Walka z paleniem papierosów to u nas zwyczajny niewypał. Na świecie zresztą też. Mimo że WHO bardzo by chciało odtrąbić sukces z okazji 36. Światowego Dnia Bez Papierosa, to fetowaniem trzeba będzie przełożyć. W najbliższych latach papierosy wciąż ma palić ponad miliard osób – tyle samo, co dziś. Co gorsza, u nas odsetek palaczy wzrósł do prawie 29%. Papierosy pali ponad 8 mln Polaków. W dodatku palimy rok do roku coraz więcej. A Ministerstwo Zdrowia w całej tej sprawie zachowuje się jak indyk bez głowy: nie ma żadnej strategii walki z tym nałogiem, nie wyciąga żadnych wniosków z polityki innych państw, nie śledzi światowych trendy w walce z paleniem i odwraca kota ogonem mówiąc, że papierosy to takie samo zagrożenie, co e-papierosy, podgrzewacze tytoniu czy saszetki nikotynowe.
Walka z papierosową epidemią – zarówno w Europie, jak i na całym świecie – nie przynosi zbyt spektakularnych rezultatów. Sukces osiągają jedynie nieliczne kraje, takie jak USA (11% palaczy), Szwecja (5,6% palaczy) czy Wielka Brytania (13% palaczy), które wyłamują się ze schematu i decydują na wdrożenie rozwiązań zgodnych z wynikami badań naukowych, a jednocześnie, co brzmi kuriozalnie, niezgodnych z rekomendacjami samej WHO. Bo stosują tzw. harm reduction, czyli redukcję szkód, zachęcając palaczy do wybierania mniej toksycznych niż papierosy wyrobów. To pragmatyzm w czystej postaci, ale lepszy niż ciągłe bicie głową w papierosowy mur.
WHO, zamiast stawiać takie państwa innym za przykład, nadal skutecznie wypiera jednak skuteczność koncepcji harm reduction. Koncepcji, którą – co brzmi i strasznie, i śmiesznie – sama stworzyła i promowała w swojej konwencji Ramowej o Ograniczaniu Użycia Tytoniu (FCTC).
Smutne konkluzje z okazji Światowego Dnia bez Papierosa
31 maja przypada kolejna rocznica Światowego Dnia bez Papierosa. Analizując efekty walki WHO z papierosami nie jest to zbyt trafna nazwa. Bardziej pasowałoby tu raczej święto: Światowy Dzień z Papierosem.
Teoretycznie walkę z papierosami zapoczątkowało przyjęcie w Genewie (podczas Światowego Zgromadzenia Zdrowia) Konwencji Ramowej dla ograniczenia zdrowotnych następstw palenia tytoniu. Miało to miejsce już ponad 20 lat temu, bo 21 maja 2003 r.; traktat wszedł w życie ostatecznie 27 lutego 2005 r., a podpisały go aż 182 kraje (przy czym w 143 z nich jest prawnie wiążący). Wśród tych, które nie wdrożyły Konwencji WHO i postanowiły pójść własną drogą, są dzisiaj np. Stany Zjednoczone.
Efekty Konwencji WHO? W 2003 r. palaczy było aż 1,1 mld. Dziś jest ich… tyle samo. Co więcej, WHO prognozuje, że w najbliższych latach papierosy nadal będzie palić ponad miliard osób. Można powiedzieć, że to dwie spalone dekady walki z paleniem. WHO jednak, zamiast uderzyć się w pierś i przyznać do fiaska dotychczasowej polityki, idzie w zaparte.
Oczywiście nie oznacza to, że WHO nie podejmowała żadnych działań. Przeciwnie – podejmowała. Tyle że… nietrafne.
Na przykład Organizacja doprowadziła do uwypuklenia zagrożeń zdrowotnych związanych z paleniem na paczkach papierosów i publikowania na nich drastycznych zdjęć, a także – przynajmniej częściowo – do podniesienia cen papierosów. Branża tytoniowa oczywiście nad tym lamentowała, ale to posunięcie WHO było w pełni sensowne. Sęk w tym, że nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Tak twierdzą naukowcy z renomowanych ośrodków akademickich z USA i Kanady, zdaniem których Konwencja WHO okazała się po prostu nieskuteczna. Zdaniem naukowców nie stwierdzono żadnej istotnej zmiany w tempie zmniejszania się globalnej konsumpcji papierosów. Dodatkowo, jak można przeczytać w prestiżowym periodyku naukowym BMJ (w którym opublikowano wyniki wspomnianych wyżej badań):
„To ustalenie, w połączeniu z różnicami regionalnymi, powinno ostrzec przed samozadowoleniem globalnej społeczności zajmującej się kontrolą rynku tytoniowego i motywować do wdrażania sprawdzonych polityk kontroli (…)”.
Wiadomo, że harm reduction przynosi znacznie lepsze wyniki, ale WHO udaje, że o tym nie wie
Skoro główne założenia Konwencji Ramowej dla ograniczenia zdrowotnych następstw palenia tytoniu (takie jak wprowadzenie zakazu reklam, zwiększenie ostrzeżeń zdrowotnych na paczkach, wzrost cen papierosów itd.) okazały się nieskuteczne, to po jakie narzędzia powinna terz sięgnąć Światowa Organizacja Zdrowia?
Wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie jest… prosta. Wystarczyłoby podejść do nałogu, jakim jest nikotynizm, bez uprzedzeń. Bez dogmatów. Bez osądzania. Tak, jak podchodzi się do problemu naukowego. WHO mogłaby zainspirować się działaniami tych państw, którym walka z papierosami idzie nadzwyczaj dobrze. Sęk w tym, że te państwa nie trzymają się rekomendacji WHO. A politykom, nawet tym z WHO, trudno przecież przechodzi przez gardło chwalenie za sukcesy, w których nie miało się udziału i które osiągnięto inną drogą.
W Europie mamy co najmniej dwa takie kraje: wspomniane już – Szwecję i Wielką Brytanię. Oba od lat idą drogą harm reduction. Dziś mają rekordowo niskie odsetki palaczy. Podobną politykę prowadzi też rząd USA. Efekt? Odsetek palaczy w Stanach Zjednoczonych wynosi jedynie 11 proc. Też rekord.
Na czym w praktyce polega ich sukces? Na tym, że traktują palaczy fair i mówią im wprost, że są lepsze, mniej szkodliwe produkty niż papieros. Wychodzą z założenia, że najpierw trzeba palaczy na te produkty przerzucić, żeby zmniejszyć szkody zdrowotne, a potem
Jednym z podstawowym nurtów strategii jest zastępowanie papierosów innymi, mniej szkodliwymi substancjami. Na przykład w Szwecji papierosy bezapelacyjnie wyparł snus – czyli bezdymny tytoń w formie woreczków do umieszczania pod wargą, będący w dodatku produktem lokalnym – i to z 200-letnimi tradycjami. Snus wygasił papierosy, wygaszając też przy okazji inny problem: raka płuca. Szwecja ma dzisiaj najmniej przypadków zachorowań na tę typową dla palaczy chorobę w UE. Komiczne jest to, że w UE snus jest nielegalny. W odróżnieniu od papierosów, które są w pełni legalne…
Z kolei w Japonii dominują podgrzewacze tytoniu, a w Wielkiej Brytanii – e-papierosy. Co ciekawe, do stosowania strategii harm reduction wzywa też sama Konwencja Ramowa WHO, chociaż akurat tego WHO stara się dzisiaj nie dostrzegać i wolałaby o tym zapomnieć.
Ba, Europejskie Biuro WHO twierdzi, że dysponujemy już „rozstrzygającymi dowodami naukowymi” na to, że „całkowite zastąpienie palenia papierosów elektronicznymi systemami dostarczającymi nikotynę zmniejsza narażenie na liczne toksyny i karcynogeny zawarte w dymie tytoniowym”. Rozwiązanie, mogące skutecznie wspomóc walkę z papierosami, znajduje się zatem na wyciągnięcie ręki. Wystarczy podjąć jakiekolwiek działania w tym kierunku, zamiast udawać, że problem nie istnieje.
Polska jak BMW: bierny, mierny ale wierny uczeń WHO
Skoro są państwa prowadzące skuteczną walkę z papierosami, ale nie słuchając przy tym za bardzo zaleceń WHO, to jak na ich tle wypada Polska?
Niestety jedyną pozytywną informacją jest sukces walki z szarą strefą papierosową. W tym przypadku nasz kraj radzi sobie naprawdę świetnie: szara strefa tytoniowa to u nas ok. 5% rynku. We Francji to ok. 30%.
Tyle tylko, że to nie jest przecież sukces Ministerstwa Zdrowia, ale innych resortów, głównie finansów… A przede wszystkim – sukces Krajowej Administracji Skarbowej, Policji i Straży Granicznej.
Znacznie gorzej robi się, gdy idzie o sukcesy samego Ministerstwa Zdrowia. Z najnowszego raportu Polskiej Akademii Nauk wynika, że nad Wisłą papierosy pali już prawie 29 proc. osób. W ciągu dwóch ostatnich lat odsetek ten wzrósł aż o 3 pkt proc. Jednocześnie to wynik najwyższy od dekady. Nie pomogły tu wysokie wpłaty do budżetu WHO (3,15 mln zł) na walkę z paleniem papierosów. Te pieniądze dosłownie „poszły z dymem”.
Z tej porażki zdaje sobie sprawę samo Ministerstwo. Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska przyznał niedawno, że Polska nie stanie się krajem wolnym od tytoniu do 2030 r. (a takie było założenie MZ). Winy upatruje jednak w… pandemii, a nie w braku skutecznych działań ze strony resortu. Tymczasem sprzedaż papierosów rośnie systematycznie rok do roku już od dłuższego czasu. Na przykład w 2015 r., gdy rządy objęło Prawo i Sprawiedliwość, sprzedano łącznie 41,09 mld sztuk papierosów. Rok temu – prawie 49,4 mld sztuk.
Jakby tego było mało, Polska wypada też bardzo kiepsko, jeśli chodzi o zachorowalność i śmiertelność z powodu raka płuca. Ryzyko przedwczesnego zgonu i pogorszenia jakości życia z powodu palenia papierosów jest u nas o 15 proc. wyższe u kobiet i aż o 25 proc. u mężczyzn w porównaniu do pozostałych państw Unii Europejskiej.
Tymczasem Ministerstwo Zdrowia do tej pory nie opracowało skutecznej strategii walki z paleniem, a profilaktyka antypapierosowa praktycznie nie istnieje. Z usług kilku poradni antynikotynowych korzysta u nas 800 pacjentów rocznie – a papierosy pali przecież ponad 8 mln z nas.
Oprócz skutków społecznych i zdrowotnych nieudolnej walki z papierosami należy też wskazać skutki finansowe: ze wspomnianego raportu PAN wynika, że papierosy generują 57 mld zł strat rocznie.
Tego problemu nie da się dłużej zamiatać pod dywan. Świat co roku ostatniego dnia maja trąbi o szkodliwości palenia – i co roku na samych słowach się kończy. Dziś statystycznie papierosy zabiją kolejnych ponad 200 palaczy. I to dojmujące, że dla nich będzie to faktycznie ostatni dzień bez papierosa…