W sprawie koni wożących turystów do Morskiego Oka jest więcej propagandy niż rozsądku

Biznes Środowisko Dołącz do dyskusji
W sprawie koni wożących turystów do Morskiego Oka jest więcej propagandy niż rozsądku

Zakończono negocjacje w sprawie koni na trasie do Schroniska nad Morskim Okiem. Wynik miał uspokoić obie strony, ale ostatecznie wygrała propaganda. Konie na drodze do Morskiego Oka zostają, ale pojadą krótszą trasą, dzieląc drogę z busami elektrycznymi.

Zgodnie z zapowiedziami sprzed kilku dni, konie na drodze do Morskiego Oka zostaną, ale pojadą tylko z Palenicy Białczańskiej do Wodogrzmotów Mickiewicza, czyli około trzech kilometrów. Dalej turystów będą woziły busy elektryczne, wszystko w ramach jednego biletu. Taką decyzją podjęło Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Powyższe ma być rodzajem kompromisu, wyszło średnio.

Zostawmy konie w spokoju

Jeżeli spodziewacie się, że poniższy tekst będzie jednym z tych piętnujących transport konny do Morskiego Oka, to niestety się zawiedziecie. Całą sprawę wokół traktuje jako niepotrzebną propagandę. I od początku stoję na stanowisku, że temat powinno się zostawić w spokoju. Dlaczego? Bo nikomu nie dzieje się tam obecnie krzywda.

Zgadzam się jednak, że kwestia dbania o dobrostan zwierząt powinien być mocno poruszany w przestrzeni publicznej. Powinny istnieć instytucje, które trzymają rękę na pulsie. I takie rzeczy wydarzyły się właśnie wokół powyższego tematu. Jakiś czas temu został on nagłośniony, i dobrze. Bo sprawie był potrzebny rozgłos, były potrzebne kontrole i było potrzebne sformalizowanie tematu. Tak, aby podnosić tam standardy. Czy potrzebna była nagonka? Zdecydowanie nie. A z nagonką mamy do czynienia od kilkunastu miesięcy.

Mam wrażenie, że dla pani minister był to temat numer jeden jej urzędowania. Zamiast studzić emocje, niepotrzebnie je podgrzewała i im ulegała, wykazując się przy okazji kompletnym niezrozumieniem tego problemu. W efekcie mamy rozwiązanie, które rozwiązaniem nie jest, za to daje pożywkę propagandzie, według zasady bohaterskiego rozwiązywania problemów nieznanych w żadnym innym ustroju.

Jak pracują konie na drodze do Morskiego Oka?

Konie jeżdżące na drodze do Morskiego Oka są prawdopodobnie najlepiej przebadanymi i zaopiekowanymi końmi w kraju. Dlaczego? Bo są pod stałym i ścisłym nadzorem weterynarza, opinii publicznej i organizacji chroniących konie. Ich praca jest ewidencjonowana, odbywa się według harmonogramu i ścisłych reguł. Fiakrzy pracują w systemie dziesięciodniowym, dzieląc się na 3 grupy. Każda grupa jeździ po 10 dni w miesiącu. Dziennie na trasie pracuje 20 zaprzęgów. Ta ilość zwiększa się w sezonie turystycznym (lipiec, sierpień). Wtedy na trasie pracują po 30 zaprzęgów na dzień w systemie piętnastodniowym. Każdy wozak przeciętnie posiada 3 pary koni na 10 dni pracy w miesiącu. Ich system pracy wygląda następująco:

  1. jest to około 60-minutowa jazda w górę stępem;
  2. w czasie jazdy w połowie drogi znajdują się poidła, przy których w razie potrzeby konie są pojone;
  3. po dojechaniu na Włosienice zaprzęg ma obowiązkowy postój trwający minimum 20 minut;
  4. droga w dół zajmuje około 30 minut i odbywa się kłusem;
  5. po dotarciu do Palenicy konie muszą mieć postój trwający minimum 2 godziny;
  6. do tego każdy z wozów może mieć maksymalnie 10 osób na wozie plus fiakier.

Łatwo zauważyć, że jeden zaprzęg dziennie robi od dwóch do maksymalnie trzech kursów. Czy to dużo, biorąc pod uwagę, że uciąg jest ściśle dostosowany do ich możliwości fizycznych? Pamiętajmy, że są to bardzo duże gabarytowo rasy koni.

Żegnaj tradycjo

Patrząc na te restrykcyjne zasady pracy, dziwię się, że ktoś dalej może twierdzić, ze komukolwiek dzieje się tam krzywda. Dla mnie, o wiele pilniejszym do zwrócenia uwagi tematem, jest sytuacja koni w szkółkach jeździeckich, w których pracują one po kilka godzin dziennie, dźgane piętami przez niedoświadczonych jeźdźców, w dodatku pod niedopasowanym do nich sprzętem. Oczywiście nie piszę tego, aby postulować likwidację takich miejsce. Uważam, że jazda konna to piękny i głęboko zakorzeniony w naszej tradycji sport. Chce jednak pokazać, jak bardzo ulegamy propagandzie i emocją garstki nierozumiejących świata zapaleńców, w ogóle nie weryfikując faktów. Ba, w kwestii Morskiego Oka w ogóle nie chcemy ich słuchać. W efekcie pozwalamy by na naszych oczach, powoli niszczona była tradycja. Nie mam wątpliwości, że za dwa, trzy lata konie z trasy do Morskiego Oka znikną, zastąpione busami elektrycznymi. Nie mam też wątpliwości, że nie będzie to przypadek, ani pod względem dostawcy busów, ani osób je obsługujących.