Gra nerwów trwa. Amerykańsko-rosyjskie rozmowy nie przyniosły większego rezultatu. NATO nie przyjęło żądań Władimira Putina co do wycofania się Sojuszu za Odrę. Wciąż jednak istnieje poważne ryzyko, że Rosja zaatakuje Ukrainę. Kijów przekonuje, że rosyjskie wojska są już gotowe do inwazji. Biały Dom potwierdza, że mogą uderzyć w każdym momencie.
Rosjanie wciąż przekonują, że na swoim terytorium mogą przesuwać wojska jak im się podoba
Rosną obawy, że już niebawem Rosja zaatakuje Ukrainę. Kijów przekonuje, że rosyjska armia zakończyła koncentrację przy granicy i jest już właściwie gotowa do przeprowadzenia inwazji w każdym momencie. Ukraińskie ministerstwo obrony podało, że Rosjanie zgromadzili tam ok. 127 tysięcy żołnierzy.
Jakby tego było mało, sekretarz prasowa Białego Domu Jen Paski zwróciła uwagę na przerzut wojsk na Białoruś, gdzie mają odbyć się kolejne ćwiczenia wojskowe. Atak także z terytorium tego państwa znacząco utrudniłby Ukraińcom obronę swojego terytorium przed inwazją.
Postawmy sprawę jasno: to jest skrajnie niebezpieczna sytuacja. Jesteśmy na takim etapie rozwoju sytuacji, gdzie Rosja w każdym momencie może zacząć atak na Ukrainę. I mówię to ze zdecydowaniem większym niż do tej pory.
Oznacza to ni mniej, ni więcej jak to, że rozmowy prezydentów Joe Bidena i Władimira Putina nie przyniosły oczekiwanego przez żadną ze stron rezultatu. Rosjanie ani myślą się cofnąć. Amerykanie zaś odrzucili rosyjski szantaż. Moskwa w zamian za „gwarancje bezpieczeństwa” oczekiwała wycofania się sił Sojuszu Północnoatlantyckiego za Odrę, zablokowanie Ukrainie wstąpienia do NATO i faktycznego oddania Europy Środkowowschodniej z powrotem pod rosyjską hegemonię. To dobra wiadomość nie tylko dla Ukrainy, ale także dla Polski i pozostałych państw regionu.
Ponadto rosyjska ambasada w Waszyngtonie przekazała żądanie zaprzestania dostarczania Ukrainie broni. Chodzi o amerykańskie plany przekazania Kijowowi uzbrojenia wartego ok. 200 milionów dolarów. Co ciekawe, Rosjanie nie tylko wzywają do „zakończenia histerii w sprawie Donbasu”, ale również zapewniają, że „Rosja nikogo nie zaatakuje”.
Ukraina padła w ostatnich dniach ofiarą poważnych ataków hakerskich
Czy rzeczywiście Rosja zaatakuje Ukrainę po raz kolejny? Z całą pewnością Rosjanie nie mogą przeprowadzać „ćwiczeń” tak dużych zgrupowań swoich wojsk w nieskończoność. Utrzymywanie ich w ciągłej gotowości najzwyczajniej w świecie kosztuje krocie. Nie da się przy tym ukryć, że Rosja równocześnie boryka się z własnymi problemami gospodarczymi i pandemicznymi.
Równocześnie jednak Kijów stał się w ostatnim czasie celem intensywnych ataków hakerskich, o które ukraińskie władze oskarżają Moskwę. Przeprowadzony z czwartku na piątek atak objął około 70 stron stron internetowych różnych struktur szczebla ogólnokrajowego i regionalnego.
Nie da się ukryć, że wojna rosyjsko-ukraińska trwa cały czas. Rosjanie zajęli w końcu Krym, Donieck i Ługańsk cały czas pozostają w rękach „prorosyjskich separatystów”, czyli po prostu rosyjskich żołnierzy i najemników. Kijów ataki w cyberprzestrzeni uznaje po prostu za kolejny element wojny hybrydowej prowadzonej przeciwko Ukrainie przez Rosję.
Zachód tymczasem przyjął dość szczególny sposób rozmawiania z Kremlem podczas tego konkretnego kryzysu. NATO od początku stara się reagować w sposób wyważony: z jednej strony nie prowokując nadmiernie Rosjan swoimi posunięciami. Na razie nie ma mowy o przerzuceniu dodatkowych wojsk na wschodnią flankę Sojuszu, w tym na przykład do Polski. Nie wspominając nawet o udzieleniu realnego wsparcia wojskowego Ukrainie. Choć sprzęt wojskowy dostarczają tam Stany Zjednoczone i Wielka Brytania.
Jeżeli Rosja zaatakuje Ukrainę, to może sporo stracić. Nawet jeśli z militarnego punktu widzenia odniesie sukces
Z drugiej jednak strony Zachód kieruje do Władimira Putina jednoznaczny komunikat: jeżeli Rosja zaatakuje Ukrainę, to czekają ją konsekwencje. Mowa przede wszystkim o szczególnie surowych sankcjach ekonomicznych. Szczególnie dotkliwym posunięciem mogłoby być odcięcie Moskwy od międzynarodowego systemu finansowego. Nawet Niemcy, dotychczas główny „hamulcowy” stanowczej polityki wobec Rosji, nieco zaostrzyły swoje stanowisko.
Z niedawnych wypowiedzi kanclerza Ofafa Scholza można wywnioskować, że Berlin dopuszcza nawet zastosowanie niemiecko-amerykańskiego porozumienie w sprawie rurociągu Nord Stream 2. To przewiduje zastosowanie środków przeciwko eksportowi rosyjskiego gazu, jeśli Rosja zaatakuje Ukrainę ponownie.
Warto przy tym wspomnieć, że nie jest prawdą, jakoby Niemcy odmówiły dostępu do swojej przestrzeni powietrznej brytyjskim samolotom z dostawami uzbrojenia na Ukrainę. Informację tą jednoznacznie zdementowały ministerstwa obrony i Wielkiej Brytanii i Niemiec. Okazało się, że to jedynie wymysł polskich antyniemieckich mediów. Będący skądinąd bardzo na rękę Rosjanom grającym od początku na wewnętrzne skłócenie NATO i całego Zachodu.
Co ciekawe, w Szwecji i Finlandii coraz częściej słychać przebąkiwania o możliwości wstąpienia tych państw do NATO. Jest to odpowiedź na coraz to bardziej agresywną politykę Rosji w regionie. Szwecja od dłuższego czasu boryka się z rosyjskimi prowokacjami. Z kolei niedawno nad jedną z fińskich baz wojska przeleciał sobie rosyjski cywilny samolot. Możliwe więc, że Rosja tym razem przeszarżowała i uzyska efekt dokładnie odwrotny do zamierzonego. Nawet, jeśli rzeczywiście zaatakuje Ukrainę.