Przetargi w Polsce rządzą się swoimi prawami. Bardzo często organom administracji, bądź samorządu, wystarczy do szczęścia jak najniższa cena. Choć bywa, że to właściwie jedyne kryterium, którym kierują się one przy rozstrzygnięciu, to wcale ta cena nie musi być niska. Okazało się na przykład, że drukowanie matur przez wojsko przez lata było horrendalnie drogie.
Wojskowa drukarnia pełniła rolę pośrednika pomiędzy prywatnymi firmami a pieniędzmi za przetarg
Jak podaje Onet.pl, od 2005 r. Wojskowe Zakłady Kartograficzne, spółka podległa Ministerstwu Obrony Narodowej, zajmowała się zarówno drukowaniem, jak i dystrybucją arkuszy maturalnych. W ciągu ostatnich lat, oferowała ona swoje usługi za średnio ok. 34 miliony złotych rocznie. Niekoniecznie może do końca „swoje”, bo większość pracy wykonywali tak naprawdę podwykonawcy: prywatne firmy takie, jak Toruńskie Zakłady Graficzne Zapolex oraz Drukarnia POZKAL z Inowrocławia. Zyski wojskowej spółki z roli pośrednika w tej transakcji wynosiły, zgodnie z informacjami Onetu, około 1,5-2 milionów złotych. Jej przedstawiciele twierdzą jednak, że były to kwoty dużo wyższe, sięgające 10-13 milionów.
Prokuratura uprawiająca szpiegostwo gospodarcze na rzecz państwowej spółki?
Taki układ trwał w najlepsze do 2018 r. Wówczas do przetargu stanęły Częstochowskie Zakłady Graficzne, we współpracy z firmą Samidruk z Brodnicy. Ich właściciele od dawna byli zdania, że Wojskowe Zakłady Kartograficzne zawyżają cenę, i to zdecydowanie. Oferta ze strony prywatnych firm była aż o 8 milionów złotych mniejsza. Biorąc pod uwagę najważniejsze kryterium w polskich przetargach, nie powinno dziwić, że wygrały one z państwową spółką. I tak zaczął się ich problem.
Do Urzędu Komunikacji Elektronicznej i prokuratury zaczęły napływać donosy na Częstochowskie Zakłady Graficzne. Sam przetarg, oczywiście, został od razu zaskarżony – do sądu i do Krajowej Izby Obrachunkowej. W styczniu do siedziby firmy wchodzi policja, na polecenie prokuratury zabezpiecza firmowe dokumenty. Zupełnym przypadkiem te same dokumenty pojawiają się w ręku Wojskowych Zakładów Kartograficznych w trakcie postępowania przed Krajową Izbą Obrachunkową, już następnego dnia po przeszukaniu.
Drukowanie matur w rękach prywatnej firmy spotkało się ze zdecydowaną odpowiedzią ze strony organów ścigania
Częstochowskie Zakłady Graficzne wygrały to postępowanie, także następne przed sądem. Usługa została zrealizowana, bez zarzutu. Tymczasem szykany organów państwa względem Częstochowskich Zakładów Graficznych nie ustały. Najpierw próbowano przekonać sąd, że przedstawiły one nierzetelne referencje dotyczące podwykonawcy, firmy z Brodnicy. Proszono nawet Ministra Sprawiedliwości, by objął tą sprawę specjalnym nadzorem. Doszło również do zatrzymań. W październiku aresztowano dwóch pracowników drukarni. Do tego zabezpieczono serwery, dane technologiczne i handlowe oraz dokumentację dotyczącą kolejnych przetargów. Sąd nie przychylił się do wniosku prokuratury o dwumiesięczny areszt, do dzisiaj żadnych zarzutów nie postawiono.
Przetargi na lata 2019 i 2020 sprawiły, że zlecenie na drukowanie matur trafia ponownie do Wojskowych Zakładów Kartograficznych. Tym razem oferują dużo niższą cenę, odpowiednio 17 i 15 milionów złotych. Okazało się, że jednak da się zrobić dokładnie to samo dwa razy taniej. Drukowanie matur przez wojsko stało się tańsze nie bez przyczyny. Prezes wojskowej spółki bez ogródek stwierdził, że obniżkę ceny wymusiła zmiana sytuacji na rynku – a więc pojawienie się na nim prywatnej konkurencji.
Za nonszalanckie wydawanie publicznych pieniędzy zapłacimy my wszyscy – w podatkach i innych daninach
Przetargi w naszym kraju od dawno są obiektem kpin i szydery ze strony Polaków. Często jest to śmiech przez łzy. Bardzo cieszy, że budżet państwa, dzięki pojawieniu się oferty ze strony prywatnej konkurencji, zaoszczędzi w następnych latach 40 milionów złotych. Zwłaszcza, że tych pieniędzy państwo sobie nie wyczarowuje pstryknięciem palca, tylko przede wszystkim pobiera od obywateli w formie rozmaitych danin. Niepokojące są jednak dwa wątki tej sprawy. Po pierwsze: przez długie lata państwo najwyraźniej przepłacało i najwyraźniej taki stan rzeczy wcale a wcale mu nie przeszkadzał. Podejrzewam, że urzędnicy jak najbardziej mieli możliwość zorientowania się, ile tak naprawdę wynoszą orientacyjne koszty wydrukowania arkuszy i rozprowadzenia ich we właściwym momencie po Polsce. Dlaczego więc tego nie zrobili?
Drugi wątek wydaje się być jeszcze gorszy. Jeśli rewelacje Onetu są prawdziwe, to organy tegoż państwa zabawiały się nie tylko w co najmniej nieetyczne wspieranie „swojej” firmy, starając się przy tym wręcz sparaliżować jej konkurencję. Co więcej: uciekały się nawet do szpiegostwa gospodarczego na rzecz tej pierwszej. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że może i partnerzy biznesowi wojskowej firmy na tych działaniach zyskiwali, ale ostatecznie tracili ci, w których interesie organy państwa powinny działać – obywatele. A przecież, w teorii, powinny one działać w sposób nie tylko bezstronny, ale również pogłębiający zaufanie do państwa.