Okazji do bezpiecznego inwestowania oszczędności nie ma na rynku tak wiele. Przeciętne oprocentowanie lokat i depozytów cały czas może odbiegać od oczekiwań. Na szczęście zawsze mamy w odwodzie obligacje skarbowe, które przynajmniej gwarantują nam oprocentowanie powyżej inflacji. A gdyby tak spróbować czegoś innego? Obligacje korporacyjne mogą być ciekawą alternatywą, choć mniej bezpieczną od swoich emitowanych przez państwo odpowiedników.
Inwestycje oferujące nam perspektywę zwrotu poniżej inflacji najlepiej od razu skreślić
Wiemy już, że obligacje skarbowe cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem Polaków. Nie ma w tym nic dziwnego. W końcu relatywnie dobrzy inwestorzy szukający absolutnie bezpiecznego sposobu na pomnożenie swoich oszczędności albo uchronienie ich przed inflacją, nie mają zbyt wielkiego wyboru. Nie każdego stać na mieszkanie, nie każdy jest gotowy zainteresować się funduszami inwestycyjnymi.
Do dyspozycji mamy oczywiście lokaty i konta oszczędnościowe w bankach. Problem w tym, że oprocentowanie nie zawsze będzie odpowiadało naszym oczekiwaniom. Jeżeli jesteśmy nowymi klientami danego banku, to możemy często liczyć na szczególnie atrakcyjne oferty. Najlepsze lokaty pozwalają osiągnąć oprocentowanie rzędu nawet 6-7 proc.
Wiąże się to jednak często z koniecznością spełnienia dodatkowych wymogów, na przykład dokonania odpowiedniej liczby transakcji kartą w miesiącu albo wyrażenia zgód marketingowych. Niektóre banki wciąż stosują limity środków wpłaconych na lokatę. Te gorsze oferty, albo skierowane do dotychczasowych klientów, to już oprocentowanie w okolicach aktualnego poziomu inflacji.
Może w takim razie powinniśmy się zdecydować na obligacje korporacyjne? Sama nazwa sugeruje coś podobnego do obligacji emitowanych przez Skarb Państwa. Rzeczywiście: mechanizm jest dokładnie taki sam. Różnica jest taka, że emitentem obligacji korporacyjnych jest prywatna firma. Ponownie pożyczamy jej nasze pieniądze w formie obligacji, w zamian za obietnicę jej wykupu w terminie ustalonych z góry. Siłą rzeczy zarabiamy na oprocentowaniu. Może być ono stałe, może być zmienne i oparte o jakiś wskaźnik bazowy w rodzaju wciąż używanego WIBOR-u. Nas interesuje przede wszystkim marża ponad ten wskaźnik.
Zasadnicze pytanie brzmi: ile pieniędzy pozwolą nam zarobić obligacje korporacyjne?
Obligacje korporacyjne oferują niezłą stopę zwrotu i relatywnie niskie ryzyko
Jak już wspomniałem, Obligacje Skarbu Państwa są oprocentowane powyżej inflacji. Wskaźnik wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych w styczniu wyniósł 5,3 proc. w ujęciu rocznym. Obligacje 1-roczne w najnowszej emisji dają nam w pierwszym miesiącu 5,75 proc. w skali rocznej. W następnych miesiącach oprocentowanie jest równe obowiązującej w danym momencie stopie referencyjnej NBP. Ta wynosi w tej chwili właśnie 5,75 proc. To teoretycznie najsłabiej oprocentowane obligacje skarbowe. Im dłuższy okres wykupu, tym lepszą ofertę dostajemy.
W przypadku obligacji korporacyjnych sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Ich rentowność netto w okresie wykupu oscyluje obecnie w okolicach 9 proc. Przy czym trzeba pamiętać, że nie mówimy tutaj o obligacjach rocznych, a na przykład trzy- albo czteroletnich. Na co tak naprawdę powinniśmy zwracać uwagę, to oferowane oprocentowanie ponad stawki WIBOR. Najczęściej możemy liczyć na 3-4,5 proc. ponad te wskaźniki, które kształtują się obecnie w okolicach 5,8 proc.
Wydaje się więc, że możemy potencjalnie zrobić więcej, niż nawet na inwestycji w obligacje skarbowe. Prawdę mówiąc, w roku 2024 to właśnie obligacje korporacyjne jako jedyne spośród papierów dłużnych przyniosły inwestorom dwucyfrowy zwrot. Jaki więc jest w tym wszystkim haczyk? Teoretycznie inwestycja w obligacje korporacyjne obarczona jest zauważalnie wyższym ryzykiem. Za prywatnymi firmami, nawet tymi największymi, nie stoją w końcu gwarancje spłaty ze strony państwa, do tego dodatkowo uprzywilejowane na poziomie ustawowym. Nie są one też tak skrupulatnie pilnowane przez instytucje nadzoru, jak banki.
Istnieje ryzyko, że emitent akurat naszych obligacji stanie się niewypłacalny. Co w takiej sytuacji? Można by stwierdzić, że „mamy problem” i na tym zakończyć rozważania. Trzeba jednak wspomnieć, że przedsiębiorstwom zależy na tym, żeby ich obligacje się sprzedawały. Stosują więc nierzadko jakieś mechanizmy zabezpieczające, na przykład zastawiając nieruchomości albo nawet znaki towarowe.
Czy daje nam to absolutną gwarancję odzyskania pieniędzy w razie katastrofy? Ależ skąd. Równocześnie jednak nie jest to inwestycja oparta o szybko zmieniający się kurs i duże ryzyko. Są tym samym dużo bezpieczniejsze od inwestowania w akcje spółek notowanych na giełdzie, nie wspominając nawet o kryptowalutach.