Opowiem wam jak „zniosłem” wczoraj wieść o tym, że piłkarz Jakub Jankto postanowił wyznać światu, że jest homoseksualistą.
Zobaczyłem na Twitterze informację o tym, że Jankto wyszedł z szafy, a następnie pomyślałem sobie: „o, znam, ale jego chyba już nie ma w Sampdorii?”. Potem wszedłem na Wikipedię, utwierdziłem się w przekonaniu, że już dawno siedzi – przez Getafe – w Sparcie Praga. A następnie zapomniałem, ponownie, o jego istnieniu.
Na moich dwóch niezwykle aktywnych facebookowych czatach o piłce – pozdrawiam serdecznie ekipę Fantasy Premier League – której nie umknie absolutnie żadna futbolowa ciekawostka, nikt nie uznał tego nawet za temat warty poruszenia. W zasadzie, szczerze mówiąc to nigdzie nie widziałem, by na kimkolwiek zrobił wrażenie coming out Jakuba Jankto.
W sumie to nawet dziwne, bo pewnie jeszcze kilkanaście lat temu wyznanie homoseksualizmu przez piłkarza mogłoby być wydarzeniem. Chociaż też mam wrażenie, że ludzie z tym trochę przesadzają, a na przykład orientacja Hitzlspergera, zdradzona już po zawieszeniu butów na kołku, to był mniej więcej taki sam ciężar gatunkowy, co miejsce narodzin Rio Mavuby (późniejszy reprezentant Francji urodził się na środku morza i był bezpaństwowcem). No ciekawostka, ale bez przesady.
Ale coming out Jankto nikogo, ale to naprawdę nikogo słyszalnego nie wzburzył, nie zszokował, nawet trollom w komentarzach pod dużymi serwisami nie chciało się przesadnie powtarzać zgranych żartów, w zasadzie prześliśmy nad homoseksualizmem do codzienności. Również w Polsce, trochę nam to zajęło, ale jako ogół społeczeństwa cywilizacyjnie już dawno wyprzedzamy klasę polityczną o dwie długości. Czyli w sumie reakcja była najlepsza z możliwych, bo po prostu polscy kibice piłki nożnej przyznali, że homoseksualizm jest na tyle normalny, że nawet nie bardzo mają pomysł, co by na ten temat powiedzieć.
Koszmar w redakcji Wyborczej
Redaktorzy działu sportowego Wyborczej kilkukrotnie wspominali o tym, że w dawnych czasach pisało się kilka relacji z meczu na wypadek, gdyby był wygrany, zremisowany lub przegrany – bo potem czasu na nadanie telegramu ze stadionu było niewiele, byle tylko wstawić wynik i wysłać.
Mam wrażenie, że wczoraj w redakcji pracowały (metaforyczne) niszczarki, kasujące peleton tekstów o homofobii polskich kibiców, która ostatecznie nie wybiła. Wydawać by się mogło, że to powód do radości, ale nie na ulicy Czerskiej, więc tym razem dostało się obojętności. Najpierw ubolewał serwis Sport.pl (który, jeżeli jestem z dramami na bieżąco, odcina się od Wyborczej), że Polacy nie zabrali żadnego stanowiska, przez co polskim homoseksualnym piłkarzom będzie w przyszłości ciężej. Jednak autor tekstu moim zdaniem niesłusznie próbuje budować wizję Polski jako jakiegoś zaścianka w świecie piłki. To znaczy futbolowym zaściankiem oczywiście jesteśmy, ale akurat nie w kwestii homoseksualizmu w futbolu, gdzie na tle zachodnich standardów wcale polska piłka nie odróżniała się na plus czy na minus. Homofobiczne reakcje piłkarzy częściej raczej jednak było słychać z zachodu, a nie z Ekstraklasy, choćby dlatego, że jednak większe wrażenie robiła homofobia piłkarza, o którym słyszał ktokolwiek poza Radzionkowem.
Z jeszcze większą pretensją, a mam wrażenie, że pretensja jest naturalną manierą dziennikarską na warszawskim Powiślu, o brakach reakcji na coming out Jankto pisze Rafał Stec z Wyborczej. Znany redaktor z pretensją wylicza kluby, federacje, instytucje i piłkarzy, którzy nie zabrali absolutnie żadnego stanowiska w sprawie orientacji seksualnej Jankto. Stec już wie, że nie zrobili tego wszystkiego „Czasami prawdopodobnie ze strachu przed reakcją kibicowskich tłumów”, „a czasami – prawdopodobnie – z czystej kalkulacji”.
„Tym bardziej to kuriozalne, iż mówimy o środowisku, w którym młodzi mężczyźni obnoszą się ze swoimi erotycznymi podbojami jak z trofeami zdobytymi na murawie. Obnoszą się, o ile są heteroseksualne.”
– podsumowuje swój niezrozumiały dla mnie w pretensji felieton Stec, jak gdyby zapominając, że kibice generalnie nienawidzą WAG-s, może z wyjątkiem tych, które rzeczywiście są oparciem (jak np. Anna Lewandowska) w karierze ich ulubionego piłkarza.
Brak reakcji to normalność
Oczywiście nie przeczytałem każdego komentarza w internecie, pewnie wygrzebałoby się tam parę pokemonów, skoro w Polsce znajdziemy nawet ze trzech miłośników Putina, ale mój stan ducha, moja interpretacja rzeczywistości jest zupełnie odmienna od tej, którą przedstawiają redaktorzy Sport.pl i Wyborczej. Polacy przyjęli komunikat Jankto po prostu w sposób dojrzały, bez przesadnej egzaltacji (która zresztą frustruje już samych homoseksualistów, wytykających komercjalizację homoseksualizmu przez globalne korporacje). Ale jak widać dla redaktorów z Czerskiej akceptacja homoseksualizmu to już dawno za mało.