„Naturalnym odruchem mężczyzny jest dążenie do przekazania swoich genów. Jest to prawo, którego nigdy nie powinno się mu odbierać. Naturalnym obowiązkiem kobiety jest przyjęcie materiału biologicznego mężczyzny, za każdym razem, kiedy on tego wymaga”.
To, delikatnie przeformułowany (oryginał nie nadawał się do zacytowania), komentarz znaleziony pod tekstem zatytułowanym „Zdjęcie prezerwatywy bez jej wiedzy w trakcie stosunku – kompleksowy przewodnik” (dla zainteresowanych – tekst, w języku angielskim, można znaleźć na forum experienceproject.com).
Stealthing, którego dotyczy „przewodnik”, to, nie owijając w bawełnę, forma gwałtu. Polega na mniej lub bardziej dyskretnym zdjęciu/rozerwaniu prezerwatywy bez wiedzy partnerki i osiągnięciu satysfakcji seksualnej, w sposób umożliwiający zaspokojenie „naturalnych instynktów”. Stealthing „umożliwia” też zajście w ciążę i zarażenie się chorobami przenoszonymi drogą płciową. Poza tym jest ewidentnym naruszeniem zaufania i pogwałceniem godności partnerki, lub, w niektórych przypadkach, partnera. To nie wydaje się jednak być wystarczającym powodem, dla którego warto byłoby uszanować wolę drugiego człowieka.
Nie jest to nowa praktyka – cytowany wpis pojawił się na forum w 2012 roku, ale dopiero teraz stealthingiem zainteresowały się media. Wszystko za sprawą artykułu opublikowanego przez Alexandrę Brodsky w Columbia Journal of Gender and Law, Vol. 32, No. 2, 2017. Autorka przeprowadziła szereg rozmów z ofiarami takiego zachowania. Opisały one swoje doświadczenia i uczucia, towarzyszące dowiedzeniu się, że ich partner w trakcie stosunku pozbył się zabezpieczenia. Wszystkie te osoby uważają stealthing za wyraźne naruszenie ich autonomii i odebranie im możliwości decydowania o sobie i swoim ciele.
Dlaczego porównuje się stealthing do gwałtu?
Na początku tego roku Szwajcarski sąd wydał wyrok, w którym skazał za gwałt mężczyznę, który zdjął bez zgody partnerki prezerwatywę w trakcie stosunku. Sąd uznał, że jeżeli kobieta wiedziałaby o zamiarach mężczyzny, nie zgodziłaby się na współżycie. Jak pisze w swoim artykule Brodsky:
„Styczność ze skórą członka partnera jest czymś innym niż styczność z prezerwatywą, więc wymaga oddzielnej zgody. Zgoda na jeden rodzaj kontaktu seksualnego nie jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na każdy inny rodzaj współżycia.”.
„Co jest nie tak? Przecież musiałaś wiedzieć, że zdjąłem prezerwatywę”
Najgorsza jest motywacja mężczyzn dopuszczających się stealthing’u. Nie chodzi im tylko o to większą przyjemność fizyczną, która towarzyszy współżyciu bez zabezpieczenia. Ważny jest również dreszczyk emocji i przewagę na kobietą, która staje się w łóżku jedynie narzędziem umożliwiającym wypełnianie dziejowej misji rozprzestrzeniania swoich genów po świecie. W „przewodniku” autor opisał 3 różne sposoby na stealthing, a poza tym przedstawił rozmaite „sztuczki i techniki”, z których korzysta, kiedy chce mieć pewność, że „za każdym razem, kiedy współżyję z kobietą, uda mi się skończyć w niej”.
Język, niezbyt elegancki, którym posługuje się ten „profesjonalista” i komentarze, w podobnym tonie, zamieszczone pod tekstem sprawiają, że zaczynam się zastanawiać nad tym czy wszyscy dotarliśmy już mentalnie do XXI wieku. Patrząc na zjawiska takie jak stealthing i stwierdzenia typu: „nie wiem jak mogłaś nie zauważyć” i „kobiety, które zgadzają się na seks bez zabezpieczeń zasługują na to, żeby je zapłodnić” mam co do tego poważne wątpliwości.