Iga Świątek kończy współpracę z Xiaomi. Powodem ma być powrót Chin na rynek rosyjski. Najlepsza tenisistka świata od początku wojny wspiera ukrainę, a polityka Państwa Środka raczej nie utrudnia Rosji realizacji swoich celów. Pora powoli żegnać się z chińskimi markami?
Iga Świątek kończy współpracę z Xiaomi
Jak czytamy w serwisie „Sport.pl”, Iga Świątek kończy współpracę z Xiaomi. Z popularną – zwłaszcza w Polsce – firmą, tenisistka współpracuje już od 2021 roku. Ostatnio opublikowano kolejną sesję zdjęciową w ramach promocji marki, ale – jak się okazuje – jest to najpewniej ostatni taki ruch. Smartfony służą do komunikacji, a więc także do wspierania inwazji, czy też wymiany informacji, również dokumentujących zbrodnie wojenne. Jednak to właśnie Xiaomi (i marka POCO), stanowią aż 42% rosyjskiego rynku smartfonów.
Źródłowy portal przypomina, że Iga Świątek od początku inwazji wspiera Ukrainę. Występując na korcie nosi czapkę z ukraińską wstążką, a także niejednokrotnie zwracała uwagę na toczącą się w Ukrainie wojnę. Za słowami idą zresztą również czyny, jak organizacja imprezy charytatywnej „Iga Świątek i Przyjaciele dla Ukrainy”.
Wówczas – w Tauron Arenie – pojawiło się aż 15 tysięcy osób, a zebrana kwota robi wrażenie, bo wyniosła 2 000 000 złotych. Xiaomi, choć było jednym z pierwszych – głośnych – sponsorów Igi Świątek, to jest oczywiście jednym z kilku. Pierwszą rakietę świata sponsoruje także Rolex, Asics, czy rodzime PZU oraz Oshee.
Oczywiście trzeba dodać, że otoczenie Igi Świątek potwierdza jedynie, iż współpraca się kończy, nie tłumacząc dlaczego – to normalne, że kontrakty, zwłaszcza tak „duże”, wiążą się z klauzulą poufności. Warto wspomnieć o tym, jak Robert Lewandowski również współpracował z chińskim gigantem technologicznym, jednak nie z Xiaomi, a z Huaweiem. Tamta współpraca również zakończyła się, tuż po ówczesnych doniesieniach, że Huawei wspiera Rosję w aspekcie bezpieczeństwa cybernetycznego.
Najpierw Robert Lewandowski, teraz Iga Świątek
Zarówno casus Igi Swiątek, jak i Roberta Lewandowskiego (choć w tym drugim wypadku współpraca zakończyła się na długo przed inwazją na Ukrainę), stanowią pewien symbol. O ile globalizacja w szerokim ujęciu jest faktem – i proces ten ciągle ma miejsce, o tyle można dostrzec pewne działania odwrotne.
Xiaomi, Huawei, Oppo, ZTE, TCL, Alibaba, Aliexpress, a nawet Lenovo (marka ThinkPad), to jedynie kilka przykładów chińskich i dobrze zakorzenionych u nas marek. Nie mówiąc już np. o TikToku. Jeżeli przewidywania geopolityków są jednak słuszne, to czeka nas proces pewnej izolacji i wychładzania stosunków.
Również – niestety – gospodarczych. Wynikać to może z chęci zadeklarowania swojego stosunku do wojny na Ukrainie (rezygnacja z chińskich marek, bo Chiny nie utrudniają Rosji funkcjonowania), ale także kwestie cyberbezpieczeństwa pojawiają się coraz częściej. Warto w tym miejscu przypomnieć doniesienia np. wobec WPS Office, popularnego pakietu biurowego, którego twórcy współpracują z chińskim rządem – i cenzurują.
Oczywiście dopóki nie pojawią się inicjatywy oddolne, czy też – przede wszystkim – oficjalne działania o charakterze na przykład legislacyjnym, dopóty obecność marek z Państwa Środka nie jest szczególnie zagrożona. Zwłaszcza że struktura kapitałowa wielu podmiotów jest skomplikowana – i powiązana ze światem zachodnim.
Ja jednak źródłowe doniesienia odbieram jako pewne tąpnięcie, które może doprowadzić do dosyć istotnych zmian na rynku. Zamiast „tanie i dobre”, wschodnie marki być może będą kojarzone wkrótce z czymś wątpliwym co do bezpieczeństwa i coraz mniej moralnie odpowiednim – jeżeli chodzi o korzystanie z nich.