Z roku na rok urodzeń jest coraz mniej. O tym wiemy wszyscy, lecz od dawna nie było tak źle. Ostatni raz tak mało dzieci przyszło na świat w okresie II wojny światowej. Wygląda na to, że prorodzinna i socjalna polityka partii rządzącej nie przyniosła spodziewanych efektów. Rekordowy niż demograficzny stał się bowiem faktem.
Prawo i Sprawiedliwość w 2015 r. wygrało wybory parlamentarne. Do sztandarowych obietnic partii należał program socjalny 500 plus. Polityka prorodzinna była dla prawicowej społecznie partii jednym z głównych filarów. To między innymi dzięki narracji o podnoszeniu życia najuboższych oraz prorodzinnym deklaracjom udało się październikowe wybory wygrać. Flagowy program PiS zakładał poprawę sytuacji demograficznej, redukcję ubóstwa pośród najmłodszych oraz inwestowanie w rodzinę.
Po niemalże 8 latach jesteśmy pewni, iż program nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Rekordowy niż demograficzny nie jest jednak wyłącznym skutkiem wynikającym z błędów konceptualnych 500 plus. Program miał wprawdzie zachęcać młodych do zakładania rodzin; ekwiwalenty finansowe przyznawane w pierwszej kolejności na co drugie, a następnie na każde dziecko w rodzinie miały sprawić, że sytuacja demograficzna w Polsce wkrótce się poprawi. Tak się jednak nie stało. Reformy wprowadzane na polecenie Słońca Narodu nie zatrzymały spadającej liczby urodzeń.
Rekordowy niż demograficzny
W 2011 r. populacja Polski była najliczniejsza, licząc 38 mln 538 tys obywateli. Dokładnie 11 lat później było nas już zaledwie 37,8 mln. Od lat, rok do roku liczba zgonów przewyższa liczbę urodzeń. To m.in. skutki fatalnej polityki mieszkaniowej, której nie udźwignął żaden z rządów od czasów transformacji ustrojowej. To także wina fatalnego stanu publicznej służby zdrowia, jak i wciąż rosnących kosztów życia.
Choć moim zdaniem dużą rolę, poza wymienionymi powyżej czynnikami, odgrywa także obecny lansowany przez popkulturę wizerunek rodziny – a może nawet nie tyle rodziny, co singli. W dzisiejszych czasach wciąż słyszymy o nieustannym samorozwoju, potrzebach samorealizacji oraz zdobywaniu kolejnych awansów i tytułów naukowych. Szybki styl życia, tj. udana i harmonijnie prowadzona kariera zawodowa, sporty dostarczające adrenaliny oraz wakacje na rajskich wyspach niekoniecznie idą w parze z zakładaniem rodziny. Nie jest to wprawdzie niemożliwe do pogodzenia, ale z pewnością bardzo trudne. I – abym nie został przypadkowo źle zrozumiany – wcale nie krytykuję powyższego. Nie mogę być hipokrytą, sam zupełnie nie myślę o zakładaniu rodziny. Również moi najbliżsi znajomi, których znaczna większość należy już do grona trzydziestolatków raczej niespecjalnie koncentruje się na prokreacji. Znakomita większość z nich realizuje się zawodowo lub naukowo i zazwyczaj przeszkodą nie są kwestie finansowe. Nie brak mieszkania jest tu przyczyną, lecz obrany styl życia. Mam duże wątpliwości, czy w najbliższym jakakolwiek większa zmiana w tym zakresie będzie jeszcze możliwa.