Do niedawna świat mógł podziwiać Nową Zelandię głównie z epickich krajobrazów z Władcy Pierścieni. Ale być może już niedługo będzie ją podziwiał za coś innego. A konkretnie za to, że Nowozelandczycy – jako jedni z pierwszych na świecie – chcą całkowicie zgasić papierosy. Rząd w Wellington chce wychować pierwsze w historii tego kraju „pokolenie wolne od dymu papierosowego”. I ma odważny, kompleksowy plan walki z papierosami, który może się udać.
Nowa Zelandia nie owija w bawełnę: papierosy mają trafić na śmietnik historii. Za wszelką cenę. Pomóc ma w tym nowe prawo: „The Smokefree Aotearoa 2025 Action Plan”, czyli plan walki z dymem papierosowym. Jego celem jest wychowanie pierwszego w historii tego kraju pokolenia, które nie będzie dłużej narażone na działanie dymu papierosowego. Co konkretnie wchodzi w skład tego planu?
Pożegnanie dymka
Nowozelandzcy politycy, na czele ze swoim Ministerstwem Zdrowia, chcą, żeby już w 2025 r. papierosy paliło tylko 5 proc. społeczeństwa. Dzisiaj to około 13 proc. Najbardziej „palący” jest problem palenia w rdzennej grupie Maorysów, w której papierosy pali co trzeci dorosły.
Do 2027 r. w życie ma wejść szereg przepisów, które utrudnią palaczom raczenie się papierosowym dymkiem – i zachęcą do rzucania nałogu albo do… przechodzenia na mniej szkodliwe i bezdymne zamienniki papierosów. Bo Nowa Zelandia widzi sens i w takiej metodzie: jak nie kijem, czyli zakazem sprzedaży papierosów – to marchewką, czyli zachęcaniem palaczy do zmiany ich przyzwyczajeń na te mniej obciążające ich zdrowie – i budżet państwa.
W tym kraju legalne są dwie takie bezdymne alternatywy do papierosów: e-papierosy i podgrzewacze tytoniu. Obydwa Ministerstwo Zdrowia Nowej Zelandii wymienia jednym tchem jako mniej szkodliwe i nazywa produktami do vapowania. Nazywa je też „skutecznymi narzędziami do rzucenia papierosów”:
„To ważne narzędzia. Na pewno znajdą się osoby mające coś do powiedzenia w temacie vapowania przez młode osoby, ale dzisiaj skupiamy się głównie na tym, żeby w pierwszej kolejności powstrzymać ludzi przed paleniem papierosów. Do uzależnienia od papierosów zazwyczaj dochodzi w młodości, dlatego uważamy, że możemy powstrzymać przed paleniem całe pokolenie” – mówiła Jacinda Ardern, Premier Nowej Zelandii.
Początek końca papierosów
Rok 2027 to data początku końca papierosów w Nowej Zelandii. Od tego momentu nawet osoby pełnoletnie (18 lat) nie będą już mogły w tym kraju legalnie kupić paczki papierosów.
Zresztą, być może nawet nie będą miały gdzie ich kupić. Bo liczba sklepów (tzw. corner-shopów) sprzedających papierosy ma zostać wycięta: z działających 8 tysięcy obecnie ma zostać około 500 takich sklepów.
Wprowadzony w tym roku zakaz sprzedaży papierosów i innych wyrobów tytoniowych do palenia (np. cygar czy tytoniu do samodzielnego skręcania) nie obejmie natomiast ani e-papierosów, ani podgrzewaczy tytoniu. Nowozelandzkie ministerstwo zdrowia zresztą dwoi się i troi, chcąc zachęcić palaczy do zerwania z papierosami wszystkimi dostępnymi metodami. I do statystyki tych rozstających się z papierosami – wlicza tych palaczy, którzy przeszli na którąś z bezdymnych alternatyw.
Przykład dla Polski?
W Polsce prawo podobne do tego, które zacznie obowiązywać w Nowej Zelandii, wydaje się na dziś mało realne. U nas po papierosa sięga co trzeci Polak i co piąta Polka. Ten nałóg wpływa negatywnie nie tylko na stan portfeli palaczy, ale również – na system ochrony zdrowia. Leczenie palaczy pochłania nawet ok. 15 proc. rocznych nakładów na ochronę systemu ochrony zdrowia. Można mieć jednak nadzieję, że chociaż część palących – w ramach noworocznych postanowień – będzie chciało zerwać z nałogiem.
Kuleje u nas na pewno edukacja i profilaktyki antynikotynowa. Nasz NFZ – mówiąc delikatnie – problem nikotynizmu po prostu olewa. Dobitnie i bez ogródek podkreśliła to dr Magdalena Cedzyńska, kierująca Poradnią Pomocy Palącym przy Narodowym Instytucie Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie przy Państwowym Instytucie Badawczym. Podczas konferencji „Środy o zdrowiu z Komisją Europejską” w serwisie PAP Zdrowie, realizowanej we współpracy z Przedstawicielstwem Komisji Europejskiej w Polsce, nie zostawiła suchej nitki na leczeniu nikotynizmu w Polsce:
„Są 3 specjalistyczne poradnie antynikotynowe na całą Polskę: w Krakowie, Warszawie i w Gdańsku. To niewiele. Jeśli chodzi o poziom POZ-ów, to jak spojrzymy na liczbę kontraktów – w województwie mazowieckim tylko 18 lekarzy zakontraktowało leczenie uzależnienia od nikotyny, w województwie śląskim – zero, w woj. małopolskim – 10 lekarzy. Od kilku lat liczba osób otrzymujących pomoc w ramach takiego programu to około 800 pacjentów rocznie. To jest niewspółmierne do potrzeb. I na poziomie POZ-ów i lekarzy POZ-ów, ten program absolutnie nie działa. On nie działa przede wszystkim dlatego, że finansowo jest bardzo źle potraktowany przez NFZ. W ramach ciekawostki: wymagania są takie, żeby porad udzielał lekarz specjalista, a poradnia zatrudniała certyfikowaną pielęgniarkę oraz psychoterapeutę. NFZ wycenia wizytę pierwszorazową na 4 punkty, a 4 punkty oznacza 40 zł. Trudno znaleźć i opłacić lekarza, pielęgniarkę, utrzymać gabinet, kupić ustniki za 40 zł. To jest karkołomne. Nie ma się co dziwić, że takie poradnie nie istnieją. To jest absolutnie program, który nie ma szans na zwrot kosztów” – mówiła podczas wspomnianej konferencji dr Magdalena Cedzyńska.
Skoro zatem nasz system leczenia nikotynizmu jest fasadowy i niewydolny – bo 800 pacjentów to przecież kropla w morzu przy 8 milionach palaczy w kraju – to pojawiają się też głosy, że należałoby go uwspółcześnić. Przykładem nowoczesnego podejścia do walki z papierosami w obszarze legislacyjnym może być dla nas Nowa Zelandia, która wprowadza jedne z najbardziej anty-papierosowych przepisów na świecie. Zauważył to w rozmowie z portalem ISB Zdrowie prof. Krzysztof J. Filipiak, rektor Uczelni Medycznej im. Marii Skłodowskiej-Curie. Wyraził też nadzieję, że nasze Ministerstwo Zdrowia przyjrzy się bliżej narzędziom i sposobom prowadzenia polityki zdrowotnej przez nowozelandzkich polityków:
„Nowozelandczycy wprowadzając nowe obostrzenia mówią o 5 tys. osób, które co roku umierają z powodu chorób wywołanych paleniem papierosów i które można byłoby uratować ograniczając zdrowotne następstwa tego nałogu. U nas każdego roku mamy 16-krotnie więcej takich tragedii, bo z powodu palenia papierosów umiera ponad 81 tys. polskich palaczy. Blisko połowę zgonów w tej grupie notujemy z powodu chorób sercowo-naczyniowych” – mówi cytowany przez ISB zdrowie prof. Filipiak.
„Na pewno budujący jest fakt, że nasi politycy wsłuchali się w liczne głosy środowisk medycznych i lekarskich, podnosząc akcyzę na papierosy. Ale samo podnoszenie cen papierosów nie przyniesie spodziewanego efektu w postaci spadku odsetka palących, jeśli w ślad za nim nie pójdą zintensyfikowane działania w obszarze polityki antynikotynowej i edukacji prozdrowotnej. Takie działania Nowa Zelandia prowadzi u siebie od lat, ale nie tylko straszy w nich palaczy śmiercią z powodu palenia papierosów, lecz również pokazuje im, że mają dostęp do mniej szkodliwych produktów od papierosów: do podgrzewaczy tytoniu czy do e-papierosów. Patrzę z nadzieją na przykład Nowej Zelandii i liczę na to, że nasze Ministerstwo Zdrowia przynajmniej rozważy dyskusję o takich działaniach w naszym kraju” – dodał kardiolog.
Państwa europejskie również mają zacząć wprowadzać pewne ograniczenia dotyczące zakazów palenia i stref wolnych od papierosów. To z pewnością przełożyłoby się na poprawę nie tylko stanu zdrowia społeczeństwa, ale również na poprawę stanu budżetów państw na ochronę zdrowia. O budżecie samych palaczy nie wspominając…
Ponad 4800 zł rocznie. Tyle pieniędzy przepalają Polacy
Jeśli ktoś chciał rzucić palenie, ale nie może się do tego zmotywować, powinien poznać te dane. Polacy puszczają z dymem miliardy złotych rocznie. Ze statystyk wynika, że Polacy palą średnio co roku ponad 41 mld sztuk papierosów. Przy założeniu, że palacz wypala dziennie paczkę papierosów za 13 zł – rocznie przepala ponad 4800 zł.
Uszczuplenie domowego budżetu palaczy (i wpływ palenia na ich zdrowie) to jeden problem. Drugim jest drogie leczenie, które potrzebne jest wielu osobom, u których schorzenia rozwinęły się właśnie na skutek nałogu. Już teraz wydatki na walkę z paleniem papierosów pochłaniają krocie: średnio ponad 18 mld zł to koszty medyczne, wynikające z leczenia palaczy chorych na choroby odpapierosowe. Niemedyczne koszty – jak chociażby zwiększona absencja w pracy – sięgają 15 mld zł. Łącznie robi się z tego pokaźna sumka – około 33 mld zł w skali roku nasz budżet traci na paleniu papierosów. Wpływy z akcyzy są niższe i wątpliwe, żeby nieznaczna podwyżka od początku roku wyrównała tę przepaść. Nasze Ministerstwo Zdrowia szacuje, że w ciągu kolejnych 20 lat palenie pochłonie nawet kolejne 200 mld zł…
Patrząc na te liczby można wysnuć smutny wniosek: trochę szkoda, że nie jesteśmy taką europejską Nową Zelandią. I nie mówię tu o krajobrazach, ale o podejściu do polityki zdrowotnej, którego być może brakuje u nas bardziej, niż tych zapierających dech w piersiach widoków…