Jeszcze kilkadziesiąt lat temu Kościół katolicki pomagał Polakom przetrwać arcytrudne czasy PRL i stanu wojennego. A teraz? Władze watykańskie mają nawet problem, by zaapelować do Putina o koniec bombardowań. Polscy hierarchowie, którzy tak uwielbiali opowiadać o różnych zarazach, jakoś dziwnie natomiast teraz milczą.
W arcytrudnym momencie Polacy zdają egzamin. Pomagają uchodźcom z Ukrainy jak mogą, nierzadko udostępniając im własne mieszkania. O tym, jak z problemem uchodźców radzi sobie nasz rząd, można dyskutować.
Jednak zastanawiające jest to, że jakoś nie widać specjalnego zaangażowania Kościoła. Mogłoby się wydawać, że byle większa parada osób LGBT+ powoduje wśród polskich duchownych więcej emocji niż największy kryzys humanitarny w naszej części świata od kilkudziesięciu lat.
Nie jest rzecz jasna tak, że Kościół zupełnie nie pomaga. Jasne, są duchowni, którzy przyjmują uchodźców, jakoś działają katolickie organizacje. Jednak trudno powiedzieć, by Kościół się tu jakoś specjalnie angażował. Biorąc pod uwagę, ile ta instytucja ma nieruchomości, mogłaby ona przecież bardzo pomóc Ukraińcom.
Abp Marek Jędraszewski tak uwielbiał krzyczeć o różnych zarazach. Czy w obliczu „zarazy Putina” jakoś działa? Niespecjalnie o tym słychać.
Kościół a wojna w Ukrainie. Watykan też nie zdaje egzaminu
Niestety, nie da się nie odnotować, że rosyjski Kościół prawosławny nie tyle poparł inwazję Putina, co wręcz go dopingował. Patriarcha Moskwy Cyryl I tłumaczył przy tym, że Rosja musi się bronić przed Zachodem, w którym jest coraz więcej parad gejowskich – niestety, to narracja, która się nam z czymś rymuje.
Czy Kościół katolicki jakoś jednoznacznie potępił swoich prawosławnych „braci”? No cóż, niekoniecznie.
Kard. Pietro Parolin, najbliższy współpracownik Ojca Świętego, udzielił na przykład wywiadów kilku włoskim gazetom, ale nie chciał nawet jednoznacznie potępić ataków Putina.
„Dyplomacja Stolicy Apostolskiej to żenada. Zamiast apelować do agresora o zaprzestanie bombardowania miast, zabijania cywili, niszczenia infrastruktury, także niszczenia cerkwi, zamiast wezwać Rosję do wycofania i zaprzestania zbrodniczej agresji kard. Parolin nie ma nawet odwagi, żeby Rosję wskazać jako winowajcę” — skomentował to znany katolicki publicysta Tomasz Terlikowski.
Warto zauważyć, że jeszcze niedawno Terlikowski uchodził za katolickiego „jastrzębia”. Od kilku lat można mieć wrażenie, że właściwie głównie krytykuje hierarchów.
Łatwo zresztą to zrozumieć. Podczas kryzysu COVID-owego, gdy umierały miliony osób, np. polscy biskupi zabiegali głównie o to, by kościoły mogły zostać otwarte.
Poza, ujmijmy to tak, kwestiami moralnymi, to wszystko jest zaskakujące. Jeśli Kościołowi zależy na „rządach dusz”, to przecież tak wielkie kryzysy to idealny moment, by o takie dusze zawalczyć, pokazać się od najlepszej strony. Jednak Kościół wręcz ostentacyjnie się od ludzi odwraca.
Postawa Kościoła w czasach PRL sprawiła, że ta instytucja stała się niezwykle wpływowa w latach 90. To, co obecnie robi (i czego nie robi) Kościół, oczywiście też będzie miało swoje skutki. Może wreszcie państwo będzie więc wkrótce niezależne od hierarchów?