Rządzący znowu biorą się za ułatwianie dostępu do broni. Tym razem obejmowałoby sędziów, prokuratorów, funkcjonariuszy Straży Marszałkowskiej i służb specjalnych, czy nawet żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Zmiana jest stosunkowo prosta. Chętny do posiadania własnej broni nie będzie musiał uzasadniać, że chodzi o jakąś „ważną przyczynę”.
Po co właściwie broń w domu sędziom, prokuratorom i Terytorialsom?
Sejm zajmie się niedługo projektem ustawy, który zakłada ułatwianie dostępu do broni dla określonej grupy osób. Tym razem chodzi o sędziów, prokuratorów, policjantów, żołnierzy zawodowych, funkcjonariuszy służb specjalnych i Straży Marszałkowskiej. W grę wchodzą nawet żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej. To nawet kilkadziesiąt tysięcy osób.
Jak podaje Fakt, założenie projektu jest stosunkowo proste a zmiana na pozór niewielka. Jeżeli obecnie taka osoba chce posiadać broń na własność w swoim domu, to napotyka się na istotne ograniczenie. Musi podać jakąś „ważną przyczynę”, która to pragnienie uzasadnia. To właśnie ten wymóg posłowie chcą teraz zlikwidować. Argumentują przy tym, że ustawa o broni i amunicji nie zawiera konkretnej definicji „ważnej przyczyny”. To nie do końca prawda.
Rzeczywiście znajdziemy w tym akcie prawnym jasnej definicji legalnej. Równocześnie jednak art. 10 ust. 2 ustawy zawiera otwarty katalog powodów, dla których w szczególności można wydać pozwolenia na broń. Znajdziemy w nim kolekcjonerów, sportowców, rekonstruktorów, myśliwych i osoby potrzebujące broni do ochrony życia lub mienia. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że ustawowy katalog już teraz obejmuje właściwie wszystkie racjonalne powody, dla których obywatel mógłby mieć w domu broń palną.
Ułatwianie dostępu do broni nie ma większego znaczenia dla obronności kraju
Równocześnie pomysłodawcy próbują z jakiegoś powodu grać na wojennej nucie.
Celem projektowanych zmian jest racjonalizacja przepisów dotyczących dostępu do broni palnej. Ma to istotne znaczenie proobronne, co jest szczególnie istotne w kontekście wojny w Ukrainie. Da szansę na stosunkowo szybkie, a bez dodatkowych kosztów dla państwa, wzmocnienie potencjału obronnego Polski. Zwiększy także poczucie osobistego bezpieczeństwa wśród obywateli, gdyż wzmocni ochronę zdrowia, życia, a także miru domowego
Nic w końcu tak nie wzmacnia potencjału obronnego kraju, jak tysiące ledwie przeszkolonych cywili uzbrojonych w broń krótką. Tutaj mowa oczywiście o sędziach i prokuratorach. Pozostałe uwzględnione w projekcie grupy w razie konfliktu zbrojnego zapewne dostałyby adekwatne do zagrożenia wyposażenie z państwowych magazynów. Tymczasem doświadczenia wojny w Ukrainie pokazują, że pistolety wręcz znakomicie sprawdzają się w starciu z czołgami i artylerią.
Kwestia osobistego poczucia bezpieczeństwa obywateli również jest dość względna. Być może osoba posiadająca w domu broń czuje się bezpieczniej. Tego samego nie można powiedzieć o jej sąsiadach, którzy mogą czuć się z tego powodu niekomfortowo.
Projekt zmian w ustawie o broni i amunicji tak naprawdę niewiele zmieni
Co ciekawe, Andrzej Turczyn, adwokat i członek zarządu Ruchu Obywatelskiego Miłośników Broni, zwraca uwagę na poważny mankament projektowanych przepisów.
Nie tylko polskie przepisy, ale także unijna dyrektywa wyraźnie wskazuje, że przy występowaniu o pozwolenie na broń musi być wskazana „ważna przyczyna”. Trudno mi wyobrazić sobie sytuację, że prokurator będzie chciał pozwolenie na broń maszynową, bez podania powodu i po prostu je dostanie
Krajowe ustawy muszą być zgodne z przepisami prawa europejskiego, które stoi wyżej w polskiej hierarchii aktów prawnych. Jakby tego było mało, Turczyn zwraca także uwagę na to, że to już czwarte w tej kadencji ułatwianie dostępu do broni za pomocą ustawy proponowane przez polityków PiS. Rezultat nie wydaje się jakoś szczególnie spektakularny.
W Polsce wydanych jest około 250 tys. pozwoleń na broń. Przekłada się to na 170 tys. uzbrojonych obywateli naszego kraju. Projektowane ułatwienie dostępu do broni nie przyniesie drastycznego wzrostu tej liczby. Nie każdy ze wspomnianych kilkudziesięciu tysięcy beneficjentów rzeczywiście będzie chciał posiadać broń w swoim domu. Tym samym proponowane rozwiązanie samo w sobie jest może i pozbawione sensu, ale przy tym nie jest jakoś wybitnie szkodliwe.
Ułatwianie dostępu do broni powinno odpowiadać potrzebom społeczeństwa, a nie fetyszom niektórych polityków
Polacy rzeczywiście powinni mieć przeszkolenie wojskowe, a przynajmniej oswoić się z bronią i potrafić z niej korzystać. Graniczymy w końcu z Rosją. Co więcej, osoby rzeczywiście potrzebujące posiadać broń nie powinny spotykać się z piętrzeniem przed nimi przeszkód natury biurokratycznej. Dotyczy to także sportowców i kolekcjonerów.
Warto jednak zauważyć, że tego typu ułatwianie dostępu do broni nosi znamiona bardzo niebezpiecznego zjawiska. Niektóre środowiska fetyszyzują posiadanie broni jako takie. Bardzo rozszerzony dostęp do broni nie wydaje się w Polsce do niczego potrzebny. Są również argumenty przemawiające za podtrzymywaniem rozsądnych ograniczeń w tym zakresie. Wystarczy w końcu spojrzeć na państwo, w którym broń stała się jednym z elementów kultury. Mowa oczywiście o Stanach Zjednoczonych, nie bez powodu nazywanych „ojczyzną szkolnych strzelanin”.
Stopień uzbrojenia populacji w USA oznacza, że organy ścigania również muszą być adekwatnie uzbrojone. To znaczy: zauważalnie lepiej niż obywatele. Prowadzi to do swoistego wyścigu zbrojeń i chociażby militaryzacji części tamtejszej policji. Jeżeli zaś ktoś uważa, że posiadanie broni przez obywateli oznacza jakąś ochronę przed państwowym przymusem, to muszę go zmartwić. Sprawnie działające państwo zawsze będzie miało więcej broni dużo lepszej jakości.
Ułatwianie dostępu do broni powinno odpowiadać realnym potrzebom społeczeństwa i poszczególnych obywateli. Nie powinniśmy przy tym kierować się jakimiś górnolotnymi ideami. Te zazwyczaj i tak są oderwane od rzeczywistości.