Rosjanie zaproponowali Stanom Zjednoczonym podpisanie porozumień o gwarancjach bezpieczeństwa pomiędzy Rosją a USA i drugiego pomiędzy Rosją na NATO. Jednym z postanowień zawartych w proponowanym przez Moskwę tekstów jest wycofanie się sił Sojuszu Północnoatlantyckiego z państw bałtyckich i Polski. Rosja szantażuje NATO możliwością kolejnej inwazji na Ukrainę.
Rosjanie proponują deeskalację na Ukrainie w zamian za wycofanie wojsk NATO m.in. z Polski
Rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych przekazało 15 grudnia Amerykanom projekty porozumień o gwarancjach bezpieczeństwa. Co znamienne: jeden dokument obejmuje Rosję i Stany Zjednoczone, drugi Rosja chciałaby zawrzeć z NATO. Obydwa stanowią właściwie listę żądań Moskwy w zamian za rezygnację z przeprowadzenia kolejnej inwazji na Ukrainę. Zapoznać się z tłumaczeniem ich treści można chociażby na stronie internetowej Ośrodka Studiów Wschodnich.
Żądania stawiane przez Rosję można śmiało określić mianem szczytu bezczelności. Niektóre postulaty przynajmniej wydają się racjonalne. Na przykład wszelkie postulaty dotyczące wzajemnej nieagresji, czy zapisy ukierunkowane na zmniejszenie ryzyko wywołania wojny nuklearnej. Inne pomysły Moskwy to raczej wyrażenie wprost rosyjskich dążeń ostatnich dekad. Chodzi o powstrzymanie NATO przed dalszym rozszerzaniem się na wschód, czy nierozmieszczania wojsk Sojuszu na Ukrainie, oraz innych dawnych republikach ZSRR.
Jest również postulat sprowadzający się do wycofania się wojsk państw NATO z terytorium członków Sojuszu przyjętych po 27 maja 1997 r. Cezurę stanowi tutaj podpisanie „Aktu Stanowiący o podstawach wzajemnych stosunków, współpracy i bezpieczeństwa” pomiędzy Rosją a NATO.
Postulat stanowi szczególne zagrożenie także dla naszego kraju. Obejmuje bowiem także Polskę, Czechy i Węgry. Państwa te przystąpiły do Paktu Północnoatlantyckiego 12 marca 1999 r. Od tego czasu NATO przyjęło także Bułgarię, Rumunię, Słowację, Słowenię, Albanię, Chorwację, Czarnogórę i Macedonię Północną. Szczególny problem jednak dotyczy Państw Bałtyckich, przyjętych do Sojuszu 29 marca 2004 r. Litwa, Łotwa i Estonia był także dawnymi republikami ZSRR.
Rosja szantażuje NATO rozpoczęciem kolejnej inwazji na Ukrainę
Jakby tego było mało, strony miałyby się zobowiązać do nieprzeprowadzania ćwiczeń wojskowych i innych działań powyżej szczebla brygady w określonym pasie granicznym. Ten fragment umowy obejmowałby nie tylko Rosję, ale także państw będących z nią w sojuszu wojskowym. Mowa oczywiście o Białorusi.
Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież umowy zaproponowane przez Moskwę są dwustronne, nakładają zobowiązania nie tylko na członków Paktu Północnoatlantyckiego. Skąd więc stwierdzenie o tym, że Rosja szantażuje NATO? Nie sposób odczytywać propozycji wysuwanych przez Kreml bez kontekstu aktualnych i przeszłych wydarzeń.
Obecnie Rosja grozi kolejną inwazją na Ukrainę. Skoncentrowała przy granicy naszego wschodniego sąsiada siły niespotykane w Europie od II Wojny Światowej. Wojna Ukrainy i Rosji trwa od 2014 r. Jej bezpośrednim skutkiem jest zajęcie Krymu, oraz okupacja Doniecka i Ługańska przez tak zwanych „Separatystów”, kontrolowanych przez Kreml. Wcześniej, w 2008 r., Rosja zajęła Abchazję i Południową Osetię, po inwazji na Gruzję.
Problem dalszego rozszerzania NATO na państwa poradzieckie istnieje przede wszystkim dlatego, że są państwa, które chcą w ten sposób wyrwać się z objęć Moskwy. Rosjanie nie są w stanie się z tym faktem pogodzić. Działania militarne to jednak nie wszystkie problemy w relacjach Kremla z Zachodem. O wywołanie kryzysu energetycznego w Europie oskarża się rosyjskie manipulacje dostawami gazu, które spowodowały drastyczny wzrost cen tego surowca. Kwestia kryzysu migracyjnego w Polsce i Państwach Bałtyckich to osobna kwestia, będąca bardziej inicjatywą Białorusi.
Projekt porozumień zaprezentowany przez Rosję sprawia wrażenie celowej zniewagi
Szczyt bezczelności ze strony Kremla polega więc na tym, że Moskwa bardzo stara się obarczyć winą za spowodowanie kolejnego poważnego kryzysu w Europie NATO i Zachód. To właściwie uzewnętrznienie narracji wkładanej do głów Rosjan przez ich własny rząd. Pakt Północnoatlantycki od dłuższego czasu stanowi wymarzony straszak na własne społeczeństwo. Co więcej, Kreml od upadku Związku Radzieckiego bardzo chciałby powrotu swojego państwa do roli jednej z głównych rozgrywających światowej polityki. Potencjalna możliwość rozbicia jedności Zachodu to raptem miły dodatek.
Oczywiście, propozycje Kremla można odczytywać w inny sposób. To niekoniecznie musi być tak, że Rosja szantażuje NATO – a jedynie rozpoczyna negocjacje licytując wysoko, by mieć później z czego schodzić. Nie jest to jednak bardzo prawdopodobny obrót wypadków. Świadczy o tym chociażby szybkie upublicznienie treści proponowanych porozumień. Brzmiących niemal jak świadoma chęć uczynienia zniewagi pozostałym „sygnatariuszom.”
Jak powinno zareagować NATO? Przedstawiciele Sojuszu jeszcze przed pojawieniem się treści porozumień odrzucili żądania Rosji. Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg stwierdził jasno, że o ewentualnym dalszym rozszerzeniu Paktu Północnoatlantyckiego zdecydują jego członkowie. Powiedział również, że „stosunki NATO z Ukrainą zostaną rozstrzygnięte przez 30 sojuszników NATO i Ukrainę, nikogo innego”. Wygląda więc na to, że Kreml doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jego propozycje nie zostaną przyjęte.
Być może jednak cała ta zagrywka Moskwy to po prostu próba sondowania determinacji Zachodu w sprawie Ukrainy? Jedno jest pewne: na deeskalację konfliktu nie mamy co liczyć.