W Polsce trwają prace nad zmianą kodeksu karnego. Głównym punktem tych zmian ma być uaktualnienie definicji gwałtu. Dotychczas przestępstwem było przymuszenie do obcowania fizycznego, po zmianach, każdy seks bez zgody będzie traktowany, jako gwałt. I ta zmiana jest bardzo potrzebna, ponieważ w sądach wciąż toczą się spory o to, czy ofiara odpowiednio protestowała.
Trudna definicja gwałtu
Patrząc na przestępstwo zgwałcenia (opisane w art. 197 kodeksu karnego) przez pryzmat moralności, nie mamy wątpliwości, co jest zgwałceniem, a co nim nie jest. Jednak analizując samą literę prawa, takiej pewności już nie ma. Wszystko za sprawą konstrukcji samego przepisu, który głosi, że:
Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 15.
Niby sama treść przepisu nie budzi wątpliwość. Wątpliwość jednak wzbudza temat stawiania oporu. Dotąd przyjmowało się, że aby można było mówić o gwałcie, trzeba w jakiś sposób przełamać opór ofiary (tak więc na przykład obezwładnić ją, lub zagrozić, że jeżeli nie odbędzie stosunku, to sprawca zamorduje jej rodzinę) lub też uniemożliwić jej wyrażenie sprzeciwu (tak więc doprowadzić do współżycia w wyniku podstępu). A co jeżeli ofiara (na przykład ze strachu) nie protestowała?
Seksualne wykorzystanie osoby nieporadnej to nie gwałt
A co jednak w sytuacji, gdy ofiara nie stawia oporu (bo na przykład jest życiowo nieporadna, albo paraliżuje ją strach)? Niby jest art. 198 kodeksu karnego, który stanowi, że:
Kto, wykorzystując bezradność innej osoby lub wynikający z upośledzenia umysłowego, lub choroby psychicznej brak zdolności tej osoby do rozpoznania znaczenia czynu, lub pokierowania swoim postępowaniem, doprowadza ją do obcowania płciowego lub do poddania się innej czynności seksualnej albo do wykonania takiej czynności, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
Jednak tutaj mowa tylko o chorobie psychicznej, czy też o niezdolności rozpoznania czynu, lub pokierowania swoim zachowaniem. W dodatku to już nie gwałt, a tylko wykorzystanie nieporadności, a sprawca zamiast 15 lat (w przypadku zasądzenia górnej granicy przewidzianej kary) dostanie 8. Co, jednak jeżeli ofiara nie jest nieporadna, a tylko sparaliżował ją strach? Nie broniła się, nie krzyczała, nie uciekała. Jednak nie chciała tego stosunku. Czy w takiej sytuacji sprawca ma pozostać bezkarny?
W sądach toczą się spory o rzeczy oczywiste
Takie dywagacje mogą wydawać się absurdalne, jednak wciąż są powielane w polskich sądach. Dochodzi do sytuacji, kiedy ofiara gwałtu musi udowadniać, że nie chciała stosunku. Że się broniła, jednak sprawca był silniejszy i nie miała z nim szans. Uderzyła go w twarz i powiedziała, żeby ją zostawił, ten jednak przytrzymał ją siłą i zdarł z niej spódnicę. A obrońca oskarżonego udowadnia, że do gwałtu nie doszło. Bo przecież nie krzyczała dostatecznie głośno, żeby usłyszeli ją sąsiedzi z bloku. Bo zamiast uciekać niczym sprinter, zatoczyła się tylko i wpadła na drzwi. Tak więc nikt nikogo nie zgwałcił, bo opór był niedostateczny.
Wydaje się to nie do uwierzenia, jednak w XXI wieku Sąd Najwyższy musi wyjaśniać, że jakikolwiek opór ze strony ofiary, sprawia, że odbycie z nią stosunku jest gwałtem. To powinno być dla wszystkich oczywiste, jednak wciąż nie jest. Przykładem może być wyrok Sądu Najwyższego z 12 czerwca 2024 roku (V KK 346/23), w którym skład sędziowski jasno wskazuje, że:
Zagadnienie oporu stawianego przez ofiarę gwałtu, jego przejawów i intensywności, nie może być nigdy rozpatrywane abstrakcyjnie. Opór ten musi być oceniany w ramach konkretnej sytuacji, przy wzięciu pod uwagę wielu okoliczności, które spowodować mogą, iż pokrzywdzona (lub pokrzywdzony) nie wyczerpie wszystkich teoretycznie możliwych środków obrony ze względu np. na paraliżujący ją strach lub zaskoczenie, a nawet wręcz nie podejmie żadnych efektywnych środków obrony. Jeżeli jednak osoba taka przejawi swój opór i brak zgody na stosunek w sposób postrzegalny, dojdzie do przełamania oporu rzeczywistego, co za tym idzie — zastosowania przemocy, a przez to — zgwałcenia.
Ofiara musi udowodnić, że się opierała
Sąd trafnie zauważył, że ocena, czy ofiara się broniła, nie może być oderwana od konkretnego przypadku i uniwersalna. Wszystko zależy od danej sytuacji, siły (zarówno fizycznej, jak i psychicznej) ofiary, a także czasu i miejsca, w którym to się stało. Sąd Najwyższy przyznał, że ofiara, która z punktu widzenia postronnych, mogła krzyczeć głośniej, mogła gryźć i kopać, mogła uderzyć sprawcę w czuły punkt, a jednak tego nie zrobiła, dostatecznie protestowała. Wystarczyło, że w jakikolwiek sposób sprzeciwiła się działaniu sprawcy. Jednak sam fakt, że ofiara musi spełnić jakieś standardy, jeżeli chodzi i protest, jest absurdalny.
Przecież w momencie, kiedy ktoś chce dopuścić się względem nas przestępstwa, jakim jest gwałt, nie ułożymy w głowie listy zadań i nie będziemy odhaczać poszczególnych punktów. Nie zawsze zaczniemy od próby ucieczki, następnie nie zawsze będziemy krzyczeć, albo kopać, drapać i gryźć. Ofiara jest w sytuacji kryzysowej, poddana olbrzymiej presji. Może ją sparaliżować strach. Czasem może czuć niemoc. Może ze strachu przed większymi obrażeniami nie podejmować obrony. I nie czyni ją to współwinną. Nie sprawia, że stosunek był dobrowolny.
Każdy seks bez zgody to gwałt
Dlatego zmiana prawa w przypadku definicji gwałtu jest niezbędna. I najlepiej, żeby doszło do niej szybko. Może wtedy w końcu ofiara nie będzie musiała udowadniać, że dostatecznie protestowała. Może dzięki temu społeczne pojmowanie gwałtu się zmieni. Obecnie jest na to szansa – 14 lutego wpłynął do sejmu projekt nowelizacji kodeksu karnego, który skupia się właśnie na zmianie definicji gwałtu. Po zmianach art. 197 miałby mieć brzmienie:
Kto doprowadza inną osobę do obcowania płciowego przemocą, groźbą bezprawną, podstępem lub w inny sposób mimo braku jej zgody, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 15.
Zmiana przeszła już przez 3 czytania w Sejmie (z czego ostatnie miało miejsce 28 czerwca). 1 lipca projekt ustawy przekazano Prezydentowi i Marszałkowi Senatu. Przed uchwaleniem zmiany jeszcze długa droga – o ile w Senacie raczej pójdzie bez większych problemów, wciąż może się pojawić prezydenckie weto. Zwłaszcza że politycy Prawa i Sprawiedliwości nie byli zmianom przychylni – wskazywali bowiem, że taka zmiana to prezent dla mściwych, porzuconych kochanek.
Ciężko zgodzić się z tą argumentacją. Osoba, która odbyła stosunek dobrowolny, wciąż może dowodzić, że doszło do gwałtu. Jeżeli jednak okoliczności wskazują, że do gwałtu nie doszło (bo para przed spotkaniem wymieniała czułe wiadomości i snuła plany na romantyczną noc), sąd nie uzna winy oskarżonego. W tej sytuacji nic się nie zmieni. Zmiana definicji gwałtu jednak ma szansę ugruntować coś, co powinno być dla wszystkich oczywiste, czyli fakt, że każdy seks bez zgody jest gwałtem.