Jedna z ostatnich uchwał Sądu Najwyższego może mocno wpłynąć na rozstrzyganie sporów pomiędzy zakładami ubezpieczeń a kierowcami. SN wskazał w jaki sposób powinno być wyliczane odszkodowanie za szkodę na pojeździe w sytuacji, gdy poszkodowany naprawił go na własną rękę lub sprzedał. Zasadą powinno być stosowanie metody dyferencyjnej, co raczej nie spodoba się kierującym.
SN: odszkodowanie za szkodę w pojeździe sprzedanym lub naprawionym samodzielnie liczymy zgodnie z metodą dyferencyjną
Bez większego echa przeszła wrześniowa uchwała siedmiu sędziów Sądu Najwyższego w sprawie odszkodowań OC za szkody w pojazdach mechanicznych. SN na wniosek Rzecznika Finansowego rozstrzygał zagadnienie prawne zagadnienie prawne dotyczące tego, jak określić wysokość należnego odszkodowania w razie ustalenia, iż naprawa pojazdu mechanicznego stała się niemożliwa. Taka sytuacja ma miejsce np. w razie zbycia pojazdu w stanie uszkodzonym lub jego uprzedniego samodzielnego naprawienia.
W wydanym rozstrzygnięciu SN wskazał, że we wskazanych przypadkach nie jest uzasadnione ustalenie wysokości jako równowartości hipotetycznych kosztów naprawy. Sędziowie przekreślili tym samym stosowanie metody kosztorysowej. Sąd Najwyższy uznał, że jeżeli poszkodowany dokonał już naprawy pojazdu, wysokość szkody jest znana. Odpowiada ona bowiem kosztom, jakie poniósł na naprawę i ewentualnie w utracie wartości rynkowej pojazdu po naprawie. W wypadku zbycia pojazdu szkodą jest zaś różnica między ceną uzyskaną za sprzedany nienaprawiony pojazd a jego wartością sprzed wypadku.
W ten sposób SN opowiedział się za stosowaniem metody dyferencyjnej, która akcentuje dynamiczny charakter szkody. Z motywów uzasadnienia uchwały wynika, że stosowanie innych metod w sytuacji, w której naprawa nie może być dokonana, prowadzi do możliwości wzbogacenia się poszkodowanych na wyrządzanych im szkodach.
Rzecznik Finansowy przelicytował. Rozstrzygnięcie niekorzystne dla kierowców
Jak już wcześniej wskazywałem wydana uchwała Sądu Najwyższego była odpowiedzią na wniosek Rzecznika Finansowego o rozstrzygnięcie zagadnienia prawnego. Choć od lat sądy opowiadały się raczej za metodą kosztorysową, to jednak faktycznie linia orzecznicza nie była w tym zakresie jednolita. Dążąc do rozstrzygnięcia coraz większej liczby sporów pomiędzy zakładami ubezpieczeń a osobami poszkodowanymi Rzecznik Finansowy chciał zapewne pomóc kierującym. W swoim wystąpieniu opowiedział się zresztą za ustalaniem wysokości odszkodowania w oparciu o hipotetyczne koszty naprawy.
Problem w tym, że Sąd Najwyższy ma obecnie inne stanowisko. Można więc powiedzieć, że Rzecznik Finansowy chciał dobrze, ale nie za bardzo mu to wyszło. Zakwestionowanie przez Sąd Najwyższy metody kosztorysowej będzie miało swoje konsekwencje dla poszkodowanych. Niejednokrotnie właścicielom pojazdów trudno jest oszacować koszty naprawy oraz ewentualną utratę wartości rynkowej w sytuacji, gdy dokonywali jej samodzielnie. Mało wiarygodnym jest też wyliczanie odszkodowania jako różnicy między ceną uzyskaną za sprzedany, nienaprawiony pojazd a wartością samochodu sprzed wypadku. Zdecydowanie bardziej korzystniejsze było stosowanie w takich przypadkach wyliczenia hipotetycznych kosztów naprawy.
Nadzieją dla wszystkich kierowców mogą być liczne głosy krytyczne pojawiające się po wydaniu orzeczenia. Prawnicy wskazują bowiem na sprzeczność uchwały z orzecznictwem unijnym. Co więcej stanowisku Sądu Najwyższego zarzuca się odmienne traktowanie poszkodowanych, którzy naprawili pojazd i tych, którzy naprawy nie dokonali. Trudno zatem powiedzieć, czy uchwała SN przyjmie się w orzecznictwie sądów. Pewnym jest jednak, że stanie się ona ważnym argumentem dla broniących swoich interesów ubezpieczycieli. Jednocześnie zamierzony przez Rzecznika Finansowego efekt przyspieszenia rozstrzygania sporów we wskazanej materii może być trudny do osiągnięcia.