Koniec aut spalinowych zbliża się wielkimi krokami. Unijne władze chcą, by od 2035 r. nie można było już wytwarzać takich pojazdów. Producenci sportowych aut – jak Ferrari czy Lamborghini – wywalczyli sobie jednak dodatkowy rok na dostosowanie się do zmian. Brzmi jak sukces, ale jednak koniec silników spalinowych w Ferrari się zbliża – i nie jest to dobra wiadomość dla Włochów.
2035 miał być rokiem, w którym na terenie UE nie będą już sprzedawane nowe samochody z „klasycznymi” napędami – a tylko te elektryczne. To zaproponowała Komisja Europejska, na to zgodził się Parlament Europejski. Ale, jak to zwykle bywa w UE, jest jakieś „ale”.
Otóż producenci szybkich i dość egzotycznych aut – jak Ferrari, Lamborghini, Bugatti czy jeszcze mniejsze marki jak Koenigsegg, wynegocjowały sobie odroczenie wejścia w życie przepisów o rok.
Wyjątek będzie dotyczyć firm motoryzacyjnych, których nie przekracza 10 tys. sztuk rocznie w przypadku aut osobowych i 22 tys. w przypadku samochodów dostawczych. Co istotne, takich firm nie obejmie też „cel pośredni”, który ma być osiągnięty do 2030 r. Ten zakłada redukcję emisji do roku 2030 na poziomie 55 proc. dla samochodów osobowych i 50 proc. dla pojazdów dostawczych.
Koniec silników spalinowych w Ferrari – i to nie jest sukces Ferrari
Informacje o wyjątku dla Ferrari i spółki wywołały niemałe oburzenie. Czemu akurat producenci supersamochodów – które są wyjątkowo nieekologiczne – mają być traktowani w lepszy sposób niż inni?
Cóż, jak to w Unii bywa, wszystko jest mocno skomplikowane, a kompromisy bywają koślawe.
Ferrari i Lamborghini to dla Włochów niemal świętości i przy tym bardzo ważne marki dla ich gospodarki. Francuskie Bugatti czy szwedzki Koenigsegg w tej potyczce liczą się zdecydowanie mniej.
Wszystkie firmy motoryzacyjne chcą przestawić się na elektryczne napędy, ale w sektorze superaut idzie to wyjątkowo powoli. Kluczowym argumentem jest to, że bardzo trudno jest stworzyć elektryczny silnik ze świetnymi osiągami, choć przykład Tesli wskazuje, że to nie musi być wcale prawda. Niemniej, tak uważają Włosi – i chyba są przekonani, że ich klienci są mocno przywiązani do klasycznych silników. W końcu urok Ferrari to w dużej mierze właśnie upiornie głośne motory V8 czy V12…
Trzeba jednak podkreślić, że Włosi walczyli, żeby w ogóle firmy takie jak Ferrari czy Lambo wyjąć z zakazu. To się nie udało, a wywalczono jedynie rok. Ten rok producentów superaut nie zbawi – będą musieli przekonać i siebie, i swoich klientów do elektrycznych napędów. A niełatwo będzie im powiedzieć, że cichutki silnik elektryczny ma tyle samo uroku co V12…