Ktoś mógłby powiedzieć, że żyjemy w epoce „postprawdy” i do wszechobecnego zalewu fake newsów powinniśmy się już przyzwyczaić. Nic jednak bardziej mylnego. Spośród wszystkich rodzajów zorganizowanego ogłupiania całych społeczeństw najbardziej szkodliwa jest dezinformacja polityczna. Najłatwiej też ją wyeliminować. Wystarczą surowe kary za jej szerzenie w związku z wykonywaną działalnością polityczną. Zagrożenie karą paru lat więzienia powinno działać trzeźwiąco.
Politycy nałogowo kłamią, bo nie grożą im za to nawet najmniejsze konsekwencje i to właśnie należałoby zmienić
Jeżeli wydawało się wam kiedyś, że z debatą publiczną w Polsce jest coś nie tak, to z pewnością macie rację. Jej jakość drastycznie obniżyła się w ciągu ostatnich dwóch dekad. Mam na myśli nie tylko karykaturalnie wręcz ostry język, którym na co dzień posługują się politycy, ale także ich bardzo luźny stosunek do prawdy. To wynik postępującej tabloidyzacji, a później twitteryzacji polityki. W dzisiejszych czasach można bez przeszkód wrzucić na swój profil w wybranym serwisie społecznościowym praktycznie dowolną bzdurę, a ta i tak rozniesie się po świecie.
W ostatnich dniach mieliśmy kilka takich przypadków z krajowego podwórka. Środowiska związane z Prawem i Sprawiedliwością przedstawiają swoim wyborcom unijny „okrągły stół” w sprawie polskich wyborów prezydenckich jako próbę sterowania przez Brukselę wewnętrznymi sprawami Polski. Tak naprawdę chodzi właśnie o analizę zagrożeń związanych z potencjalnymi ingerencjami w wybory z zewnątrz za pomocą mediów społecznościowych.
Konfederacja z kolei próbowała się podpiąć pod problem zagranicznej przestępczości w Polsce, by móc szerzyć antyimigranckie hasła. Rzekomo policja nie wyrabia ze ściganiem takich kryminalistów. Do tego 40 proc. zabójstw dokonywanych w naszym kraju miałoby być sprawką obywateli innych państw. Policja w odpowiedzi poinformowała, że w rzeczywistości jedynie 7 proc. osób podejrzanych o popełnienie zabójstwa to cudzoziemcy.
Tak naprawdę przykłady można by mnożyć. Praktycznie wszystkie partie polityczne w Polsce w mniejszym lub większym stopniu starają się kreować jakąś alternatywną rzeczywistość. Narzędziem pracy polityka stały się farmy internetowych botów i maglowanie do znudzenia haseł ustalonego na dany dzień przekazu dnia. Ogłupianie społeczeństwa jest zaś środkiem do celu, jakim jest władza wraz z jej fruktami. Czy tak musi być? Ależ skąd. Dezinformacja polityczna jest do powstrzymania. Wystarczy sięgnąć po odpowiednie środki w postaci prawa karnego.
Dezinformacja polityczna jest czymś bardziej szkodliwym nawet od szerzenia teorii spiskowych
Ktoś mógłby spytać: co ma do tego prawo karne, skoro obecnie politykom grożą konsekwencje jedynie wtedy, gdy nakłamią w oświadczeniu majątkowym? W tym właśnie tkwi istota problemu. Szerzenie dezinformacji w związku z działalnością polityczną powinno być przestępstwem zagrożonym karą kilku lat więzienia.
Co byśmy w ten sposób uzyskali? Sama perspektywa karania naszych „przedstawicieli” za szerzenie fake newsów i zwyczajne oczernianie przeciwników już sama w sobie jest całkiem kusząca. Skazanie takich osób na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego pozbawiałoby ich mandatów poselskich albo senatorskich.
Równocześnie nie da się jednak ukryć, że dezinformacja polityczna nie byłaby najłatwiejszym zadaniem nawet przy założeniu woli ze strony prokuratury i sprawnie działających sądów. Problem dotyczy nie tylko kłamstw wygłaszanych przez rodzimych polityków, ale także wrogich działań uskutecznianych z zagranicy.
Główną korzyścią byłby z pewnością nacisk na serwisy społecznościowe. Nie ma się co oszukiwać: państwa nie mają zbyt wielu instrumentów nacisku na amerykańskich czy chińskich gigantów technologicznych. Państwa demokratyczne nie są też skłonne do zbytniego ograniczenia wolności słowa nawet w sytuacjach, gdy służyłoby to ochronie całych społeczeństw. Podobnie postępują organy Unii Europejskiej. Jedynym realnym wyłomem są konsekwencje za dawanie platformy dla treści wprost sprzecznych z danym prawem.
Ewentualne dodatkowe konsekwencje finansowe za tolerowanie dezinformacji politycznej mogłyby zmusić niektóre firmy do aktywnego zwalczania farm politycznych botów. W przypadku X tak naprawdę chyba nic nie jest w stanie pomóc, poza całkowitym odcięciem naszych „wybrańców” od tego medium.
Dlaczego dezinformacja polityczna powinna być przestępstwem, a inne jej formy już nie? Odpowiedź jest prosta: politycy są przedstawicielami swoich wyborców w organach władzy w państwie. Wykorzystywanie kłamstwa przeciwko własnym wyborcom i własnemu społeczeństwu jest czynem wyjątkowo perfidnym. Porównywalne są jedynie internetowe terapie rozmaitych znachorów-naciągaczy, za które ustawodawca wreszcie się wziął. Im więcej odpowiedzialności i mniej bezkarności wśród dygnitarzy, tym po prostu lepiej dla obywateli.