Wyobraźmy sobie niedzielę, w której poza najważniejszymi służbami – policją, strażą pożarną, pogotowiem – nie pracuje nikt. Mało tego, włączamy telewizor czy radio, a tam głucha cisza. To tak surrealistyczne, że niemal prawdopodobne.
Cieszmy się i radujmy, albowiem „Solidarność” znowu chce nas uszczęśliwić. Z całej siły. Tak, żebyśmy już dłużej nie mogli wytrzymać. Do grona ich wybitnych pomysłów dołączył bowiem zakaz radia, telewizji oraz komunikacji.
Zakaz telewizji w niedzielę
Naprawdę chciałabym, żeby ktoś mi wytłumaczył, co właściwie Piotr Duda chce osiągnąć, szumnie zapowiadając takie zmiany. Owszem, pomysł zakazu handlu w niedzielę jest bardzo szeroko komentowany także pod kątem tego, iż nie wszyscy wolne będą mieli – na przykład, nad kasjerkami w kinie nikt się nie lituje. Ta argumentacja dotarła do „Solidarności” i to tak, że wszyscy możemy jeszcze gorzko tego żałować.
Jak donosi portal Mazowieckie, na śląsko-dąbrowskim zebraniu delegatów „Solidarności” Piotr Duda zapowiedział, iż zakaz handlu w niedzielę to dopiero początek. Chce on bowiem, by w niedzielę wolne mieli wszyscy – poza policją i strażą pożarną. To oznacza, że w niedzielę wszyscy zostaniemy w domu – a jak pogoda nie będzie sprzyjała, to raczej przy herbacie, o ile sobie ją kupimy w dzień poprzedzający. Wizja zamkniętych obiektów kultury i rozrywki, brak telewizji (wszak tam też pracują ludzie), radia (co z toruńską rozgłośnią, ja się pytam, oni tego dnia są najbardziej aktywni), ograniczenie komunikacji (biedni studenci, ale z drugiej strony jak się ładnie BlaBlaCar rozwinie). Coś wspaniałego.
Ci źli pracodawcy
Części zatrudniających w Polsce można mieć naprawdę wiele do zarzucenia. Niejednokrotnie na łamach Bezprawnika publikujemy historie, które czasem śmieszą, czasem straszą, ale wszystkie w dość rzeczowy sposób opisują rzeczywistość, z jaką borykać się musi pracownik w naszej ukochanej ojczyźnie. Mazowieckie donosi jednak, że Piotr Duda może mieć ochotę na likwidację pracy zmianowej jako narzędzia, którym posługują się „pseudopracodawcy” (jego słowa) do tego, by wykorzystywać podwładnych i zmuszać do pracy w niedziele oraz święta. Jak miał powiedzieć, owi wyzyskiwacze traktują „pracę jak towar, ludzi jak śmieci, towar na półkach” (to bardzo zawiłe równanie). Chodzi tu zwłaszcza o proceder, który opisywaliśmy wcześniej – niektóre dyskonty postanowiły bowiem przedłużyć godziny pracy do późnej nocy.
Na tym samym spotkaniu Duda uznał, że określenie „klient – nasz pan” uwłacza pracownikowi. Jakkolwiek semantycznie nie jest to może najszczęśliwsze sformułowanie (wyrośliśmy przecież już z „panów” i „sługów”), to dobrze obrazuje, jak działa rynek. Przypominamy, że ci, którzy nie stosowali się do tej maksymy – niech przykładem będzie niesławna Willa Karpatia – nie skończyli dobrze.
Zmiany, zmiany, zmiany
Nowe rozwiązania w zakresie kodeksu pracy już teraz budzą kontrowersje – padł przecież pomysł, by to zwalniający szukał zwalnianemu pracy, a do tego wypłacał mu pieniądze za ekspresowe pożegnanie się z firmą. Komisja Kodyfikacyjna w połowie marca będzie musiała przedłożyć rządzącym dwa projekty nowych ustaw. Zanim w ogóle wejdą w życie, będą musiały przejść przez istny magiel, ale to dobry czas dla „Solidarności” na to, by próbować wprowadzać coraz to ciekawsze pomysły.