Rosyjska inwazja na Ukrainę przyniosła skutki, jakich na Kremlu raczej sobie nie wyobrażali. Najpierw do zachodnich sankcji przyłączyła się neutralna Szwajcaria, a teraz okazuje się, że Finlandia wstąpi do NATO. O takiej możliwości przebąkiwano już wcześniej. Teraz oficjalne zadeklarowanie chęci przystąpienia do Paktu Północnoatlantyckiego ma nastąpić 14 kwietnia.
Finlandia wstąpi do NATO w odpowiedzi na rosyjskie zbrodnie wojenne popełniane na Ukrainie
Biedna, wiecznie skrzywdzona Rosja! To przebrzydłe NATO lokujące swoje bazy coraz bliżej jej granic, naruszające jej odwieczną strefę wpływów! Tak mniej więcej przed inwazją na Ukrainę wyglądała argumentacja Kremla i jego agentów wpływu uzasadniająca agresywną politykę Moskwy. Zarówno dotyczącą zbrojenia się ponad stan, jak i kolejne najazdy – na Gruzję w 2008 r., na Ukrainę w 2014 r. i wzmożone napięcia przed tegoroczną napaścią. Najbardziej absurdalne w tej argumentacji było jednak to, że wielu zachodnich polityków traktowało ją poważnie. Teraz zaś rozpada się na naszych oczach niczym domek z kart.
Otóż jeśli celem strategicznym Rosji było odsunięcie sił NATO od swoich granic, to coś niespecjalnie im wyszło. Napadając na Ukrainę sprawili, że Sojusz znowu się rozszerzy. Ściślej mówiąc, do NATO przystąpi Finlandia – państwo neutralne, graniczące z Rosją i mające z nią do tej pory dość specyficzne relacje. Informację taką podał fiński dziennik „Iltalehti”. Rząd Sanny Marin ma 14 kwietnia opublikować uzupełnienie deklaracji w sprawie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Znajdzie się w niej jasna deklaracja, że Finlandia będzie się starać o członkostwo w NATO.
Oczywiście to dopiero początek całej oficjalnej drogi legislacyjnej. Najpierw wspólne stanowisko w tej sprawie będą musiały uzgodnić rząd i prezydent. Ostateczną decyzję o przystąpieniu do NATO podejmie fiński parlament. Pod względem wojskowym Finowie od dłuższego czasu utrzymuje interoperacyjność z siłami Sojuszu. Integracja pod tym względem mogłaby nastąpić niemalże natychmiast.
„Iltalehti” wspomina także, że jeśli jakieś państwo NATO miałoby wątpliwości co do fińskiego członkostwa, to negocjacje miałyby przejąć Stany Zjednoczone. Któż mógłby to być? Zapewne te państwa, w których agendzie wciąż można dostrzec „niedrażnienie Rosji”, ewentualnie wyraźne prorosyjskie ciągotki.
Finowie doskonale wiedzą, na co stać Rosjan i jak wygląda „ruski mir”
Dlaczego Finlandia wstąpi do NATO akurat teraz? Odpowiedź na to pytanie wydaje się oczywista: rosyjskie zbrodnie wojenne. W szczególności zaś te odkryte w Buczy, Hostomelu, Irpieniu, Borodziance. Lista wydłuża się właściwie z każdym dniem. Coraz wyraźniej można dostrzec w rosyjskiej „operacji specjalnej” zaplanowane i konsekwentnie realizowane ludobójstwo.
W przeciwieństwie do większości państw zachodnich, Finowie doskonale wiedzą na co Rosjan stać. Finlandia była częścią Cesarstwa Rosyjskiego od 1808 r. W przeciwieństwie do ziem polskich, próby intensywnej rusyfikacji zaczęto stosunkowo późno, bo dopiero w trakcie rządów Mikołaja II. Car musiał zresztą z nich zrezygnować po upokarzającej porażce na wojnie z Japonią w 1905 r.
Najbardziej znanym „zgrzytem” w relacjach fińsko-rosyjskich po uzyskaniu przez Finlandię niepodległości jest z pewnością Wojna Zimowa toczona w latach 1939-1940. Ówczesny sojusznik III Rzeszy, mowa o ZSRR, zażądał najpierw fińskiego terytorium. Po uzyskaniu odmowy Sowieci napadli na Finlandię. Zaciekły opór Finów przed przytłaczającymi siłami Armii Czerwonej dzisiaj bywa porównywany do oporu Ukraińców przed napaścią wojsk Władimira Putina. Finlandia przegrała, utraciła część terytorium – zachowała jednak niepodległość.
To jednak nie koniec fińsko-sowieckich zmagań w okresie II Wojny Światowej. Tak zwaną „wojnę kontynuacyjną” rozpoczęli… Sowieci. Trzy dni po rozpoczęciu przez III Rzeszę „Operacji Barbarossa” w 1941 r., radzieckie lotnictwo zbombardowało terytorium Finlandii, która w rezultacie wypowiedziała ZSRR wojnę. Znalezienie się po stronie Niemiec ulokowało Finów w grupie państw przegranych, pomimo zmiany stron w 1944 r. i wojny lapońskiej toczonej tym razem przeciwko III Rzeszy.
Pokój zawarty po zakończeniu II Wojnie Światowej przyniósł nowe określenie: „finlandyzacja”. Mowa o sytuacji, w której silniejsze państwo ogranicza suwerenność słabszego. W tym przypadku ZSRR co prawda nie uczynił Finlandii kolejnym demoludem, jednak aktywnie wpływał na politykę i gospodarkę sąsiada. Sami Finowie stosowali w okresie zimnej wojny swego rodzaju autocenzurę – byleby tylko nie rozdrażnić Sowietów. I właśnie ten sposób uprawiania polityki właśnie się na naszych oczach kończy.
Wstąpienie do NATO to ostateczny i zarazem symboliczny koniec „finlandyzacji” Finlandii
Im Związek Radziecki stawał się słabszy, tym konieczność „finlandyzowania” Finlandii stawała się mniejsza. Jednak wciąż pozostawała czynnikiem wpływającym na neutralność tego państwa w sprawach wojskowych. Wstąpienie Finlandii do NATO przed rosyjskimi przygotowaniami do inwazji na Ukrainę wydawało się czymś praktycznie niemożliwym. To jednak nie tak, że wszystkie państwa skandynawskie uprawiają taką samą politykę. I tak na przykład Norwegia jest członkiem NATO od 1949 r., w przeciwieństwie do Szwecji i Finlandii.
Jeśli Finlandia wstąpi do NATO, to być może na podobny krok zdecyduje się także Szwecja. Władze w Helsinkach przekonują wręcz, że chcą w ten sposób dać przykład Sztokholmowi. Fiński prezydent Sauli Niinisto zaznacza jednak, że należy pozostawać w stałym kontakcie ze szwedzkimi kolegami.
Uważam, że ważne jest, aby spróbować dojść do tego samego zdania. Bardzo ważne jest, abyśmy nieustannie dyskutowali ze szwedzkim rządem i szwedzkimi ustawodawcami.
Co na to wszystko Rosja? To samo, co zwykle – odgraża się. Kreml już wcześniej straszył Finlandię i Szwecję konsekwencjami, w tym także militarnymi. Teraz rzecznik Kremla Dimitrij Pieskow stwierdził, że Rosja będzie musiała wzmocnić swoją zachodnią flankę. Równocześnie jednak zaznaczył, że nie uważa, by przystąpienie Finlandii do NATO stanowiło zagrożenie egzystencjalne dla Rosji.
Warto przy tym wspomnieć, że Rosjanie bardzo się postarali, by Finowie i Szwedzi mogli poczuć się zagrożeni. Trudno byłoby zliczyć wszystkie incydenty z naruszeniem szwedzkiej i fińskiej przestrzeni powietrznej w ostatnich latach. Do tego doliczyć należy prowokacje z wykorzystaniem rosyjskich okrętów podwodnych. Nic więc dziwnego, że pogróżkami ze strony Kremla mało kto się już w Helsinkach przejmuje. Co jak co, ale Rosjanie naprawdę potrafią sobie zjednywać „przyjaciół”.