W listopadzie br. odbędą się w Panamie obrady państw sygnatariuszy Konwencji Ramowej WHO o Ograniczeniu Użycia Tytoniu (FCTC). Z opublikowanych przez WHO dokumentów wynika, że podczas tegorocznych obrad Organizacja nie zamierza jednak zaostrzać przepisów wobec papierosów. Zamiast tego proponuje radykalne zakazy dla alternatyw, m.in. likwidację e-papierosów i saszetek nikotynowych oraz zrównanie opodatkowania podgrzewaczy tytoniu i papierosów, co dla palaczy oznacza również ekonomiczną likwidację tej alternatywy. Wielka Brytania już zapowiada, że sprzeciwi się rekomendacjom WHO i będzie bronić swojego rządowego programu „Swap to stop”, w którym zachęca palaczy do zastąpienia papierosa, refundując mniej szkodliwą alternatywę.
WHO zostawia papierosy w spokoju, a na celownik bierze alternatywy
Papierosy pali dziś 1,1 miliarda ludzi na świecie. Mniej więcej tyle samo, co 20 lat temu, kiedy Konwencja WHO wchodziła w życie. Z alternatyw dla papierosa korzysta około 0,1 miliarda ludzi, głównie byłych palaczy papierosów.
W Panamie WHO będzie przekonywać, że prawdziwy problem mamy dzisiaj z alternatywami, a nie z papierosami.
Nikt nie ma wątpliwości, jak groźne jest palenie papierosów i z jakimi konsekwencjami wiąże się nie tylko dla samych palących, ale też całych społeczeństw. Co roku państwa wydawają miliardy na leczenie palaczy.
Tylko w Polsce straty spowodowane paleniem szacuje się na ok. 92 mld zł rocznie. WHO zdaje się tego problemu nie widzieć – bo w Panamie papierosom się upiecze. Ale alternatywom dla papierosów – już nie. Wielka Brytania nie zamierza siedzieć bezczynnie i już teraz mówi „nie” na propozycje WHO.
Wielka Brytania będzie bronić rządowego programu
Wielka Brytania – i szereg innych państw na świecie – wychodzi z założenia, że znacznie łatwiej jest walczyć z paleniem stosując drogę środka. Czyli najpierw przekonywać palaczy do odstawienia papierosów i zastąpienia ich jakimś alternatywnym produktem nikotynowym, jak e-papieros, saszetka nikotynowa czy podgrzewacz tytoniu – jeśli nie są w stanie rzucić palenia za pomocą leków czy metodą „cold turkey”, czyli z dnia na dzień. A dopiero potem zachęcać ich też do odstawienia samych alternatyw. To pragmatyzm w czystej postaci: najpierw zmniejszenie szkód, a potem – wyjście z nałogu.
Inna sprawa, że rząd Wielkiej Brytanii przeznaczył 45 mln funtów na program swap to stop, refinansując pełnoletnim palaczom darmowe e-papierosy. Teraz WHO miałaby palaczom te alternatywy odebrać lub poważnie ograniczyć. Jednocześnie szeroki dostęp do papierosów byłby nienaruszony.
W wielu krajach strategia harm reduction przynosi już wymierne rezultaty w postaci spadku odsetka palaczy papierosów. W dodatku do poziomów najniższych w histrii badań. W USA papierosy pali dzisiaj 11,5% społeczeństwa. W Wielkiej Brytanii – 12,9%. W Nowej Zelandii – 8%. W Szwecji – 5,6%. Wszystkie te państwa od lat wspierają redukcję szkód i stawiają na alternatywy dla papierosów.
A WHO się tej strategii sprzeciwia. Tyle tylko, że jej strategia spiętrzania zakazów przed palaczami, bez oferowania czegoś „w zamian” – po prostu się nie sprawdza. WHO nie ma na tym polu żadnego większego, ani nawet mniejszego sukcesu – dlatego szuka tematu zastępczego. Mają nim być właśnie alternatywy.
Kolejną próbę narzucenia swoich rekomendacji WHO podejmie już w Panamie, podczas obrad państw-sygnatariuszy Konwencji Ramowej WHO o Ograniczeniu Użycia Tytoniu. Wielka Brytania już teraz jasno sprzeciwia się pomysłom WHO i daje do zrozumienia, że na żadne zakazy używania e-papierosów się nie zgodzi.
Europejski lider mówi WHO „nie”
Wielka Brytania jest krajem, który zapoczątkował dyskusję o potrzebie polityki redukcji szkód spowodowanych paleniem. Brytyjska służba zdrowia (NHS) już od dawna wskazuje, że e-papierosy czy podgrzewacze tytoniu są mniej szkodliwe, niż tradycyjne papierosy. I z tego względu w pierwszej kolejności należy się skupiać na tym, by przekonać palaczy do dostępnych alternatyw, a dopiero potem do całkowitego porzucenia nałogu.
Wielka Brytania liczy na to, że dzięki swojemu programowi „Swap to Stop” do 2030 r. papierosy będzie palić tu mniej niż 5 proc. populacji.
Nic dziwnego zatem, że brytyjski rząd sprzeciwia się planom WHO – a tamtejsi politycy już teraz zapowiadają sprzeciw wobec zaleceń Organizacji dotyczących e-papierosów. W Wielkiej Brytanii panuje głębokie przekonanie, że WHO nie powinna dyktować państwom, jak ma wyglądać ich krajowa polityka zdrowotna. Dodatkowo, na Wyspach WHO ma opinię organizacji „skorumpowanej i niekompetentnej”.
WHO nie ma na koncie sukcesów w walce z papierosami. Nie proponuje też żadnej nowej strategii w tym punkcie. Trudno się dziwić, że Brytyjczycy, którzy są jednym z liderów walki z paleniem w Europie, mówią „dość” i chcą iść własną drogą. Sprzeciw Wielkiej Brytanii wobec WHO i obrona rządowego programu mogą być odważnym sygnałem dla innych państw, że kiedy ma się sukcesy na swoim koncie, to warto ich bronić i obstawać przy swoim.