Rządzący już na dobre zauważyli, że gry komputerowe generują Polsce mnóstwo pieniędzy, dlatego postanowili wynagrodzić ich twórców. Oczywiście, nie byliby sobą, gdyby nie zrobili tego na własnych zasadach.
W porządku, nikt nie powinien być zdziwiony. Kiedy Wiedźmin 3: Dziki Gon okazał się kasowym hitem, którego pokochały miliony graczy na całym świecie, byliśmy autentycznie dumni. Zresztą, pamiętacie pewnie, że poprzednia część – Zabójcy Królów – została podarowana Barackowi Obamie przez Donalda Tuska. Ale świat doczekał się też naszych innych tytułów – na przykład This War of Mine. Teraz gracze z całego świata czekają na Dying Light 2 i na Cyberpunka 2077. Ministerstwo Kultury doliczyło się 330 firm produkujących w Polsce gry… i aż dziewiętnaście z nich znajduje się na giełdzie. I zmartwili się tym, że wygenerowane przez nich PKB to tylko 0,10, dwa razy mniej niż w Japonii (ale hej, Japonia ma Nintendo!).
Najwyraźniej nasi włodarze zorientowali się, że gry to prawdziwa kopalnia złota, bowiem postanowili ulżyć nieco ich twórcom, aczkolwiek pod pewnymi warunkami. Niby nie takimi zaporowymi, aczkolwiek można to wielorako interpretować.
Gry kulturowe
Założenie jest dość proste. Firmy, które będą tworzyć tak zwane „gry kulturowe” – czyli takie, które mają promować pozytywny wizerunek Polski na świecie. Pod taką kategorię Dziki Gon załapałby się na pewno, ale co to oznacza dla pozostałych tytułów? Ani Dying Light, ani Cyberpunk 2077 nie będą chyba miały raczej nic wspólnego z naszym krajem w swojej fabule. Tak czy inaczej, jeśli jednak załapałyby się w tę nieco mętną definicję, ich producenci dostaliby specjalną ulgę podatkową. Firma korzysta wtedy z dodatkowego odliczenia od podstawy opodatkowania w podatku dochodowym CIT/PIT 100% ustawowo określonych kosztów kwalifikowalnych. Co to oznacza w praktyce? Portal PPE.pl obliczył, że dla podatnika to może być nawet 19% korzyści w zwrotu kosztów.
Test kulturowy
Żeby gra mogła być uznana za kulturową, musi przejść tzw. „test kulturowy”, który będzie określał jej charakter. Podobnie dzieje się na Zachodzie, w Wielkiej Brytanii jest to Video Games Tax Relief, zaś we Francji Crédit d’impôt jeu vidéo. Z punktu widzenia polskich deweloperów to może być naprawdę dobra decyzja, aczkolwiek ja nie jestem do końca przekonana. Nie to, żeby ulga podatkowa była w tym wypadku czymś złym (wręcz przeciwnie!), natomiast samo pojęcie „gry kulturowej” nieco mnie niepokoi. Promowanie dobrego, złego, neutralnego wizerunku Polski w świecie nie powinno być od tego zależne. Choć to i tak dobrze, że zdecydowali się na odciążenie rynku gier. Na tym z pewnością nie stracimy, w przeciwieństwie do tworzenia kolejnych PFN-ów.