Wydawać by się mogło, że wykroczenia, które absolutnie nikomu nie szkodzą, nie powinny wiązać się z żadną karą. Z takim poglądem zgodził się poniekąd ustawodawca. Jeżeli szkodliwość społeczna wykroczenia nie istnieje, to nie może być mowy o odpowiedzialności sprawcy. Problem w tym, że tą konkretną furtkę bardzo trudno zastosować w praktyce.
Kodeks karny i kodeks karny skarbowy w tej kwestii są z jakiegoś powodu łagodniejsze od kodeksu wykroczeń
Przejeżdżasz na rowerze przez przejście dla pieszych z prędkością spacerującego człowieka? Spożywasz alkohol gdzieś na kompletnym odludziu, za to na powietrzu? Przeszedłeś przez jezdnię, która prowadzi donikąd? Teoretycznie popełniasz wykroczenia, ale jest dla ciebie nadzieja na uniknięcie odpowiedzialności. Warto dodać, że mowa o bardzo lichej nadziei. Wszystko przez ustawodawcę, który postanowił, że społeczna szkodliwość wykroczenia będzie uregulowana w zupełnie inny sposób, niż w przypadku spraw karnych albo nawet karno-skarbowych.
Chodzi o art. 1 §1 kodeksu wykroczeń, który definiuje nam samo pojęcie „wykroczenia”.
Odpowiedzialności za wykroczenie podlega ten tylko, kto popełnia czyn społecznie szkodliwy, zabroniony przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia pod groźbą kary aresztu, ograniczenia wolności, grzywny do 5000 złotych lub nagany.
Różnica jest taka, że w „siostrzanych” gałęziach prawa kwestia społecznej szkodliwości opiera się na bardzo intuicyjnym założeniu. Nie stanowi przestępstwa czyn zabroniony, którego społeczna szkodliwość jest znikoma. Nie jest przestępstwem skarbowym lub wykroczeniem skarbowym czyn zabroniony, którego społeczna szkodliwość jest znikoma. W przypadku zwykłych wykroczeń wystarczy przypisanie czynowi choćby minimalnej szkodliwości społecznej, by móc ukarać sprawcę.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to całkiem zrozumiałe. Czyny zabronione przez kodeks karny i kodeks karny skarbowy są przecież poważniejsze. Należy jednak zwrócić uwagę, że znikoma szkodliwość społeczna wykroczenia skarbowego wystarczy, by jego sprawca nie mógł zostać ukarany. Co jednak w przypadku zwykłych wykroczeń? Uniknięcie odpowiedzialności jest siłą rzeczy trudniejsze, ale cały czas pozostaje wykonalne.
Społeczna szkodliwość wykroczenia wynika z szerszego kontekstu, a nie z samego faktu istnienia właściwego przepisu
Pewną furtkę pozostawia nam art. 47 §6 kodeksu wykroczeń. Nakazuje on sądowi dokonywania oceny stopnia szkodliwości społecznej według określonych kryteriów.
Przy ocenie stopnia społecznej szkodliwości czynu bierze się pod uwagę rodzaj i charakter naruszonego dobra, rozmiary wyrządzonej lub grożącej szkody, sposób i okoliczności popełnienia czynu, wagę naruszonych przez sprawcę obowiązków, jak również postać zamiaru, motywację sprawcy, rodzaj naruszonych reguł ostrożności i stopień ich naruszenia.
Jak się łatwo domyślić, żeby stwierdzić, że społeczna szkodliwość wykroczenia w naszym przypadku nie występuje, musielibyśmy dowieść, że nasz czyn w praktycznie każdym aspekcie jest całkowicie błahy. Niestety, nawet jeśli nie wyrządziliśmy nikomu żadnej szkody i nie mieliśmy żadnych niepraworządnych intencji, to i tak możemy zostać ukarani. Dość często sądy wychodzą z założenia, że skoro ustawodawca zabronił jakiegoś czynu, to z automatu staje się on społecznie szkodliwy.
Właśnie z takiego założenia biorą się kontrowersyjne wyroki w sprawach o wykroczenia. Dość dobrym przykładem jest wyrok z 2017 r., który dotyczył zakazu wstępu do lasu. Nie chodzi oczywiście o ten z okresu covidowego szaleństwa legislacyjnego. Po prostu swego czasu Nadleśnictwo Białowieża wydało taki zakaz, który skądinąd okazał się bezprawny, bo uczyniono go bezterminowym bez ustawowego umocowania. Obwinieni zaś brali udział w proteście przeciwko masowemu pozyskiwaniu drewna w Puszczy Białowieskiej.
Sprawa rozstrzygnęła się w Sądzie Najwyższym na skutek kasacji Rzecznika Praw Obywatelskich. Na szczególną uwagę zasługują właśnie wątpliwości co do tego, czy społeczna szkodliwość wykroczenia w ogóle zachodziła. Trudno jednak, żeby Sąd Rejonowy się nad nią zastanawiał, skoro sprawę rozstrzygnął w formie wyroku nakazowego. Instytucja ta nie zapewnia w końcu oskarżonemu żadnego prawa do obrony.
Jaki z powyższych rozważań płynie wniosek? Przede wszystkim, sądy rozstrzygające sprawy o wykroczenia powinny uważniej przyglądać się kwestii szkodliwości społecznej. Mają w końcu taki obowiązek. Oskarżeni zaś jak najbardziej mogą próbować argumentować, że ich czyn nie spełnia ustawowej definicji wykroczenia. Niekiedy może się udać.