Chińska ekspansja motoryzacyjna na europejskie kraje sprawiła, że europejski przemysł motoryzacyjny znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Proekologiczne działania UE oraz duża konkurencja sprawiają, że europejskie samochody przestaną liczyć się na rynku. Komisja Europejska dostrzegła ten problem i przedstawiła plan ratunkowych dla europejskiej motoryzacji. Ten może być jednak niewystarczający.
Sami zabiliśmy europejską motoryzację
O złagodzeniu wymogów dla europejskich producentów samochodów mówi się już od jakiegoś czasu. Europejskie marki bowiem już wkrótce mogą znaleźć się na granicy zapaści. Wszystko przez wyśrubowane normy dotyczące emisji spalin, czy też forsowanie nowych technologii (w tym ujęciu chodzi nam głównie o samochody elektryczne).
To, co zabija europejską motoryzację, to wyśrubowane normy dotyczące emisji CO2. Chociaż normy mają zostać złagodzone, długoletnia strategia proekologiczna sprawiła, że obecnie silniki spalinowe muszą sprostać naprawdę wysokim standardom. Co więcej, mówi się (a Komisja Europejska nawet przedstawiając plan ratowania europejskiej motoryzacji, to potwierdziła), że od 2035 roku będzie możliwość sprzedaży nowych samochodów tylko i wyłącznie w wersji bezemisyjnej. A na to europejskie samochody nie są przygotowane.
Europejskie samochody nie są już bezawaryjne i bezkonkurencyjne
Dawniej europejskie samochody były kojarzone z silnymi jednostkami napędowymi, które były w stanie przejechać nawet milion kilometrów bez generalnego remontu silnika. Tak, niektóre mercedesy (np. W123 i W124) były naprawdę pancerne. Oczywiście, z czasem sprzęgło się zużyło, hamulce wymagały wymiany, zawieszenie również prosiło się o remont, jednak serce samochodu – a więc silnik, chodziło bez zarzutu, nie falowało na obrotach, nie traciło ciśnienia w zaworach i nie zjadało oleju.
Niewiele gorzej radziły sobie niektóre silniki od BMW, czy legendarne Volkswagenowskie jednostki zasilane ropą. Tak, koniec XX wieku był chyba najpiękniejszym okresem w europejskiej motoryzacji. Auta były wytrzymałe, a swoją sylwetką (a także zastosowanymi rozwiązaniami, nowymi jak na tamte czasy) wzbudzały podziw. Teraz niestety europejskie samochody wzbudzają zainteresowanie tylko i wyłącznie przy wyprzedaży rocznika, gdy dealerzy obniżają ceny.
Europa benzyną i ropą stoi
Co się stało z legendarną niezawodnością europejskiej motoryzacji? Niestety, zniknęła wraz ze śrubowaniem norm ekologicznych. Europa miała naprawdę wspaniale opracowane jednostki napędowe, zarówno w wersjach benzynowych, jak i w przypadku silników diesla. A reszta świata od nas odstawała (no może poza Amerykanami, ci jednak kładli nacisk na olbrzymie pojemności silników, które nawet przy niskich cenach paliwa Europejczyków przerażały).
Obecnie, gdy kładzie się nacisk na samochody „zeroemisyjne”, a więc najczęściej napędzane energią elektryczną, wszyscy startują z tego samego pułapu. I wszyscy popełniają błędy. Europa wydaje się wręcz radzić sobie gorzej z tą gałęzią motoryzacji od konkurencji z innych rejonów świata. Na przełomie 2024 i 2025 roku pojawiła się informacja o usterce jednego z modeli Audi e-torn, w którym można było doładować akumulator jedynie do 80%. W przeciwnym razie istniało ryzyko pożaru. I to w Audi – jednej z europejskich marek premium, które również cechowały się niezawodnością i bardzo wytrzymałymi silnikami, a także dużą mocą i nowoczesną technologią.
Użytkownicy innych europejskich marek, którzy zdecydowali się na zakup samochodu elektrycznego, również zgłaszają problemy. To na przykład niski zasięg, szybka utrata wydajności baterii, czy też masa błędów sygnalizowanych przez komputer, które utrudniają, lub uniemożliwiają normalną jazdę. Krótko mówiąc – europejskie samochody cieszyły się naprawdę dobrą renomą, a technologia była dopracowana. Niestety, w momencie, kiedy zaczęto promować elektryki, cały dorobek motoryzacyjny starego kontynentu legł w gruzach.
Plan ratunkowy dla europejskiej motoryzacji
Jak wynika z analizy Europejskiego Stowarzyszenia Dostawców Motoryzacyjnych (CLEPA), w 2023 roku europejska branża motoryzacyjna odnotowała redukcję etatów na poziomie 15.000. W 2024 roku zwolniono aż dwukrotnie więcej pracowników – zlikwidowano bowiem kolejne 30.000 etatów. To naprawdę duży spadek, który niekoniecznie ma związek z wdrażaniem nowych technologii i zastępowaniem pracy człowieka sztuczną inteligencją. Te dane jasno wskazują, że europejska branża motoryzacyjna przeżywa kryzys.
Tę zapaść dostrzegła Komisja Europejska, która w marcu 2025 roku przedstawiła kompleksowy pakiet inicjatyw mających chronić europejskie marki motoryzacyjne. Główne założenia to więcej czasu dla koncernów na osiągnięcie wyznaczonych celów emisyjności (chociaż wymóg zeroemisyjności wciąż ma wejść w życie w 2035 roku). KE zapowiedziała również wsparcie finansowe w sektorze produkcji baterii samochodowych, czy wprowadzenie europejskich wymogów dotyczących zawartości lokalnych komponentów w bateriach dostępnych na wspólnotowym rynku.
Plan ratunkowy dla europejskiej branży motoryzacyjnej zakłada również ochronę pracowników tego sektora. To rozwiązanie zakłada monitorowanie trendów w tym zakresie i ewentualne wsparcie restrukturyzacji w takich zakładach pracy. Finalnie jednak odejście od silników spalinowych i tak będzie się wiązało z dużymi zmianami w europejskich koncernach, w tym również w ujęciu zatrudnienia specjalistów oraz pracowników linii produkcyjnych.
Wsparcie może nie być wystarczające. Może również przyjść za późno
W obliczu widma odejścia od benzyny i ropy w 2035 roku taki plan ratunkowy wydaje się niewystarczający. Zwłaszcza że w przypadku samochodów elektrycznych prym na rynku wiodą Chińczycy, którzy już od lat opracowują związane z tym technologie z rządowym wsparciem. W tym wyścigu niestety Europa nie wiedzie prymu.
Europejski przemysł motoryzacyjny znajduje się obecnie w bardzo trudnej sytuacji, a następne lata będą w tym zakresie kluczowe. Owszem, przejście na samochody elektryczne może być realne, może być nawet dobre, jednak zdecydowanie nie w tak zawrotnym tempie. Nie dysponujemy obecnie technologią, która sprawi, że samochody elektryczne będzie się eksploatowało tak komfortowo, jak samochody spalinowe (sam proces ładowania baterii jest przecież zdecydowanie dłuższy niż tankowanie, co prowadzi do powstawania kolejek przy stacjach ładowania na trasach). Europe na odejście od benzyny i ropy zdecydowanie nie jest gotowa i wątpliwe jest, że w ciągu najbliższych 10 lat sytuacja diametralnie się zmieni.