Zimowe igrzyska olimpijskie w Pjongczang już za chwilę się rozpoczną. Czy prym w sportowych zawodach będą wiedli nie niesamowicie wytrenowani nadludzie, ale… astmatycy? To możliwe, bo astma to choroba, na którą cierpi – a raczej „cierpi” – całkiem spora część norweskiej reprezentacji. Przypadek? Nie sądzę.
Astma to nieprzyjemna, przewlekła choroba górnych dróg oddechowych, która jednak – odpowiednio leczona – nie przeszkadza aż tak bardzo w codziennym życiu. Niezbędne jest wówczas co prawda korzystanie z inhalatorów czy innych medykamentów, ale od tego się nie umiera. A, jak wiadomo, co cię nie zabije, to cię wzmocni.
Norwedzy w Pjongczang – astmatycy w walce o olimpijskie medale?
Z takiego założenia wyszli Norwedzy, którzy na zimowe igrzyska olimpijskie w Pjongczang wyślą wielu sportowców, którzy cierpią na astmę. Ponad 6000 dawek leków (dla zainteresowanych: 1800 dawek Symbicortu, 1200 Atroventu, 1200 Alvesco, 360 Ventoline oraz 1200 Airomiru), 43 inhalatory, 10 nebulizatorów (stosowanych w ostrzejszych przypadkach choroby) – to nie wyposażenie miejskiego szpitala w Trondheim, tylko ekwipunek norweskiej ekipy olimpijskiej, jak czytamy na wp.pl.
To dużo? Mało? Dość powiedzieć, że sportowcy reprezentujący inne kraje tak chorowici nie są. Dla porównania Finowie również przygotowali zapasy leków dla swoich astmatyków, ale są one 10-krotnie mniejsze od norweskich. Szwedzi z kolei w ogóle nie używają nebulizatorów, bo wychodzą z założenia, że cięższe ataki choroby powinny być leczone w klinice olimpijskiej. Dlaczego więc Norwedzy używają ich w zaciszu hotelowych pokojów?
Oczywiście oficjalna odpowiedź to „bo są chorzy”. Tajemnicą poliszynela jest jednak to, że leki na astmę zwiększają (choć nie jest to z całą pewnością udowodnione) wydajność organizmu. Ponieważ nie są to typowe środki dopingowe, u wielu sportowców pojawia się pokusa korzystania z nich. Przepisy sportowe co prawda regulują maksymalne dozwolone dawki, a za ich przekraczanie niektórych zawodników pozbawiono medali. Co istotne, sami sportowcy z Norwegii przyznają niekiedy, w przypływie skandynawskiej szczerości, że stosowali leki na astmę, choć nie byli chorzy. Therese Johaug – biegaczka narciarska – stosowała je np. gdy była przeziębiona (a przynajmniej tak twierdzi).
Doping a prawo to niełatwa relacja, choćby z uwagi na trudności ze zdobyciem przekonujących dowodów. Doping nie dotyczy zresztą wyłącznie sportów zimowych, nawet e-sportowcy dopingowali się lekami na ADHD. Astma to prawdziwa choroba, którą można legalnie leczyć. Niesamowita „popularność” tej przypadłości budzi jednak wątpliwości, czy faktycznie astma w Norwegii to plaga, czy jednak w tym bogatym, ekologicznym, socjalistycznym i postępowym państwie zwykły, ordynarny doping jest receptą na sukces w stopniu porównywalnym do putnowskiej Rosji. Rosji, którą – przypominamy – wykluczony z igrzysk właśnie za niemal usankcjonowany państwowo system dopingu.
Może zatem, szanowny Międzynarodowy Komitecie Olimpijski, czas na poważnie zająć się Norwegią?