiekunem, ale opiekun utknął w windzie.
Nieszczególnie dobrze odebrałem też występ Krzysztofa Stanowskiego, który w oczywiście zaplanowanym i dobrze przemyślanym geście postanowił rzucić Kapeli pieniądze za udział w programie. Czynił to wszystko w taki sposób, jak gdybyśmy właśnie oglądali jakiś film Smarzowskiego i scenę ośmieszania wyjątkowo upodlonej, wzgardzonej prostytutki. Nie było w tym klasy, natomiast mam też świadomość, że nie miało być. Gest przyniósł nie tylko tani poklask core’owej widowni Kanału Sportowego, ale też przede wszystkim potwierdził w oczach widzów pewną tezę. Był to prymitywny, ale jednak zabieg artystyczny, co oznacza mniej więcej tyle, że Stanowski wyciągający plik banknotów wciąż jest bliżej sztuki, niż wiersze Jasia Kapeli. Gdybyście mieli jeszcze jakieś złudzenia, to zwracam uwagę, że teraz czytacie właśnie krytykę tego utworu.
Udział w programie jest co do zasady nieodpłatny
Jak deklarują twórcy, za udział w Hejt Parku nie jest wypłacane wynagrodzenie. Z mojego punktu widzenia jest to zrozumiałe i akceptuję takie podejście. No bo choć na dłuższą metę takie programy nie mają prawa istnieć bez gości, to jednak pewna ciągłość organizacyjna spoczywa na twórcach formatu, a goście też przecież zyskują na nieprzymusowym przecież udziale dzięki autopromocji. Warto podkreślić, że udział w programie nie jest przymusowy. To znaczy, że jeśli komuś nie odpowiadają warunki finansowe, nie musi się w nim pojawiać.
Oczywiście w polskich mediach nieodpłatny udział w programach jest formatem dominującym, ale nie jest regułą. Kuba Wojewódzki goszcząc ostatnio Lecha Wałesę żartobliwie narzekał na jego stawki za udział w programie (choć miejmy też na uwadze, że były prezydent uskarża się na problemy finansowe i odniosłem wrażenie, że program w TVN miał za zadanie pomóc mu nieco w godny sposób zbudować niewielką poduszkę).
Jaś Kapela przychodząc do Hejt Parku twierdził, że wykonuje pewną pracę i z tego tytułu należy mu się wynagrodzenie. Choć organizatorzy odmawiali uznania jego prawa do wynagrodzenia z tego tytułu, ostatecznie – być może ze wspomnianych wcześniej przyczyn czysto artystycznych – zdecydowali się na zapłacenie mężczyźnie łącznie 700 złotych brutto, na co wystawił nawet fakturę.
Jaś Kapela w Hejt Parku stał się bestsellerem
Zastanawiam się, czy skoro Jaś Kapela otrzymał wynagrodzenie, to formalnie nie uznano jego współautorstwa danego odcinka. To oczywiście czysto hipotetyczna kwestia, bo przecież wynagrodzenie mogło być z innego tytułu, a i do bycia współautorem nie trzeba przecież od razu dostawać wynagrodzenia.
Zauważmy jednak, że odcinek Jasia Kapeli mający obecnie 2,1 miliona wyświetleń, za chwilę będzie drugim najpopularniejszym filmem na Kanale Sportowym. Swoją drogą – zaraz po odcinku z Marcinem Najmanem – co chyba też w pewnym stopniu zainspirowało Jasia, który już wyzywa ludzi do walki i przymierza się do bycia prekursorem nowego nurtu patopoezji.
Hejt Park to audycja, która emitowana jest w ramach współpracy z producentem piwa. To jest współpraca pewnie za kilkaset tysięcy złotych, może nawet liczona w milionach, w zależności od tego, na jak długo jest obliczona. Każdy twórca internetowy marzy o takich umowach reklamowych i marzy też o tym, by dowozić potem klientowi tak nieprzyzwoite liczby, jak choćby 2 miliony wyświetleń jednego odcinka. Co więcej, nawet jak to piwo już sobie pójdzie, to dział sprzedaży Kanału Sportowego jeszcze przez lata będzie pokazywał liczby Jasia Kapeli na spotkaniach z kolejnymi, potencjalnymi reklamodawcami. Są jeszcze reklamy AdSense emitowane przy filmie, które przy 2,1 milionach odsłon zapewne też zarobiły ponad te 700 złotych brutto.
No i wreszcie rekompensujące brak reklam pieniądze od posiadaczy YouTube Premium, do których grona się nieskromnie zaliczam. O, to swoją drogą jest ciekawy temat do analizy opłaty reprograficznej, ale tu trzeba mieć z kim rozmawiać, a nie kolejnym leśnym dziadkiem z OZZ-ów mówiącym o wpływie kultury na samorozwój społeczeństwa.
Jaś Kapela w Hejt Parku zarobił za mało?
I tak sobie myślę, czy Jaś Kapela – rzekomo „artysta”, na pewno autor – analizując wnikliwie ustawę o prawie autorskim i prawach pokrewnych nie powinien rozważyć gambitu Sapkowskiego. Rzeczą, którą mam na myśli jest klauzula bestsellerowa wyrażona w art. 44 ustawy:
W razie rażącej dysproporcji między wynagrodzeniem twórcy a korzyściami nabywcy autorskich praw majątkowych lub licencjobiorcy, twórca może żądać stosownego podwyższenia wynagrodzenia przez sąd.
Temat ten szeroko omawialiśmy podczas sporu Andrzeja Sapkowskiego z CD Projekt RED, który ostatecznie zakończył się pragmatyczną ugodą.
Czy zatem Jaś Kapela w Hejt Parku powinien zarobić więcej, niż kwota, na którą umówił się w czasie trwania programu? Teoretycznie jest taka możliwość, ale praktycznie – myślę, że nie.
Przede wszystkim już sama koncepcja „współautorstwa” wywiadów jest na gruncie prawa autorskiego co najmniej kontrowersyjna. Część osób podziela ten pogląd, ale generalnie zapewne czynią to bardziej w odniesieniu do takich publikacji jak na przykład „wywiad rzeka”. Po drugie – mimo wszystko trudno mówić, że to fenomen pięknego umysłu Jasia Kapeli przyczynił się do komercyjnego sukcesu odcinka – sponsorzy przyszli do niego ze względu na nazwiska czterech wielkich marek dziennikarstwa sportowego i nawet nie mogli się spodziewać, że skromny poeta zrobi tam takie show. Nie widzę więc bezpośredniej relacji między „autorstwem” Kapeli, a korzyściami Kanału Sportowego – może z wyjątkiem przychodów z Google AdSense, ale te znowuż też nie są aż tak duże by mówić o dysproporcji, a przecież niewątpliwą rolę w powstaniu programu miał też Krzysztof Stanowski, produkcja, scenografia itd.
Pomimo tych niewątpliwie rozczarowujących wniosków, sama koncepcja bestsellerowego charakteru odcinka cieszy. Po raz kolejny lewicowy aktywista pięknie zagrał na instrumencie i ku chwale polskiego biznesu.