Sądy i prokuratura nie mogą działać dobrze, jeśli część ich pracy zapychają wnioski o likwidację torebek foliowych, łyżek, kłódek i czapek. Co prawda najpierw trzeba napisać wezwanie do właściciela, ale w praktyce nikt po to nie przychodzi. To tylko przykład z prokuratury w Pabianicach. W większych miastach takie śmieci zapewne piętrzą się w depozycie po sufit, utrudniając pracę wymiarowi sprawiedliwości.
Naprawdę współczuję prokuraturze w Pabianicach, chociaż potrafię sobie wyobrazić, że takie rzeczy jak tam, dzieją się też w każdej innej. Od roku wzywają bowiem właściciela pustej torebki foliowej. Musieli napisać wezwanie (co zajmuje czas), a do sądu pewnie niedługo wpłynie wniosek o likwidację torebki. Jeszcze ktoś się dziwi, dlaczego sprawy w wymiarze sprawiedliwości zajmują tyle czasu? Sprawę opisuje „Dziennik Łódzki”.
Biurokracja w sądach
W prokuraturze w Pabianicach zalega nie tylko torebka foliowa. Jest tam również łyżka, granatowa czapka, dwa słoiki z zawartością, sto siedem gwoździ, dwie kłódki, okulary do pływania… wszystko to stanowiło kiedyś dowód w sprawie, ale stało się zbędne. Teraz trzeba pisać wezwania do właścicieli, ale oni nie kwapią się po odbiór rzeczy. Efekt? Śmietnisko w depozycie, mnóstwo dokumentacji do wypełnienia, konieczność zawracania głowy sędziom. I długi czas przetrzymywania – torebkę foliową można odebrać aż do 2020 roku.
Wszystko to wynika z Ustawy o likwidacji niepodjętych depozytów. Właściciel ma trzy lata na zgłoszenie się po odbiór, zanim „dowód” będzie można wreszcie wyrzucić do kosza. Mecenas Piotr Kaszewiak, który zrobił zdjęcie wezwania po odbiór nieszczęsnej foliówki, komentuje to następująco: można byłoby od razu zniszczyć torebkę, a właścicielowi wypłacić rekompensatę. Zapewne jej wysokość nie naruszyłaby w jakiś znaczący sposób państwowego budżetu. Teraz mamy bowiem takie sytuacje, że Sąd Okręgowy w Warszawie wolnymi terminami dysponuje od maja. Niewątpliwie wśród spraw do rozpatrzenia widnieje cały stos wniosków o likwidację jakichś śmieci z depozytu.
Prokuratura w ten sposób traci bowiem czas i papier. Wiadomo, że właściciel raczej nie zgłosi się po taką bzdurę.
Bardzo głupie czekanie
Przepisy są jakie są, prokuratorzy z Pabianic nic nie mogą z tym zrobić. Cieszą się jedynie, że nie muszą już przetrzymywać w depozycie niedopałków papiersów. Są nieistotne dla sprawy, podczas, gdy foliówka, łyżka czy świeczka nadal stanowią – z punktu widzenia prawa – jakąś wartość dowodową.
Rozumiem przechowywać pistolet, nóż, zakrwawione ubranie, wszystko, co faktycznie mogłoby rzucić nowe światło na dane wydarzenia. Ale dlaczego zajmuje się czas prokuratorom i sędziom każąc im trzymać w depozycie gwoździe? Słoiki? Potem rząd mówi, że sądy źle działają, a nie widzą prawa zapchanego idiotycznymi, biurokratycznymi drobiazgami, które tylko utrudniają pracę wymiarowi sprawiedliwości.