Nie ma już żadnych wątpliwości co do sprawy zerowego podatku VAT na żywność. Od nowego roku jedzenie nie zdrożeje, bo dziś odpowiednie rozporządzenie wyda, na polecenie premiera Morawieckiego, minister finansów. Tylko że to sam Morawiecki w projekcie budżetu na 2024 roku nie przewidywał, że zerowy podatek zostanie utrzymany.
Od nowego roku jedzenie nie zdrożeje
To zapewne jedna z ostatnich decyzji dwutygodniowego rządu Mateusza Morawieckiego. I zarazem decyzja kuriozalna, jeśli przypomnimy sobie ciąg zdarzeń, jaki do tego doprowadził. Jeszcze w listopadzie nie było wątpliwości, że wynoszący 5% wyższy VAT na żywność wraca od 1 stycznia 2024 roku. Tak bowiem przewidywał projekt ustawy budżetowej przygotowany przez rząd PiS i przyjęty 8 listopada. Dlatego kilka dni później przyszły minister finansów Andrzej Domański powiedział w Radiu ZET, że skoro budżet nie przewiduje utrzymania zerowej stawki, to jedzenie od nowego roku nieznacznie zdrożeje. I to rozpętało burzę.
Bo oto politycy PiS, partii która sama zapowiedziała zniesienie zerowej stawki VAT na żywność, zaczęli drzeć szaty i krzyczeć, że Donald Tusk od razu po przejęciu władzy chce zacząć grabić Polaków. A że Prawo i Sprawiedliwość cały czas trzyma w rękach publiczne instytucje i rządowe media, to udało im się – przynajmniej w swoim elektoracie – częściowo narzucić taką narrację. Mało tego. O ile zerowy VAT na żywność można wprowadzać rozporządzeniami, to Morawiecki zapowiedział, że trzeba go wzmocnić przyjmując odpowiednią ustawę. I zaczął moralnie szantażować nowego marszałka Sejmu, przekonując ludzi, że teraz to Szymon Hołownia, nie dopuszczając ustawy w trybie pilnym, blokuje kwestię cen żywności.
Hołownia nie wszedł w tę grę, szybko zbijając argumenty Morawieckiego. Ale dwutygodniowy premier w ostatnich dniach nie odpuszczał i regularnie nagrywał filmiki, w których szedł przed siebie, gestykulował i opowiadał jak to Hołownia z Tuskiem nie pozwalają na przyjęcie tak ważnej dla Polek i Polaków ustawy. Życie napisało jednak niespodziewany finał tej historii. Oto w czwartkowy wieczór 7 grudnia Mateusz Morawiecki napisał na Twitterze, że… podpisze rozporządzenie w sprawie 0% VAT na żywność w 2024 roku. O, czyli jednak można rozporządzeniem i nie trzeba do tego odpowiedniej ustawy? Niebywałe jest to jak wiele razy w ciągu kilkunastu dni można zaprzeczyć samemu sobie. Ale wszyscy doskonale znamy premiera Morawieckiego i wiemy, że to nie wszystko, na co go stać.
Kiedy wróci 5% VAT na żywność?
I tak oto rząd Donalda Tuska, który zostanie zaprzysiężony już za kilka dni, bo 13 grudnia, zostaje z kolejnym kukułczym jajem zostawionym przez poprzedników. W ustawie budżetowej zapisane są bowiem wpływy z powrotu 5% stawki VAT na żywność, a przynajmniej przez pierwszy kwartał tego podatku nie będzie. Trzeba też zakładać, że zostanie ona utrzymana również w drugim kwartale, bo czeka nas podwójna wyborcza wiosna (samorząd + Parlament Europejski) i trudno spodziewać się, by rządzący zdecydowali się na tak niepopularny ruch w trakcie kampanii.
Ale VAT na żywność powinien wrócić i to szybciej niż później. Inflacja zaczyna się stabilizować, jedną z pierwszych decyzji rządu będą podwyżki dla nauczycieli i szerzej całej budżetówki, pojawią się wreszcie środki z Unii Europejskiej i będzie to dobry moment, żeby powrócić do ściągania tego podatku. Ceny żywności pójdą w górę, ale nieznacznie, tak samo jak mało znacząca dla klientów była ich obniżka, gdy zerowy VAT na żywność został wprowadzony. Mając nadzieję, że nie pojawi się kolejny proinflacyjny czynnik, jak pandemia, kryzys energetyczny czy wojna, trzeba zacząć myśleć o tym, by wracać do stabilizowania finansów publicznych. Byłoby dobrze, gdyby zdroworozsądkowa, i zasadniczo popierana przez wszystkie partie, decyzja o powrocie 5% VAT na żywność, odbyła się w atmosferze innej niż histeryczna. Tak, wiem, brzmi to bardzo, ale to bardzo naiwnie.