Obecna infrastruktura nie jest przystosowana do rowerzystów, ale i rowerzyści bardzo często nie chcą przystosować się do istniejącej infrastruktury. Prowadzi to do wielu niebezpiecznych zdarzeń, które prowadzą do oczywistego wniosku: nie każdy powinien móc jeździć rowerem po drogach publicznych.
Prawo jazdy na rower – dlaczego go potrzebujemy?
Po ukończeniu 18 roku życia można poruszać się rowerem po drogach publicznych bez żadnych formalności. Wcześniej (w kontekście 10-17-latków) potrzebna jest karta rowerowa lub prawo jazdy (co najmniej AM od 14 roku życia). Młodsze dzieci (poniżej 10 roku życia) mogą poruszać się rowerem jedynie pod opieką osoby dorosłej.
Podobna sytuacja miała miejsce w kontekście motorowerów. Motorowerem (i czterokołowcem lekkim) do nie tak dawna można było jeździć jedynie po ukończeniu 18 roku życia (a osoby, które ukończyły 13 lat, na podstawie karty motorowerowej). Zmieniono ten stan rzeczy, a tę regulację należy ocenić pozytywnie. Może z wyjątkiem w zasadzie zamknięcia możliwości łatwego uzyskania uprawnień dla nastolatków.
Dzisiaj, gdy konieczne jest uzyskanie uprawnień co najmniej AM, by jeździć motorowerem, wydaje się, że rozwiązanie faktycznie odpowiada potrzebom. Ruch jest przecież coraz większy, a procedura kształcenia i egzaminowania w związku z kartami motorowerowymi często była zupełnie fikcyjna. Wiele osób uzyskiwało uprawnienia nie tyle nigdy nie jeżdżąc po drogach publicznych, ile w ogóle nie prowadząc motoroweru.
Rower jest oczywiście pojazdem z zasady poruszającym się nieco wolniej, niż te 45 km/h. Jest również znacznie lżejszy – przeciętny motorower to około 100 kg. Nie oznacza to jednak, że rowerem nie można spowodować wypadku, czy nawet zrobić krzywdy.
Wypadki z udziałem rowerzystów
Po wpisaniu frazy „rowerzysta spowodował wypadek”, nawet zawężając wyniki jedynie do doniesień z bieżącego roku, ujrzymy cały szereg wiadomości. „Rowerzysta potrącił pieszego”, „rowerzysta nagle wjechał na przejście dla pieszych”, czy też „wtargnął pod pojazd”. Wypadki się zdarzają, a często wynikają z nieostrożności, która chyba właśnie wynika z tego, że roweru nie traktujemy jak pojazdu.
Powyższe nawiązania do motorowerów mają na celu wskazanie, że – choć nie są tożsame, o czym wspomniałem – to aż wiele się one od rowerów nie różnią. Wprawiony rowerzysta może poruszać się znacznie szybciej od motoroweru, który (w Polsce) drogą rowerową poruszać się nie może. Z uwagi na popularność rowerów elektrycznych (znacznie cięższych), ryzyko wyrządzenia poważnej szkody, nawet przy mniejszych prędkościach, jest przecież wysokie.
W końcu – brak szczegółowych regulacji co do poruszania się rowerem w zakresie weryfikacji znajomości przepisów ruchu drogowego, to sytuacja absurdalna. Ukończenie 18 roku życia nie powoduje, że cyklista nagle staje się znawcą zasad ruchu drogowego, nie tylko tych wynikających z przepisów, ale i ze zdrowego rozsądku – co przychodzi wraz z doświadczeniem.
Całkiem rozsądne wydaje się zatem wprowadzenie dodatkowej kategorii prawa jazdy – na rower. To uprawniałoby do poruszania się po drogach przeznaczonych także do ruchu samochodów. Mogłoby nawet automatyczne – po upływie roku czy dwóch – uprawniać do prowadzenia motoroweru. Rażące łamanie prawa powinno móc skutkować nawet zatrzymaniem czy odebraniem uprawnień – z konsekwencjami karnymi niestosowania się do ewentualnych zakazów.
Oczywiście postulat wymagałby szeregu zmian w prawie. Pewnej redefinicji roweru (i pojazdu), zmian w zakresie kategorii prawa jazdy, a także przepisów stricte drogowych. Nie jest to jednak idea absurdalna, a ma pewne podstawy. I choć zazwyczaj opowiadam się po stronie pieszych i rowerzystów (i popieram „odsamochodawianie” miast), to obecna sytuacja nie zapewnia bezpieczeństwa pieszym, pojazdom, a także samym cyklistom (z gatunku tych bezmyślnie jeżdżących).