Dwaj znani aktywiści postanowili pozbierać śmieci z plaży w Helu. Zebrali ich… prawie 750 kilogramów. I poprosili władze miasta, żeby odebrały 50 pełnych worków. Ratusz jednak odmówił, tłumacząc się kosztami i tym, że nie jest on gospodarzem plaży. Mamy więc tak drogie śmieci, że nawet zebranie ich przez wolontariuszy nie musi oznaczać, że trafią one na wysypisko. I choć zachowanie władz Helu wydaje się oburzające, to częściowo trzeba je wziąć w obronę.
Drogie śmieci w Helu
Jakub i Dawid to para znana z tego, że stara się oswajać w Polsce tematykę praw osób LGBT. Niedawno obśmiali homofobów zbierając w Łowiczu podpisy za wycofaniem… serków homogenizowanych. Jednak w przypadku akcji w Helu postanowili pokazać się również z ekologicznej strony. Podczas majówki wzięli się za sprzątanie pięciokilometrowego odcinka plaży między Juratą a Helem. „Dlaczego? Bo nigdy nie widzieliśmy brudniejszej plaży niż tej w Helu. Nie tej od strony morza, którą odwiedzają turyści, ale tej bardziej kameralnej – od strony Zatoki Gdańskiej”, pisali w maju na Facebooku Jakub i Dawid. I faktycznie było co zbierać, bo wyszło z tego około 750 kilogramów odpadów w 50 workach. Para zebrała worki w jedno miejsce i poinformowała władze miasta, że trzeba je zabrać na wysypisko. I na tym akcja miała się skończyć. Ale się nie skończyła.
Bo okazało się, że helski ratusz wcale nie jest skory to zabrania tych śmieci. „Czy Państwo z kimś to sprzątanie ustalali? A Panowie wiedzą ile to będzie kosztowało? Tak poważne decyzje może podjąć tylko sam burmistrz”, powiedziała pani z urzędu, cytowana w kolejnym wpisie na Facebooku. Następnego dnia ta sama pani poinformowała, że Hel nie ma pieniędzy na zabranie tych śmieci, a poza tym plaża nie należy do miasta. Na koniec padły jeszcze następujące słowa:
Proszę zrozumieć burmistrza, bo on jest teraz pochłonięty budową największej na świecie latarni morskiej z bursztynu i biciem rekordu Guinnessa. To wielkie wydarzenie i kosztuje niemało, więc miasto nie może wydawać dodatkowych funduszy na jakieś śmieci.
Worki leżały więc na powietrzu przez kilka tygodni, w międzyczasie podziobały je ptaki i część śmieci się wysypała. Ostatecznie śmieci odebrał Urząd Morski w Gdyni, który przysłał specjalnie na ten cel jednostkę z oddalonego o 50 kilometrów Rozewia.
Sprawa nie jest jednoznaczna
Na pierwszy rzut oka wygląda to na kompletną ignorancję władz Helu i zrażanie wszystkich przyszłych ochotników do sprzątania śmieci. Ale diabeł (w końcu welcome to hel!) tkwi w szczegółach. Urzędniczka miała absolutną rację mówiąc, że plaża nie jest terenem należącym do helskiego samorządu. Na zdecydowanej większości polskiego wybrzeża plażami zarządzają urzędy morskie. To one odpowiadają między innymi za utrzymanie porządku czy zachowanie odpowiedniego stanu wydm. Jakub i Dawid powinni więc poinformować urząd morski, że zebrali te śmieci i że warto byłoby je zabrać.
Osobną kwestią są koszty wywiezienia odpadów. Zestawienie ich przez panią z urzędu z rekordem Guinessa i bursztynową latarnią oczywiście brzmi niesmacznie. Nie można jednak zapominać o tym, że ustawa śmieciowa podwyższyła, i to znacznie, koszty wywozów odpadów. Na co dzień ponosimy je w sporej części my, ale mając do czynienia ze śmieciami – nazwijmy to – „publicznymi”, koszty ponosi właśnie gmina. A samorządy od miesięcy przekonują, że opłaty za wywóz śmieci drenują ich budżety. Zatem patrząc z punktu widzenia czysto rachunkowego, władzom Helu wywiezienie tych śmieci kompletnie się nie opłacało. Nie mówiąc już o tym, że – jak opisaliśmy wyżej – plaża znajduje się pod opieką zupełnie innego gospodarza. I to takiego, który dysponuje środkami z budżetu państwa, czyli w porównaniu do małego Helu, de facto nieograniczonymi.
Sprawdź zanim pozbierasz
Zatem nawet jeśli myślisz, że robisz coś tak bezinteresownie dobrego jak wysprzątanie na ochotnika plaży, to wciąż warto – a wręcz należy – zorientować się w procedurach. Kwestie własności danych terenów są kluczowe w sytuacji, kiedy wiemy że nie będziemy w stanie samemu zawieźć śmieci na wysypisko (gdzie w dodatku musielibyśmy z własnej kieszeni za to zapłacić). W przypadku plaż sprawa jest prosta – zawsze najlepiej przed taką akcją, szczególnie jeśli przybiera ona tak imponującą skalę jak u Jakuba i Dawida, skontaktować się z danym urzędem morskim. I liczyć na to, że po drugiej stronie słuchawki będzie urzędnik bardziej empatyczny niż pani z ratusza w Helu.
(zdjęcia pochodzą z Facebooka Jakub i Dawid)