Nowy rodzaj oszustwa czyha na kierowców. Fałszywy mandat za prędkość z Niemiec – jak go rozpoznać?

Moto Zagranica Dołącz do dyskusji (143)
Nowy rodzaj oszustwa czyha na kierowców. Fałszywy mandat za prędkość z Niemiec – jak go rozpoznać?

Serwis trans.info przedstawił historię pewnego kierowcy, która powinna być przestrogą. Właśnie ujawnił się nowy rodzaj oszustwa, który czyha na kierujących. Oszuści wykorzystują tym razem mandaty z fotoradarów w Niemczech.

Na niemieckich drogach, zgodnie z wyliczeniami Yanosika, znajduje się 3909 fotoradarów. W Polsce jest to tylko 480 sztuk. Każdy, kto kiedykolwiek poruszał się po drogach naszego zachodniego sąsiada wie, że wyjątkowo nietrudno tam o „wpadkę”.

Niemiecki mandat… czy na pewno?

Pewien przewoźnik z Lubelszczyzny zwrócił się do źródłowego portalu, żeby ten nagłośnił pewną sprawę. Załączył on szereg zdjęć i opis, który wygląda następująco

Na pierwszy rzut oka niby wszystko ok, tylko zdjęcie trochę dziwne jak na fotoradar. Po chwili zauważyłem, że nie ma informacji na temat miejsca i godziny wykroczenia. Dlatego przyjrzałem się dokładniej dokumentowi i zauważyłem, że został on wysłany z Poznania

Podstawa prawna, która została przywołana przez wysyłającego rzekomy „mandat” jest prawidłowa, jednak treść wysłanego listu jest z nią sprzeczna. Prawo niemieckie, zgodnie z § 27 StVG (ustawa o ruchu drogowym) wymaga podania miejsca i czasu popełnienia wykroczenia (chyba, że osoba stale przebywa w Niemczech). Takich informacji oczywiście nie ma.

Warto zwrócić uwagę, że nie istnieje możliwość jakiegokolwiek odwołania się od rzekomego mandatu. Jedyna możliwość, to otrzymanie wyższej „kary”, za nieuiszczenie kwoty w terminie. Już w tym miejscu każdemu kierowcy powinna zapalić się „czerwona lampka”.

Mężczyzna, który otrzymał mandat słusznie zauważył, że powinien on trafić najpierw do banku (pojazd był wzięty w leasing). Bank oczywiście o niczym nie wiedział.

Serwis trans.info słusznie zauważa, że w Niemczech nie występuje żaden urząd, który nosiłby skrót ADK. No chyba, że tamtejsza Akademia Sztuk Pięknych. Mandaty z niemieckich fotoradarów wysyłane są poprzez różne instytucje, jednak najczęściej jest to miejscowa policja albo burmistrz miasta.

Pod adresem, z którego wysłane zostało pismo, znajduje się kancelaria prawna i poczta (co ciekawe, Deutsche Post). Z pewnością nie ma tam żadnego organu, który mógłby być uprawniony do wystawienia i wysłania mandatu.

Nowa metoda oszustwa?

Mimo, że po analizie łatwo stwierdzić, że mandat jest jedynie próbą oszustwa, to na pierwszy rzut oka wszystko wygląda nad wyraz wiarygodnie. Począwszy od podstawy prawnej, przez pieczątki niemieckiej poczty, aż po zdjęcie frontu pojazdu, należącego do przewoźnika. Ciężko nawet spekulować jaki jest dokładnie mechanizm działania oszustów.

Bardzo możliwe, że oszuści (być może Polacy) działają na terenie Berlina. Świadczy o tym numer konta, który należy do niemieckiego banku, zdjęcie pojazdu, które prawdopodobnie zostało zrobione na terenie Niemiec, jak i pewna znajomość niemieckich przepisów.

Zdjęcia użyte w treści artykułu pochodzą z witryny trans.info