Wolność słowa nie stanowi wolności od konsekwencji wygłaszania tez uderzających w innych. W Polsce za niewłaściwe słowa można w teorii nawet pójść do więzienia. Czym jednak różnią się od siebie dwa kluczowe przepisy kodeksu karnego? Zniesławienie i zniewagę wiele łączy, ale dzieli je jeden kluczowy szczegół.
Nasz ustawodawca zadziwiająco często ogranicza wolność słowa za pomocą kodeksu karnego
Z jakiegoś powodu polski ustawodawca uznał, że pozew o obronę dóbr osobistych nie wystarczy do obrony czyjejś czci, dobrego humoru i reputacji zawodowej. Dlatego postanowił zaprzęgnąć do tego celu także prawo karne. Mowa oczywiście o dwóch przepisach kodeksu karnego, których istnienie od lat jest krytykowane między innymi przez dziennikarzy: art. 212 oraz art. 216 kodeksu karnego. Są to przestępstwa odpowiednio zniesławienia oraz zniewagi. Pierwsze czasem określa się mianem „pomówienia” a drugie „znieważenia”. Czym się właściwie od siebie różnią?
Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z bardzo podobnymi czynami zabronionymi. Łączy je w gruncie rzeczy bardzo wiele. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z przestępstwami ściganymi z oskarżenia prywatnego, zagrożonymi w swojej formie podstawowej karą grzywny albo ograniczenia wolności.
Zarówno zniesławienie, jak i zniewaga mają także identyczną formę kwalifikowaną. Za przestępstwo popełnione za pomocą środków masowej komunikacji można dostać karę grzywny, ograniczenia wolności, albo nawet roku w więzieniu. Sąd ma także prawo do orzeczenia nawiązki na rzecz pokrzywdzonego, PCK albo na inny cel społecznie użyteczny.
Różnice pomiędzy tymi przestępstwami są tak naprawdę dwie. Kluczową są oczywiście nieco różne przesłanki zastosowania, które znajdziemy w §1 obydwu artykułów. W przypadku zniesławienia jest to:
§ 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
Zniewaga ma nieco odmienny zakres zastosowania.
§ 1. Kto znieważa inną osobę w jej obecności albo choćby pod jej nieobecność, lecz publicznie lub w zamiarze, aby zniewaga do osoby tej dotarła, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
Zniesławienie i zniewaga nie są najgłupszym „cenzorskim” przepisem karnym obowiązującym w Polsce
Jak powinniśmy rozumieć sens przytoczonych wyżej przepisów? Zniesławienie popełnia ten, kto podkopuje reputację zawodową innej osoby. Pokrzywdzonym może być nie tylko drugi „żywy” człowiek, ale także na przykład przedsiębiorstwo, spółka, organizacja, urząd, czy nawet określoną grupę osób.
Zniewagą jest z kolei dostatecznie obraźliwe zachowanie wobec drugiej osoby fizycznej. Co szczególnie istotne: sprawca musi działać albo w obecności pokrzywdzonego, albo w taki sposób, by zniewaga do niego dotarła. Obgadywanie kogoś za plecami we wręcz okrutny sposób nie wypełnia przesłanek zastosowania art. 216 k.k.
Warto także zwrócić uwagę na to, że nie bez powodu w tym przypadku użyłem określenia „osoby fizycznej”. Ustawodawca uznał najwyraźniej, że sankcje karne za znieważanie nielubianych przez siebie firm byłyby pewną przesadą. Równocześnie zabezpieczył najważniejsze organy państwa przed obywatelami wyrażającymi swoje radykalnie niepochlebne zdanie na ich temat. Mowa o najgłupszym chyba przepisie karnym funkcjonującym w polskim prawie w postaci art. 226 §3 k.k., skądinąd jeszcze surowszym:
Kto publicznie znieważa lub poniża konstytucyjny organ Rzeczypospolitej Polskiej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Nie jest żadną tajemnicą, że nie jestem entuzjastą istnienia wszystkich trzech przywołanych wyżej przepisów. Zniesławienie i zniewaga są po prostu zbędne. Istnieje bowiem droga cywilnoprawna służąca rozsądzania tego typu sporów. Mowa rzecz jasna o art. 24 kodeksu cywilnego i ochronie dóbr osobistych, która skądinąd i tak jest we współczesnej Polsce wręcz nazbyt szeroka.
Owszem, niewłaściwe słowa wypowiadane w przestrzeni publicznej przeciwko komuś jak najbardziej powinny mieć swoje konsekwencje. Nie oznacza to jednak, że do spraw w gruncie rzeczy trywialnych powinniśmy angażować prawo karne. Nie tylko sprawia to wrażenie krępowania ust obywatelom, ale także stanowi przysłowiowe strzelanie do wróbla z armaty.