Jeszcze wczoraj rano ruch polityczny Roberta Biedronia miałem za medialną wydmuszkę, ale Platforma Obywatelska namaściła go na lidera opozycji.
Z tym Biedroniem w świecie wielkiej polityki to było tak, że jego polityczne ambicje głośno przejawiane co najmniej od kilku miesięcy wzbudzały moje politowanie.
Moje spotkania z Robertem B.
Zacznijmy od początku. Roberta Biedronia przez lata nie lubiłem. Miałem wrażenie, że wykorzystuje swoją orientację seksualną do budowania popularności i kapitału politycznego. Jako prezydent Słupska bardzo jednak zyskał w moich oczach, prezentując się jako polityk nie tylko z dobrym PR-em (ten był niezaprzeczalny), ale i jako sprawny administrator miasta, który faktycznie wnosi nową jakość. Ja różne formy manifestacji tej jakości nie zawsze musiałem podzielać, ale fakt faktem, że w wielu aspektach podzielałem.
Podobało mi się na przykład, gdy Biedroń złamał serce ugrupowania, które darzę szczególną niechęcią. Partia Razem była autentycznie wściekła, gdy prezydent Słupska spotkał się z Leszkiem Balcerowiczem. Ubolewali, w swojej prymitywnej wizji świata, że homoseksualista śmiał w swoich sympatiach politycznych nie odwoływać się do skrajnej lewicy, programowo czerpiącej nawet z postulatów komunizmu. Dla wielu osób na lewicy jest to – zdaje się – transakcja wiązana.
Nie zmienia to jednak faktu, że Robert Biedroń poczuł się polityczną gwiazdką, przekuwając w swojej głowie sympatię medialną na możliwości oddziaływania politycznego. Jego głośno wygłaszane ambicje polityczne z górnej półki wyglądały w moim przekonaniu nieco groteskowo, jak gdyby na przykład Neil Patrick Harris poczuł się po gali Oscarów niezwykle lubiany, doceniany i na fali tych emocji postanowił rzucić rękawicę Trumpowi i Hillary Clinton.
Robert Biedroń Kocha Polskę
Robert Biedroń zapowiedział powstanie jakiegoś tam ruchu, który gotów byłem, z powodów częściowo wyżej wskazanych, bagatelizować. Przykładowo na stronie robertbiedron.pl znajdziemy grunt pod partię polityczną w postaci think-tanku Instytut Myśli Demokratycznej.
Znajdziemy tam na przykład prezentację, całą utrzymaną w konwencji fragmentu „Od 2015 roku wójtowie, burmistrzowie i burmistrzynie oraz prezydentki i prezydenci miast regularnie spotykają się (…)”. Ten postępowy język z nachalną feminizacją jest groteskowy, infantylny, a na dodatek przeczy podstawowej roli języka. Ten ma być prosty i służyć komunikacji, a tymczasem każde zdanie to wyliczanka rodzaju żeńskiego i męskiego rzeczowników, nawet jeśli takie formalnie nie są przewidziane np. przez ustawę, żeby zaspokoić ten 1% zakompleksionych kobiet, które swoje własne poczucie wartości budują na formie jakiegoś rzeczownika.
Łukasz Kotkowski z bloga Spider’s Web podrzucił mi stronę główną witryny Roberta Biedronia z głosem „patrz – od rana już prawie 750 000” osób się zapisało. Ale po kilkunastu godzinach licznik niemal nie drgnął. Wydaje mi się, że licznik nie zlicza osób, które dopisały się do newslettera, a skrzętnie zbieranych przez lata sympatyków Biedronia w mediach społecznościowych: Facebook, Twitter, YouTube, Instagram. Taka tam manipulacyjka.
Schetyna, Giertych, Lis od wczoraj: Make Biedroń great again
Robert Biedroń został wczoraj namaszczony na lidera polskiej opozycji. Nie za sprawą ekspertów i ekspertek, nie za sprawą przekonania o swojej popularności, nie za sprawą zagadkowego licznika poparcia. Stworzyli go politycy oraz publicyści związani z Platformą Obywatelską, którzy jak jeden mąż rzucili się na Biedronia.
To prawda. Mają rację. Biedroń dzieli i rozbija opozycję, a system wyborczy bezlitośnie nagrodzi za to skonsolidowany obóz Zjednoczonej Prawicy. Zauważmy jednak w jak wielkiej desperacji znajduje się nasza opozycja, by z wrogością, z jaką przez ostatnie miesiące nie atakowała jawnie łamiących ustrój polityków PiS, w skoordynowany sposób rzuca się na Biedronia.
Z jednej strony mamy fatalny, naprawdę tragiczny rząd. Być może najgorszy w historii III RP. Z drugiej strony mamy fatalną, naprawdę tragiczną opozycję. Zdecydowanie najgorszą w historii III RP, a jeśli ktoś mi w to nie wierzy, to niech sobie obejrzy w internecie filmik, na którym Rafał Trzaskowski „naprawia” drzwi nieporadnie sklejając je taśmą klejącą, a ktoś w tle skanduje, że taki powinien być prezydent Warszawy.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że we wszystkich moich bezprawnikowych atakach na Platformę Obywatelską, ja nigdy w najmniejszym stopniu nie wyrażam solidarności z obozem Prawa i Sprawiedliwości – choć właśnie takie zarzuty stawiają mi wyborcy z żelaznego elektoratu PO.
Ja nie wyrażam zgody na mierność, która prowadzi nas wszystkich w kierunku niekwestionowanej porażki – porażki nie klubów politycznych, lecz naszej ojczyzny. Dokładnie z tego samego powodu pojawił się na scenie politycznej Robert Biedroń, który dostrzega problem niewidoczny dla Grzegorza Schetyny. I jeśli Grzegorzowi Schetynie choć trochę zależy na Polsce, niewykluczone, że czas złożyć Biedroniowi hołd lenny.