Rosjanie w dalszym ciągu przerzucają siły na granice z Ukrainą. Także na terytorium Białorusi, gdzie na początku lutego mają się odbyć kolejne duże manewry z udziałem żołnierzy obydwu tych państw. Inwazja na Ukrainę z tego kierunku to praktycznie najkrótsza droga do Kijowa.
Atak na Ukrainę od strony Białorusi to najprostsza droga do Kijowa
Można by powiedzieć, że kryzys wywołany koncentracją przez Rosję ogromnych sił na granicy z Ukrainą trwa nadal. Choć w Genewie spotykają się szefowie dyplomacji Stanów Zjednoczonych i Rosji, to nikt chyba nie spodziewa się po nich przełomu. Prezydent USA Joe Biden groził Moskwie konsekwencjami, z jakimi wiązałaby się inwazja na Ukrainę.
Amerykański przywódca twierdzi, że „Putin nigdy nie widział takich sankcji, jakie mu obiecałem”. Przy okazji Biden popełnił pewną niezręczność sugerując, że rozmiar przyszłych sankcji będzie zależał od skali inwazji. W rzeczywistości, jak później tłumaczyli swojego szefa urzędnicy Białego Domu, chodziło raczej o odpowiedź adekwatną do rozmiaru agresji.
Co jednak w tym czasie robi Władimir Putin? Wygląda na to, że Rosjanie w dalszym ciągu ściągają wojska nad ukraińską granicę. Tym razem także na Białoruś. Oficjalnie 9 lutego mają się odbyć duże wspólne manewry żołnierzy tych państw. Ćwiczyć mają nie tyle inwazję na zachód, tudzież południe, lecz „poszukiwanie, blokowanie i likwidację uzbrojonych grup i grup dywersyjno-zwiadowczych”.
Tyle tylko, że Kreml ściąga na Białoruś oddziały z Dalekiego Wschodu, w tym także z granicy z Chinami. Według niektórych relacji, rosyjscy żołnierze mieli zostać ulokowani w dużej mierze w okolicach miasta Homel. To jest położone raptem 40 kilometrów od granicy z Ukrainą. Warto przy tym wspomnieć, że to z Białorusi prowadzi najkrótsza i najprostsza droga do Kijowa, niewymagająca forsowania Dniepru. Jeżeli Rosja zaatakuje Ukrainę z tego kierunku, to może potencjalnie bardzo szybko rozstrzygnąć całą kampanię.
Rosjanie cały czas gromadzą ciężki sprzęt i żołnierzy na wszystkich właściwie odcinkach granicy z Ukrainą
Ukraina od dłuższego czasu informuje, że Rosja będzie starała się zorganizować jakąś prowokację mającą uzasadniać wkroczenie jej wojsk. Ot, coś w rodzaju znanej z historii niemieckiej prowokacji w postaci ataku na radiostację w Gliwicach. Ukraiński wywiad informuje, że Kreml przewozi broń i amunicję do Donbasu. Co najmniej od miesiąca słychać także o nowym zaciągu najemników do walki w „republikach” Doniecka i Ługańska, opanowanych przez tak zwanych rosyjskich separatystów.
W ostatnim czasie Internet obiegły zdjęcia satelitarne rosyjskich obozów wojskowych. Część znajduje się przy granicy z Ukrainą już od jakiegoś czasu. Zostawiano go tam po manewrach organizowanych w zeszłym roku. Uzbrojenie jest jednak także systematycznie zwożone razem z dodatkowymi oddziałami.
Co więcej, analiza wpisów w rosyjskojęzycznych socjal media, głównie na TikToku, sugeruje, że żołnierze spodziewają się dłuższego pobytu na zachodzie Rosji. Wśród części wypowiedzi domniemanych żołnierzy oraz ich krewnych przewija się motyw „przydziału” i „ćwiczeń”. Są jednak wypowiedzi sugerujących wprost na Ukrainę. Co więcej, wygląda też na to, że przydział na zachód dostają także żołnierze jednostek specjalnych i takich, które wspierałyby przeprowadzenie uderzenia na pełną skalę.
Inwazja na Ukrainę cały czas może stanowić sposób na ucieczkę do przodu od problemów wewnętrznych Rosji
Czy więc inwazja na Ukrainę wydaje się nieunikniona? Nie da się ukryć, że Stany Zjednoczone najprawdopodobniej wkrótce formalnie odrzucą szantaż Rosji, która domagała się od NATO wycofania za Odrę i odwrócenia skutków rozszerzenia Sojuszu po 1997 r. Równocześnie jednak zachód nie wydaje się tak podzielony, jak liczyłby na to Putin. Joe Biden ma też rację mówiąc, że Rosja wojnę z Ukrainą zapewne by wygrała, jednak w krótkim, średnim i długim okresie zapłaciłaby za to dużą cenę.
Pytanie jednak, czy po tym całym wysiłku przedsięwziętym przez Moskwę Kreml może się tak po prostu wycofać z niczym? Dlatego właśnie niebezpieczne byłoby zakładanie z góry, że Rosja blefuje. Zwłaszcza, jeśli uwzględni się problemy wewnętrzne Kremla. Poprzednia inwazja na Ukrainę, wraz z towarzyszącymi jej sankcjami, sprawiły, że rosyjskie społeczeństwo systematycznie ubożeje. Do tego dochodzi wszechobecna korupcja i odpływ kapitału. Oligarchowie wolą wywozić pieniądze, często wraz z rodzinami, na zachód.
Obecnie Moskwa boryka się z wysoką inflacją porównywalną do polskiej – ze wszystkimi tego konsekwencjami, które znamy z naszej rzeczywistości. Kolejnym podobieństwem jest zapaść demograficzna, której nijak nie poprawiają wszelkie możliwe rządowe zachęty. Agresja militarna i imperialna polityka zawsze stanowiły dla Kremla sposób ucieczki do przodu od problemów, które sam sobie stworzył.