W Polsce naprawdę brakuje mieszkań na wynajem. Pojawiły się listy oczekujących, ale rząd zamyka oczy i uszy na ten problem. A nawet, na swój sposób, przyczynia się do wzrostu czynszów.
Brakuje mieszkań na wynajem
Gdy kredyt jest drogi, spada liczba osób, które mogą sobie na niego pozwolić. To, jak mówi klasyk, oczywista oczywistość. Bez nowej pralki czy samochodu można się ostatecznie obejść. Ale mieszkać gdzieś trzeba. Polacy marzą o własnym mieszkaniu. Jeśli jednak nie można kupić go na kredyt, to pozostaje wynająć. Innej drogi, poza otrzymaniem w spadku, praktycznie w Polsce nie ma. Do tej grupy naszych rodaków, którzy szukają wolnych lokali, dołączyły tysiące Ukraińców. Czynsze w największych miastach skoczyły nawet o 30 proc., a mieszkań nadal brakuje.
Deweloperzy, którym sprzedaż mieszkań spadła zaproponowali rządowi rozwiązanie, na którym każdy może skorzystać. „Wprowadźcie ulgę na wynajem” zaapelowali do rządu. Będzie zachętą dla tych, którzy mają gotówkę na kupno mieszkania. Ulga wraz z dochodem z czynszu mogłyby być skuteczną zachętą. Deweloperom pomogłoby to przetrwać chude lata. Nie musieliby zwalniać pracowników, do czego się powoli szykują. Zarobiliby też budowlańcy. producenci materiałów budowlanych, mebli itd… Jeśli zarobią wynajmujący, firmy i ich pracownicy, to zarobi i rząd.
Każdy skorzysta
„Z każdego sprzedanego mieszkania wraca bardzo szybko do budżetu państwa 10-15 proc. jego wartości. A w kolejnych latach następne 10-12 proc. dzięki wydatkom na wykończenie. Budżet na uldze nie straci” starali się przekonać do pomysłu wiceministra finansów Artura Sobonia na kongresie Polskiego Związku Firm Deweloperskich. Ale minister widzi to inaczej. Obawia się, że wprowadzenie ulgi skomplikuje i tak nieprosty system podatkowy. Artur Soboń ma też obawy, że ulga na wynajem zostałaby przyjęta jak tzw. ulga na pałacyk. Rząd naraziłby się, że uległ lobby bogaczy i pomaga im jeszcze więcej zarabiać.
„My pomagamy wakacjami kredytowymi i ustaleniem górnej granicy cen energii. Dzięki temu nasze firmy będą mogły być bardziej konkurencyjne” odpowiedział minister Soboń deweloperom. Nie wykluczył, że może w przyszłym roku można będzie do tematu wrócić. W tej mglistej perspektywie ulga na wynajem, mogłaby ujrzeć światło dzienne w 2024 roku.
Niestety wtedy, według deweloperów, może być za późno. Bo o ile teraz potrzebują prostego lekarstwa, to w 2024 roku mogą już wymagać resuscytacji. A wiadomo, że jedno miejsce pracy w budownictwie generuje nawet 4 miejsca w pokrewnych branżach. Wiadomo też, że budowlanka jest wymieniana obok transportu, jako ta dziedzina, w którą kryzys uderzy najmocniej.
„My jeszcze budujemy, ale znajomy producent betonu to już nurek. Znaczy idzie na dno. Tak mało ma zamówień” słyszę.
Zamiast ulgi, większy podatek
Zdecydowane „nie” ministra dla ulgi na wynajem, to niestety nie koniec złych wiadomości dla deweloperów, budowlańców i wynajmujących mieszkania. Premier postanowił nie tylko nie zachęcać Polaków do inwestowania w mieszkania. Wygląda na to, że próbuje też odstraszyć dużych inwestorów. Chodzi o fundusze, które kupują pakiety mieszkań, a następnie je wynajmują. Wbrew powszechnemu i fałszywemu przekonaniu nie wykupują oni na pniu mieszkań w Polsce. Na około 200 tysięcy oddawanych średnio rocznie przez ostatnie lata mieszkań, w rękach funduszy jest ok. 8 tys. lokali. Prośby branży deweloperskiej by nie zwiększać obciążeń podatkowych dla funduszy też nie zostały wysłuchane.
„Fundusze kupujące hurtowo mieszkania w Polsce będą prawdopodobnie obciążone dodatkową opłatą” zapowiedział premier Morawicki.
Takie informacje plus pojawiające się plotki, że rząd rosnącym czynszom może próbować zaradzić, wprowadzając maksymalną cenę najmu za metr kwadratowy nie spowodują, że mieszkań na wynajem przybędzie. A zatem na obniżki czynszu nie ma co liczyć. Tak, jak nie ma co liczyć na zapewnienie przez państwo tanich mieszkań dla mniej zarabiających.