Regularnie przejeżdżam przez Olsztyn od kilku lat w drodze z Gdańska w moje rodzinne strony na ścianie wschodniej. Nigdy jednak mi się nie zdarzyło przejechać przez to miasto dwa razy tą samą trasą. Wszystko dzięki nieustającym remontom i fatalnemu oznakowaniu dróg. Wydaje się, że byłoby lepiej, gdyby olsztyńscy drogowcy odpuścili stawianie jakichkolwiek znaków.
Stolica Warmii jest jednym z mniejszych miast wojewódzkich w naszym kraju. Niemniej jednak bardzo ambitnym, zwłaszcza jeżeli weźmie się pod uwagę nieustające remonty, renowacje i budowy. Miasto, podobnie jak duża część naszego kraju jest jednym wielkim placem budowy. Nie należę do osób, które narzekają na remonty. Zawsze zdaję sobie sprawę z tego, że te trwają stosunkowo niedługo, a przewidywane korzyści zawsze wynagradzają chwilowe niedogodności. Niestety powyższe twierdzenie zupełnie nie odnosi się do Olsztyna, ponieważ są jakieś granice tych niedogodności.
To zabawne, bo podobne obserwacje mają wszyscy moi znajomi, którzy kiedykolwiek przejeżdżali przez Olsztyn. Przez to miasto przejeżdżam regularnie kilka razy w roku podczas podróży na wschód. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że za każdym razem przez miasto przejeżdżam inną trasą. Nie dlatego, że to miasto oferuje tyle atrakcji, że przejeżdżający przez nie turysta ma ochotę za każdym razem zboczyć z trasy. Wszystko za sprawą wiecznie trwających remontów dróg i chodników, a jeszcze bardziej przez absolutnie fatalne w każdym znaczeniu tego słowa oznaczenie remontów i objazdów.
Wielokrotnie zdarzało mi się jechać trasą oznaczoną jako objazd, która kończyła się ślepą uliczką. Nie stało się to dlatego, że coś przeoczyłem tylko dlatego, że drogowcy zupełnie nie koordynowali objazdów. Drugą możliwością jest to, że sami nie nadążają za zmianami w trakcie robót. Obie możliwości równie tak samo złe i źle świadczące o zarządcy. Uruchamianie nawigacji w mieście również nie ma sensu, bo te jeszcze bardziej nie nadążają za aktualnymi zmianami i bardzo często zdarza im się wyprowadzać kierowców na zamknięte drogi. Specjalnie mnie to nie dziwi – w końcu to nie jest wina nawigacji.
Podążając znakami wskazującymi objazd w Olsztynie nie zdziw się, jeżeli wyjedziesz w ślepą uliczkę
Oczywiście w mieście jest całkiem sporo tablic informujących o aktualnych pracach drogowych i zamkniętych drogach. Nie bardzo jednak rozumiem, do kogo one są kierowane. Przecież mieszkańcy Olsztyna z pewnością doskonale wiedzą, jaką trasą mogą objechać zamkniętą ulicę. Z kolei kierowcy, którzy przez miasto przejeżdżają i w ogóle go nie znają, nic z tych znaków nie wyczytają. Wjeżdżając do obcego miasta i widząc, że zamknięto ulicę Sezamową, a objazd do Garbatej jest przez Sasankową, Krętą i Wąską nic mi nie mówi. Zwłaszcza widząc obok tego dziwne szlaczki, które mają symbolizować siatkę ulic objętych remontem. To wszystko w otoczeniu hałasu budowy. Każdy kierowca przyzna, że to okoliczności raczej stresujące i zmuszające do szczególnego skupienia uwagi na tym, żeby samochód nie skończył w wykopanym obok rowie. Analizowanie siatki objazdów, i tak fatalnie oznaczonych, nie ułatwia nawigacji.
Dlatego uważam, że przed oddaniem jakiegokolwiek oznakowania do użytku, organizatorzy powinni przeprowadzić prosty test. Wystarczyłoby, żeby grupa osób z innego miejsca przemierzyła miasto z punktu A do punktu B, posługując się tylko i wyłącznie znakami drogowymi. Wtedy drogowcy byliby niesamowicie zdziwieni, gdyby odkryli, że to, co jest oczywiste dla nich, dla przyjezdnych jest zupełnie niezrozumiałe.