Po śmierci królowej Elżbiety II, jej syn Karol obejmie stery nie tylko w Wielkiej Brytanii. Przyjdzie mu też stać na czele organizacji, która jest pozostałością brytyjskiego imperium. Wspólnota Narodów słabnie jednak z każdym rokiem i trudno będzie ten proces zatrzymać.
Wspólnota Narodów – historia, która łączy narody
Początki Wspólnoty Narodów sięgają roku 1931. Wtedy to pierwsze kraje zdecydowały się zobowiązać do wierności brytyjskiej koronie. Prawdziwy rozwój organizacji przypadł jednak na lata 60. i 70. ubiegłego wieku. Wtedy to do Commonwealth przystąpiło większość jej członków. Dziś Wspólnota Narodów w swoich strukturach zrzesza 56 państw na 5 kontynentach.
Commonwealth to organizacja zupełnie inna niż dobrze znana nam Unia Europejska, czy NATO. Tak naprawdę nie ma tam żadnych formalnych struktur. Członkowie nie zdecydowali się też na uchwalenie regulaminu, czy konstytucji. Organizację mają spajać tradycja, wspólne doświadczenia, a także interesy ekonomiczne. Założeniem jest także walka o prawa człowieka, promocja pokoju, równości oraz wolności słowa.
Najistotniejszym członkami z punktu widzenia brytyjskiej korony są Australia, Kanada, czy Nowa Zelandia. Z tymi państwami Wielką Brytanię wciąż łączy bowiem unia personalna, a to sprawia, że wpływy rodziny królewskiej są widoczne. Wizerunki Elżbiety II przez dziesięciolecia można było znaleźć chociażby na znaczkach, czy banknotach. To właśnie od najważniejszych członków Commonwealth coraz wyraźniej słychać głosy mówiące o konieczności oderwania się od formalnego przewodnictwa monarchy brytyjskiego.
Kryzys nadchodzi
Jeszcze do listopada ubiegłego roku w unii personalnej z Wielką Brytanią było 15 krajów. Na 55 rocznicę niepodległości liczący 300 tysięcy mieszkańców Barbados postanowił jednak zrzucić brytyjską koronę. Niewykluczone, że tą drogą pójdą także inni członkowie Wspólnoty Narodów. Referendum w sprawie zmiany ustroju na republikański szykuje się w Australii. Z kolei miesiąc temu ponad połowa mieszkańców Jamajki opowiedziała się za porzuceniem związków z brytyjską koroną.
Na nic zdają się już podróże rodziny królewskiej, które niegdyś umacniały jedność Commonwealth. Nie tak dawno jedną z nich trzeba było nawet odwołać. Protesty mieszkańców Granady uniemożliwiły bowiem spokojny przebieg wizyty księcia Edwarda z żoną. Coraz mniej osób wierzy bowiem, że organizacja ma sens.
Nie da się ukryć, że poza wymienionymi szczytnymi ideami, wielu członków wstąpiło do Wspólnoty Narodów ze względu na poczucie bezpieczeństwa. Choć w przypadku ewentualnej agresji na pomoc militarną od strony monarchini brytyjskiej trudno było liczyć, to jednak jej symboliczne przewodnictwo działało jako straszak. Dziś coraz więcej państw woli podążać własną drogą, a co za tym idzie samodzielnie wskazywać swoich przywódców, także tych symbolicznych. Tak było w przypadku Barbadosu, gdzie obywatele z radością wybrali pierwszą w historii prezydent.
Załatwienie przywództwa to za mało, przed królem Karolem III trudne zadanie
Ponowne zacieśnienie i scalenie Wspólnoty Narodów będzie jednym z najtrudniejszych zadań, które czeka nowego króla Wielkiej Brytanii. Pierwszy krok zrobiła za niego jeszcze matka Elżbieta II. To ona na szczycie w 2018 roku przeforsowała pomysł, by w przypadku jej śmierci przywódcą organizacji został książę Karol. Funkcja ta wcale nie była bowiem dziedziczna.
Poza tym nowy monarcha musi też stawić czoła zagrożeniom wewnątrz kraju. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że trwanie w Zjednoczonym Królestwie coraz mniej podoba się Szkotom. Ich dążenia niepodległościowe podsycają nastroje także w innych rejonach. Sytuację mocno zaognił brexit, który najbardziej odpowiadał Anglikom. Zupełnie inne zdanie w tej kwestii mieli chociażby Irlandczycy z Północy, czy właśnie Szkoci.
Z drugiej strony, historia pokazuje, że Commonwealth przetrwało już wiele kryzysów, a niektórzy członkowie po krótkich rozwodach, wracali do jej struktur. Pomimo niepokojów organizacja nadal się rozrasta. W tym roku przystąpiły do niej Gabon oraz Togo. Z całą pewnością utrzymanie w ryzach Wspólnoty Narodów było gigantycznym sukcesem królowej Elżbiety II. Pytanie, czy Karolowi starczy sił, umiejętności i charyzmy, by brytyjskie wpływy wciąż trwały.