Nowa ustawa o OZE przyniosła sposób rozliczania niekorzystny dla prosumentów. Obejmuje on nowe instalacje fotowoltaiczne zgłoszone od 1 kwietnia tego roku. Chyba nikogo nie zdziwiło załamanie popytu, które może pogrzebać branżę fotowoltaiczną. Tysiące mniejszych firm może niedługo zniknąć z rynku.
Chyba każdy spodziewał się opłakanych konsekwencji nowego systemu rozliczania energii przez prosumentów
Nowa ustawa od OZE była przedmiotem krytyki na długo, zanim zaczęła obowiązywać. Nie bez powodu. Wszystko przez nowy sposób rozliczania energii przez właścicieli małych przydomowych instalacji solarnych. Rządzący wymyślili sobie osobne zasady rozliczania wartości energii, którą prosument wprowadza do systemu i tej, którą pobiera od elektrowni.
Tzw. net-billing jest rozwiązaniem korzystnym dla firm dystrybuujących. Wycena prądu sprzedawanego elektrowni na razie zależy od średniej miesięcznej ceny każdego miesiąca. Od 1 lipca 2024 r. będzie jednak oparta o zmieniające się czynniki, wręcz generowana z godziny na godzinę. Prosument potrzebujący energii kupi ją już po cenach rynkowych, z doliczeniem wszystkich możliwych opłat. Tym samym opłacalność inwestycji w fotowoltaikę drastycznie spadła.
Osoby, które zamontowały panele słoneczne do 31 marca tego roku, będą korzystać z dobrodziejstw starego systemu przez 15 lat. Nie poprawia to jednak nijak sytuacji branży fotowoltaicznej, którą nowa ustawa o OZE na naszych oczach zażyna. Jak podaje Business Insider, po 1 kwietnia zainteresowanie montażem paneli słonecznych praktycznie zamarło. Przedstawiciele rynku mówią o nagłym zatrzymaniu się popytu.
Dawid Zieliński, prezes Columbus Energy, spodziewa się, że wiele mniejszych firm nie zdoła się utrzymać na rynku w nowych realiach. Mowa o nawet 43,8 tys. osób pracujących w branży instalatorów fotowoltaiki. Mniejszym podmiotom trudniej będzie przestawić się na rozwiązania umożliwiające utrzymanie się na rynku.
Nowa ustawa o OZE to pomyłka, która powinna zostać wywalona do kosza najpóźniej w momencie nakładania sankcji węglowych na Rosję
Dla branży fotowoltaicznej jest pewna nadzieja. Popyt na panele społeczne, po fatalnym kwietniu i maju w czerwcu wzrósł. Do tego należałoby zaliczyć wyjątkowe zainteresowanie Polaków pompami ciepła. Powodem w tym przypadku są rosnące w szybkim tempie ceny węgla i niepewność dotyczącej sytuacji na rynku gazu. Zieliński zwraca jednak uwagę, że przyszłość przed sobą mają te firmy, które oprócz paneli i pomp są w stanie zaoferować swoim klientom technologię ułatwiającą zarządzanie energią w taki sposób, by zniwelować straty związane z nowym systemem rozliczeń.
Równocześnie sytuacja międzynarodowa Polski sugerowałaby inwestowanie w rozwój odnawialnych źródeł energii zamiast ich torpedowania. Problem z węglem zaczął się w końcu jeszcze zanim żołdacy Władimira Putina wdarli się na terytorium Ukrainy. Do tego dochodzą wszystkie zobowiązania klimatyczne podjęte przez Polskę na forum Unii Europejskiej. Można się spodziewać, że Bruksela będzie dążyć, by panele fotowoltaiczne pojawiły się docelowo na każdym budynku. Nacisk na odnawialne źródła energii w najbliższych latach tylko się zwiększy.
Dotychczasowy sposób rozliczania energii przez prosumentów był uczciwy. Przynajmniej jeśli w ogóle można mówić o uczciwości systemu, który wymuszał na obywatelu zawarcie umowy z firmą energetyczną, by móc korzystać z prądu, który sam wyprodukował. W poprzednim stanie prawnym obydwa podmioty były jednak traktowane mniej-więcej w równy sposób. Nowa ustawa o OZE uczyniła dystrybutorów energii dużo silniejszą stroną tej relacji.
Rządzący postawili na interesy wielkich korporacji, ignorując przy tym interes zwykłych obywateli. Przy okazji skazali na śmierć całe mnóstwo mniejszych przedsiębiorstw. Co gorsza: nie zrezygnowali z nowego sposobu rozliczania prosumentów pomimo istotnej zmiany okoliczności w ostatnich miesiącach. Teoretycznie nie jest jeszcze za późno, by po raz kolejny znowelizować ustawę i przywrócić stary system. Wymagałoby to jednak przyznania się do błędu.