W gąszczu analiz taktycznych przypominam, że reprezentacja Polski w piłce nożnej jest przede wszystkim zjawiskiem metafizycznym.
Selekcjoner. Czwarta osoba w Polsce po prezydencie, premierze i Jarku Kaczyńskim. Reprezentacja Polski. Najważniejsza drużyna jak Wisła długa i szeroka. I wreszcie blisko czterdziestomilionowy naród, wychowany w traumie wiecznego przegrywu, z której powoli leczy się w polityce międzynarodowej, gospodarce, ale nie piłce nożnej. Przynajmniej nie zespołowo.
Eksperci i fani prześcigają się w gąszczu analiz taktycznych, ale nasza reprezentacja od 40 lat (a już od 10 bez cienia wątpliwości) nie ma problemów z nogami, tylko z głową. Na dużym turnieju jest w stanie przegrać ze Słowacją, by wygrać z Hiszpanią. No wprawdzie ostatnio tylko zremisowała, ale coś mi mówi, że gdyby od Słowacji dostała 3 bramki, to potem by tych biednych Hiszpanów ograła.
Mam nieodparte wrażenie, że naszą drużyną narodową sterują nie trenerzy, nie selekcjonerzy i nie odprawy taktyczne, a traumy pogłębiające się z każdym kolejnym turniejem
W każdym turniejowym spotkaniu reprezentacji Polski w XXI wieku widzę, dostrzegam, nie umiem się go wyzbyć, ten grzech pierworodny w postaci Paulo Paulety upokarzającego Tomasza Hajtę. To siedzi w nas jak szósty zmysł, nic z tym nie zrobisz.
Reprezentacja Polski to nie jest materiał do pracy dla siwych bajerantów, tylko ekspertów od odwróconej psychologii. Może paradoksalnie Adam Nawałka ze swoimi idiotycznymi przesądami na chwilę grawitacyjnie zakrzywił światło przegrywu, by jednak to wymknęło się w 2018 roku z podwójną intensywnością. Nie wiem. Ale przecież nie od dziś wiemy, że dostatecznie charyzmatyczny lider jest w stanie projektować swoje obsesje na całą grupę, czasem odwracając uwagę od źródła problemu.
Dlatego uważam, że sprawy w Katarze mają się nieźle
Polak, pierwszy recenzent reprezentacji, ale też nabywca smartfonów Huawei, Cisowianki, klient InPostu, no i po prostu też de facto pierwszy klient tej reprezentacji, okazał się odbiorcą surowym. Mecz z Meksykiem to było piłkarskie gówno. Piszę to jako mourinhinista. Dobre 1-0 to sztuka, gra defensywna potrafi być piękna, gra cyniczna potrafi urzekać. Ale Polska-Meksyk to było gówno. Trochę jak z tą Grecją, co wygrała Euro 2004 i niby w 99 procentach sytuacji zwycięzców nikt nie sądzi, ale jednak każdy kto pamięta tamten turniej stanowi ten 1 procent, który o Grekach może myśleć wyłącznie z nienawiścią.
I to jest bardzo dobra wiadomość, ponieważ nie widzę zbyt wielu twarzy samozadowolonych piłkarzy z tego, że zdobyli historyczny punkt w meczu mundialowego otwarcia. Nawet jeśli takie myśli przez moment próbował tej kadrze wpajać selekcjoner, to w internecie i telewizji szybko drużynę wyleczono z tego przeświadczenia.
Co mnie jeszcze cieszy i pozwala żywić jakąś nadzieję to fakt, że Arabia Saudyjska ograła Argentynę, a Leo Messi wyglądał w tym meczu nie jak GOAT, ale bezbronna kózka. To znaczy, że Polacy nie podejdą do tego meczu z engelowskim „ćwierćfinał na pewno, a dalej kto wie”. Moim zdaniem mając w pamięci kiepski mecz z Meksykiem boją się kompromitacji. A jak uczy nasza narodowa trauma, paniczny strach przed ostateczną kompromitacją to dla reprezentantów Polski najlepsze środowisko do pracy.
Jestem zatem ostrożnym optymistą
Paradoksalnie więc, jestem wyjątkowo dobrej myśli przed meczem z Arabią Saudyjską. Byle tylko ten tekst przypadkiem nie wyświetlił się na smartfonach reprezentantów, bo mógłby im poprawić humory. A im są gorsze, tym dla nich lepiej. Nie próbujcie tego zrozumieć, to metafizyka.