Mamy niską dzietność, starzejące się społeczeństwo i mizerne perspektywy na poprawę tego stanu rzeczy. Do tego dodajmy niechęć Polaków do masowej migracji, która zresztą i tak następuje. A gdybym wam powiedział, że sytuacja demograficzna Polski wcale nie jest aż taka zła?
Przez ostatnie dekady populacja naszego kraju skurczyła się mniej, niż by się wydawało na pierwszy rzut oka
Wszyscy chyba zdajemy sobie sprawę z tego, że sytuacja demograficzna Polski jest nieciekawa. Problemy nawarstwiają się od dłuższego czasu a politycy ze swoimi fanaberiami wcale nie ułatwiają sprawy. Nasz kraj cechuje niska dzietność, Polki nie garną się z różnych powodów do posiadania potomstwa. Rezultatem jest dość szybkie starzenie się społeczeństwa ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami. Popularne na zachodzie zasypywanie problemu masową migracją też nie wchodzi w grę. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce Polska była dużo bardziej otwarta, niż się do tego oficjalnie przyznaje.
Może i nie jest najlepiej, ale tym razem wcale nie chcę kreślić ciemnych wizji demograficznej teraźniejszości. Okazuje się bowiem, że jeśli za punkt odniesienia przyjmiemy naszą część Europy, to sytuacja demograficzna Polski nie jest wcale taka zła. W każdym razie nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Nasz kraj jak najbardziej się wyludnia, ale nie w takim tempie, jak inne państwa regionu.
Dane GUS są oczywiście jednoznaczne. Populacja Polski zmniejsza się od 2012 r. Obecnie wynosi ok. 37,6 mln osób. Pod koniec 2020 r. mieszkańców naszego kraju było 37,1 mln. Pod koniec 1990 r. było nas aż 38,1 mln i były to czasy, gdy snuliśmy marzenia o „czterdziestomilionowym narodzie”. Łatwo zauważyć, że spadek populacji jest zauważalny, ale jego odsetek wcale nie jest taki znowu duży. Przez lata 1990-2020 ubyło nam raptem 2,7 proc. mieszkańców.
Sytuacja demograficzna Polski na tle innych państw regionu wygląda niemalże pozytywnie
Dla porównania: w tym samym okresie Rumunia odnotowała spadek populacji sięgający 16 proc., z 23,2 mln do 19,3 mln mieszkańców. Obecnie Rumunów jest nieco ponad 18 milionów. Węgry w ciągu tych samych trzech dekad straciły 6 proc. ludności, Białoruś 8 proc., Albania 14 proc., Chorwacja 15 proc. W zastraszającym wręcz tempie wyludniały się Bułgaria, Litwa i Łotwa. Wszystkie te państwa straciły przeszło 20 proc. ludności. Trzeba przy tym przyznać, że są wśród naszych sąsiadów kraje, które utrzymują stabilny poziom populacji. Dobrym przykładem są tu Czechy i Słowacja.
Dlaczego właściwie warto zwracać uwagę na statystyki z ubiegłych dekad? Dlatego, że ogólne tendencje utrzymują się w szacunkach na przyszłość. Po prostu spadek liczby ludności przyspieszy. Na przykład prognozy ONZ w 2018 r. przewidywały, że populacja Polski do 2050 r. spadnie o 15 proc. Miało być nas 32,39 mln osób. Wymienione wcześniej państwa były jeszcze gorszej sytuacji. Może poza Węgrami, które również miałby stracić 15 proc. ludności. Bułgarię czeka utrata 23 proc. ludności a Łotwę 22 proc.
Warto wspomnieć, że nasze krajowe prognozy zakładają, że sytuacja demograficzna Polski będzie jeszcze gorsza. Scenariusz główny tegorocznej prognozy GUS zakłada populację na rok 2060 kształtujący się w okolicach 30,4 mln osób. Szacunki sugerujące spadek liczby Polaków w 2100 roku do poziomu 13 mln osób włożyłbym akurat między bajki.
Państwa zachodnie nie mają tych samych problemów tylko i wyłącznie dzięki masowej migracji
Ktoś mógłby się zastanawiać nad tym, co wyróżnia nasz region, że to Europa Środkowo-Wschodnia boryka się z problemami demograficznymi. Czy przypadkiem to nie zachód naszego kontynentu musi się mierzyć ze skutkami starzenia się społeczeństwa? Są trzy istotne różnice.
Przede wszystkim, za dużą część dotychczasowych spadków populacji odpowiada migracja właśnie do krajów zachodnich w poszukiwaniu lepszych zarobków. Te zawdzięczają stabilny wzrost populacji właśnie imigrantom, nie tylko z naszej części Europy, ale także z Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji. Ich mieszkańcy nie mają też powodów, by z nich masowo emigrować. Równocześnie jednak prognozy unijne jasno sugerują, że demograficzne znaczenie Starego Kontynentu w skali świata będzie w nadchodzących dekadach tylko spadać. To kolejny słaby prognostyk dla osłabionej politycznie i gospodarczo Europy.
Miało jednak być optymistycznie. Względnie niski spadek liczby ludności Polski podpowiada, że w naszym kraju drzemie większy potencjał, niż by się wydawało na pierwszy rzut oka. Jesteśmy i pozostajemy dużym państwem europejskim. Ewentualna poprawa sytuacji ekonomicznej i społecznej daje nawet cień nadziei na odwrócenie w jakimś stopniu trendu bez uciekania się do rozwiązań znanych z państw zachodnich ocierających się o inżynierię społeczną. W każdym razie, mamy więcej czasu niż inne państwa na uporanie się z problemem.