Długo cieszyliśmy się najniższymi w historii stopami procentowymi. Przywykliśmy, że wskaźnik WIBOR jest znacznie poniżej 1 procenta. Dlatego nie sam fakt ostatniej podwyżki stóp zszokował, ale jej wielkość. Mimo tego nadal jeszcze mamy realnie niskie stopy procentowe, a kredyt względnie tani. Względnie, bo to zależy od tego, ile mamy jeszcze do spłaty. A także czy zadłużyliśmy się „pod korek”, wykorzystując maksymalną zdolność kredytową.
Nadal jeszcze mamy realnie niskie stopy
Miesięczna rata kredytu składa się z dwóch części. Kapitałowej i odsetkowej. Wysokość tej drugiej zależy od tego, ile kapitału pozostało do spłaty. Jaka jest marża banku i jak wysoki jest, w przypadku kredytów złotowych, wskaźnik WIBOR. Może się on zmieniać co 3 miesiące (WIBOR 3M) czy na przykład co 6 miesięcy (WIBOR 6M). Wysokość WIBOR-u zależy od stóp procentowych ustalanych przez Radę Polityki Pieniężnej. Długo ten wskaźnik nie zmieniał się i wynosił 0,25 – 0,24 procent (WIBOR 6M). Praktycznie od 2002 roku, gdy wynosił ponad 11 procent ciągle spadał. W normalnej sytuacji jeśli rośnie inflacja, to rośnie też oprocentowanie. Banki centralne, w tym polski, postanowiły nie reagować. Mało gdzie w UE jednak inflacja jest tak w duża, jak w Polsce. Dlatego wbrew wcześniejszym zapowiedziom prezesa NBP, RPP podniosła nieznacznie stopę w październiku i teraz już mocniej w listopadzie. Kolejne spotkanie RPP odbędzie się w grudniu i najprawdopodobniej możemy się spodziewać kolejnej podwyżki. A potem następnej. W tej chwili analitycy prognozują się, że główna stopa znajdzie się w ciągu kilku miesięcy na poziomie około 3 procent. Dziś, przy stopie 1,25 mamy jeszcze tanie kredyty, ale to się może zmienić.
Cenę robi marża
Jeśli przy wysokości wskaźnika WIBOR 6M – 0,25 proc. za kredyt trzeba zapłacić 2,60 procent, to znaczy, że o koszcie kredytu decyduje wysokość marży. Zakładając, że marża pozostanie na tym samym poziomie (2,35 proc.), a stopa procentowa wyniesie 3 procent, to oprocentowanie kredytu wyniesie 5,35 proc. Jeśli dziś ktoś pożyczył z banku 250 tys. zł na 25 lat, to przy ratach równych płacił 1130 zł miesięcznie, a przy malejących 1380 zł. Przy oprocentowaniu 5,35 proc. będzie to odpowiednio 1510 zł i 1950 zł. Wzrost spowodowany ostatnią podwyżką będzie oczywiście niższy. Pytanie czy 200, 300 albo 400 zł więcej do zapłaty bankowi to istotnie odczuwalne obciążenie? To zależy od tego, jakim kto dysponuje budżetem. Powód do niepokoju mogą mieć ci, którym rata już dziś przekracza połowę miesięcznego dochodu.
Zwłaszcza że nie jest to jedyna podwyżka, która nas dosięga. Jeśli dodamy do tego wyższy czynsz do wspólnoty, droższe jedzenie, wzrost wydatków na paliwo, ubrania, przedszkole, prąd, gaz… To na pewno będą tacy, którym budżet domowy przestanie się spinać, mimo ciągle jeszcze tańszego niż lata temu kredytu. Pewnie będą tacy szczęśliwcy, którym wzrost kosztów zrekompensuje w jakimś stopniu wzrost płacy.
Tanio to mają w euro
Zdaje sobie sprawę, że ocena, że nadal mamy względnie tanie, zwłaszcza hipoteczne, kredyty, może, niektórych oburzyć. Tanio to mają w strefie euro – można powiedzieć. W sierpniu 2021 średnie oprocentowanie dla tej strefy kredytów hipotecznych było na poziomie 1,3 procent. Najtaniej wypada Portugalia. Tam kredyt hipoteczny latem kosztował 1 proc. I jak, można wywnioskować z wypowiedzi prezes EBC, w strefie euro kredyty w przyszłym roku nie zdrożeją. Na pocieszenie przypomnę, że WIBOR po wzrostach może zacząć maleć. Wiele tu zależy od tego czy uda się w Polsce opanować inflację. Ważne jest też to, by na świecie nie doszło do jakiegoś krachu. Martwienie się nie pomoże więc przyjmijmy, że będzie lepiej.